piątek, 31 października 2014

Negocjacje

Ciekawe, że dziatwa najbardziej superancko bawi się, kiedy ty się śpieszysz lub masz w rękach kilka ton zakupów. Zziajana jak koń po westernie, powłócząc nogami, koncentrujesz się na jednym celu - ulubionym fotelu - na którym zalegniesz, zajadle walcząc o oddech. Tymczasem dwoje uwolnionych małolatów śmiga po własnych orbitach, za nic mając twoje pohukiwania. Jak na złość, na drodze znajduje się megawypasiona kałuża - morze możliwości zabawy.
Uradowany Krzyś przykucnął na jej brzeżku i chlapie łapkami brudną wodę. Po kilku minutach bezowocnego wołania, napominania, nakazywania, przekupywania i wygrażania pięściami, zastosowałam broń ostateczną:
- Zuzia, idź przyprowadź brata.
Rzuciłam siaty o glebę i patrzę, jak Zuzia nonszalancko zmierza w stronę Krzysia, aby ćwiczyć się w trudnej sztuce negocjacji. Krzyś to albo ogłuchł albo zapamiętał się w zabawie, bo zignorował nasze wysiłki kompletnie.
I nagle patrzę, a Zuzia jak nie wycedzi Krzysiowi w tyłek z buta! Chłopak, utraciwszy przyczepność z podłożem, poleciał rękami do przodu i zaległ bez ruchu w kałuży.
- Co ty wyprawiasz?! - zapiałam pięknie rzuciwszy się synu na ratunek.
Buzia Krzysia wyrażała bezbrzeżne zdumienie, natomiast na licu Zuzki malował się figlarny uśmieszek z cyklu ojej-przyłapali-mnie-udawajmy-skruchę.
- A co? Widziałaś? - zapytała z głupia frant.
- No pewnie, że widziałam - sapię dźwigając synusia - odbiło ci?
- No bo nie chciał wstać. A teraz stoi. Widzisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty