czwartek, 31 grudnia 2015

Koniec roku

Rok z głowy. Ledwo się zaczął, ledwo zaczęłam pozorować jakąś aktywność, a tu koniec. No więc przejrzałam mój pamiętniczek i zrobiłam takie małe subiektywne resumee.


Styczeń
Depresja urodzinowa i ćwiczę pilates
Trzeba przyznać, że statystycznie mam bliżej niż dalej. Upijam się na smutno i na ciągłym cyku mam zamiar przetrwać najbliższe 12 miesięcy.
Rozpoczynam walkę o przetrwanie w formie, ale na skutek ogólnego rechotu dzieci i innych zdarzeń, niewiele się w mojej fizjonomii zmieniło.
 
Luty
Małżon Show
Małżon robi zakupy, pilnuje dzieci, dba o ogólną atmosferę. Jednym słowem: cud, miód i orzeszki.
"Ło, kobieto, jakbyś ty zarządzała naszym budżetem, to żylibyśmy bardzo dobrze. Co prawda do 10., ale byłoby cudownie." 
 
Marzec
Wdaję się w dyskusję z głupkiem
Efekt jak na obrazku
 
Kwiecień
Dzieci są rezolutne
Oto Babcia Ala (w czerwonych spodenkach) przyjmuje na klatę mądrości swoich wnucząt.

 
Maj
Krzyś w roli głównej
Były urodziny, wyjście do kina, a nawet usiłował mi kupić busenhalter. Brawo Krzyś!

 
Czerwiec
Maaajooorkaaa ekstazy in mąszon ooooo, dats Majorka!
To trzeba zobaczyć, to trzeba przeżyć. Koniecznie z najlepszą przyjaciółką!
 
 
  
Lipiec
Nie bądź jeleń, jedź na Wieleń
Miły zakątek na rubieżach lubuskiego. Przeżyliśmy tam wichurę oraz koniec świata. Ale przeżyliśmy też urodziny Zuzi.
 



Sierpień
Türkçe biliyor musun?
Wypadki. Upadki. Robienie transakcji na astronomiczne kwoty. Chore dzieci (Krzyś 39.1 stopni gorączki i Zuzia 40.1) i zderzenie z cudzoziemską służbą zdrowia oraz cenami w aptece.
No i moja rocznica narodzin.



Eftalia Village, domek KIWI


rana po moim drugim upadku










standardowa zabudowa balkonu

Wrzesień
Zuzia idzie do szkoły
Było to wiekopomne i niedopodrobienia przeżycie. Kupowanie tornistra i wyprawki. Bieganie po klasach. Ekscytujące odrabianie lekcji. I miłe wspomnienie z dzieciństwa - opieprz od szkolnej woźnej.


Październik
Krzyś klnie jak stary
Na wszelkie sposoby odmienia słowa powszechnie uznane za obelżywe. Ponoszę dramatyczną klęskę w bibliotece. Wstydzę się tam pokazać, więc znów uiszczam karę za przetrzymanie książek. Zuzia wybiera prezydenta RP. I tu dupa i tam dupa.

Krzyś robi wrażenie swoją kulturą i ogładą.
 
Listopad
Zuzi hurtowo wypadają zęby
Wróżka-zębuszka robi bokami. W ramach rozrywki wyjechaliśmy do Liberca. Przeżywam dwa załamania nerwowe: jedno na wieść o planach rządu nt. edukacji sześciolatków i drugie na wieść o nadchodzącej zimie.
Hotel Babylon w Libercu
 
precz z zimą!!!

Grudzień
Zasłabłam w oczekiwaniu na święta

Zaliczam się do nielicznej grupy osób nie lubiących świąt. Żadnych. Nie dziwota, że padłam. Aktualnie zajmuję się wymyślaniem powodów, dla których nie mogę pójść do lekarza. Jest już całkiem spora lista. Poza tym i tak się sypię, to po co przepłacać. Wszak moje motto to keep calm i hakuna matata. I tego się, kurna, trzymam!
 

 
 

Do siego roku Wam! Aby rok 2016 był lepszy niż 2015
i gorszy niż 2017!


niedziela, 27 grudnia 2015

Dzisiaj będę ciągle w ruchu. Raz na plecach, raz na brzuchu.

- Takiego wała - podsumował Małżon - od trzech dni jemy, łazimy w gości albo goście przychodzą do nas albo gapimy się w telejajko. Zbieramy się i jedziemy na wyprawę. Gdzie? A do Łagowa! Nie ma co kwękać! Ubierajcie się i już!!!
- Nie chcę. Nogi mnie bolą - zapiszczały pacholęta.
Wzruszyłam ramionami.
- Dajcie spokój dzieci. Znam tatę i tę minę. Nic już nie wskóramy. Czeba się zbierać.

Pojechali.

Łagów Lubuski położony jest w centralnej części województwa lubuskiego, tuż przy krajowej drodze numer 2, relacji Świecko – Warszawa.
Wspomnienia o tej osadzie datują się na XIII wiek, ale są potwierdzone relacje, że teren ten był zamieszkiwany już wcześniej.
Łagów leży na przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami – Łagowskim i Trześniowskim, które swoimi walorami przyciągają w sezonie letnim amatorów pływania, wędkowania, a także płetwonurków. Wieś otoczona jest blisko 3,5 tys. ha lasów Łagowskiego Parku Krajobrazowego, wraz z wchodzącymi w jego skład rezerwatami przyrody. Obecność lasów i ich wysokie położenie, w stosunku do przylegających do nich terenów, wpływają na tutejszy klimat, który należy do najłagodniejszych w Polsce.
W centrum Łagowa znajduje się średniowieczny Zamek Joannitów, w którym obecnie mieści się hotel i restauracja. Niewątpliwie do żelaznych punktów wyprawy do Łagowa należy wejście na 35 metrową wieżę zamkową, z której roztacza się piękny widok na Łagów i okolice.
Tuż obok Zamku Joannitów znajduje się XVIII-wieczny Kościół św. Jana Chrzciciela, niewielki park oraz 50-letni amfiteatr. W cieniu wieży położone są przedwojenne kamieniczki oraz dwie bramy – Polska z XV wieku i XVI-wieczna Marchijska, które przez kilka wieków wyznaczały granice miejscowości.
Sokola Góra, wzniesienie z dobrze zachowanymi śladami po wczesnośredniowiecznym grodzisku i pozostałościami starego cmentarza, stanowi kolejną atrakcję dla zwiedzających. Całości dopełnia zabytkowy wiadukt kolejowy z 1909 roku, o wysokości 25 metrów.
Obowiązkowo też należy pójść na spacer po licznych ścieżkach dydaktycznych położonych wzdłuż jeziora Trześniowskiego (głębokiego na 60 m!) i wdrapać się po chybotliwych schodkach na dawny poniemiecki cmentarz.

U góry po prawej stronie widoczna Brama Polska.
W centrum - Brama Marchijska

Widok z wieży



A otóż i sama wieża Zamku Joannitów



Po niezbyt forsownej włóczędze (co za powietrze! Jaki zapach! Ile tlenu! Jaka cisza!) zjedliśmy obiad w kultowej żarłodajni w Mostkach o szumnej nazwie Las Vegas.

Zuziu naprawdę zjadłaś 10 pierogów???

I wróciliśmy do domu.






I to był dobry dzień.

sobota, 26 grudnia 2015

Jak zbudować świąteczną atmosferę

- Leci gówno gówno do dupy la la la - śpiewa Krzyś.
Reakcje:
wariant 1. głośne zbesztanie. "Jesteś małym niegrzecznym chłopczykiem. Wstydź się!"
Prawdopodobna reakcja: Krzyś zaczyna głośno szlochać i załamywać rączki: "jestem grzeczny mamusiu, grzeczny". W efekcie bierzesz go na kolana, przytulasz i sama przepraszasz za niegrzeczne zachowanie.

Wariant 2. Zaczynasz się śmiać.
Prawdopodobna reakcja: Krzyś uchachany do granic, załączy do piosenki oryginalną choreografię i powtórzy swój szoł w najmniej spodziewanym dla ciebie momencie np. w zbiorowisku rodziców odbierających swoje dzieci ze szkoły.

Wariant 3. Nie reagujesz. Milczysz. Układasz puzzle z tyranozaurem.
Prawdopodobna reakcja: Krzyś zaczyna śpiewać głośniej i głośniej, aż do ochrypnięcia, drze ci się do ucha na wypadek, gdybyś ogłuchła, aż zawyjesz w desperacji.

Na razie realizujemy wariant trzeci.
A Zuzia się śmieje. Wręcz rechocze do rozpuku. Aż jej puzzle z brachiozaurem z dłoni wypadają. Rozochocony Krzyś zaczyna pląsać i z całą premedytacją wpada w jej układankę.
Śmiech Zuzi ucichł jak nożem ścięty.
Krzyś, nie w ciemię bity, nie czeka na atak szału siostry, wybiega więc z pokoju, a Zuza za nim. Ja dalej układam klocki.
Tymczasem w drugim pokoju:
- Zuzia, zostaw go! Co ty robisz? Nie duś go!
- NobocoKrzysiekrozwaliłmipuzzleicoja terazzrobięjakjeułożęodnowabuuuuuuuuuoooooaaaaaa!!!!

Krzyś wtyka ostrożnie głowę do pokoju dziecinnego, gdzie niewzruszenie układam tyranozaura.
- Mamo - szepcze konfidencjonalnie - z Zuzią jest coś nie tak.

Rozwalił mnie tym tekstem.
Synu, tą opinią osiągnąłeś Himalaje bezczelności.

czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt!


Nieustająco morjer's art

Jedyna, niepowtarzalna okazja, żeby zobaczyć Zuzię i Krzysia oraz wnętrze mojego (życia) domu od czasu jak się urodzili.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Black Friday

- Jesteś pocieszna - stwierdził Małżon.
- To może jakiś rozwodzik? - zapytałam zjadliwie.
- Nie stać mnie - palnął szczerze - ale za jakieś 26 lat możemy na ten temat pogadać.

Bo widzicie, mamy z Małżonem wspólny kredyt mieszkaniowy.

Ruszyłam przodem.
- No i się obraziło dziecko - zachichotał Małżon za moimi plecami.
Przyśpieszyłam nadąsana.

Nie będzie mi tu Małżon pluł w twarz. Co prawda, sytuacja rzeczywiście była niezbyt fortunna, ale co ja poradzę, że mnie się zawsze coś głupiego zdarza.

Black Friday.
No to ziuuu, ja też popędziłam kupić sobie coś ekstra z przeceny. Niestety, przebieżka po licznych sklepach upewniła mnie w przekonaniu, że nie wyprodukowali jeszcze tego, czego szukam. Ale black friday to świętość i tradycja, niczym, nie przymierzając, choinka w grudniu, więc zawzięłam się. No i wreszcie w jednym takim sklepie odkryłam zestwik: bluzka, sweterek i apaszka w cienkim prajsie, a dodatkowo nawet w to wlazłam, więc postanowiłam ciuch zakupić. Okazało się jednak, że nie wzięłam portfela i musiałam udać się po Małżona, który najspokojniej w świecie siedział na ławeczce przed sklepem.
Małżon bez szemrania podszedł do kasy, spojrzał na cenę i zapytał:
- To cena po rabacie?
- Niestety, nasz sklep nie bierze udziału w obniżkach.
Małżon otworzył szeroko oczy, spojrzał na panią, potem na mnie, potem znowu na kasę, westchnął i zapłacił.

Nie ukrywam, że i mnie wieść o nierespektowaniu tradycji black fridayu skonfudowała, ale rozsądnie milczałam.

Wyszliśmy ze sklepu i Małżon rozejrzał się po witrynach, na których dyndały radosne kartki z napisem "sale".
- Super. Ze wszystkich sklepów ty musiałaś wybrać ten, w którym obniżek nie było.

(Fuckt.)

- Jesteś pocieszna.

Z równym wdziękiem robię zakupy modowe.


sobota, 19 grudnia 2015

Jak oni sprzątają ...

... żarcik taki, albowiem na widok szmaty i odkurzacza dzieci rozbiegają się po chałupie z krzykiem.
Chowają się po kątach, włażą do szafy, a nawet wciskają pod farbę na ścianie, że niby ich nie ma.
Ale raz na godzinę uda się kogoś przydybać.
- Zuza, ogarnij to! Słyszysz, co mówię?
- ....
- Zuza, no rusz się!
- Ani mi się śni.
- Że co? Zaraz dostaniesz!
- A właśnie, że nie. Zadarłaś nie z tą dziewczynką, bejbe.



No i bejbe sobie poszło jak zmyte.

niedziela, 13 grudnia 2015

Kinomaniak

Klasyfikacja filmów według Krzysia:
a) filmy nudne ( "Dom", "W głowie się nie mieści") - tzw. filmy drogi; ciągle gdzieś łażą, coś zgubili, nie mogą tego znaleźć fajtłapy, a szukając snują nudne refleksje o życiu. Bleh.
b) filmy ciekawe ("Pingwiny z Madagaskaru") - przaśny dowcip, więcej akcji niż ględzenia, spoko bohaterowie. Da się wysiedzieć.
c) filmy wybitne ("Dobry dinozaur") - tematyka na czasie.

Aktualnie Krzyś ma fisia na punkcie dinozaurów. Ma pełno figurek, malowanek, książek, kart itp. Umie nawet rozpoznać i nazwać triceratopsa i tyranozaura. Było więc jasne, że do kina na "Dobrego dinozaura" pójdziemy bez szemrania.

No więc jesteśmy. Oglądamy przedfilmowy maraton reklamowy. Krzyś głośno komentuje i pogryza popkorn.
Zaczyna się film. Krzyś głośno komentuje i pogryza popkorn. Uciszam go.
Krzyś się obraża i beszta mnie podniesionym głosem.
Oglądamy film.
- Mama daj popkorn - Krzyś grzebie rączką w pustym już pudełku - Nie ma - stwierdza rozczarowany.

Fuuuuuuuuuuuuch!

Skamieniała z szoku patrzę, jak pudełko po popkornie w wersji maxi, frunie swobodnie ponad głowami widzów. Niemal widać jak wysypują się z niego ziarenka kukurydzy, resztki popkornu i sól.
- Jezus Maria - modlę się - żeby tylko nie w kogoś.
Pudełko opada wreszcie dwa rzędy przed nami, na pustym siedzeniu obok jakiegoś faceta z długimi włosami.
Rozglądam się dookoła: Małżon chichocze w rękaw, Zuzia nic nie zauważyła, a Krzyś patrzy na mnie figlarnym wzrokiem. Rączka, która wyrzuciła pudełko w powietrze, nadal jest w górze.
Czerwona na gębie złażę, biorę pudełko, mamroczę niezgrabne przeprosiny.
- Oszalałeś?! - syczę - następnym razem na łeb sobie nasadź to pudełko!
Krzyś patrzy na mnie. Matko bosko, znam to spojrzenie, zaraz coś zmaluje. Jeden wymach nóżką i moja torebka toczy się po schodach w dół.

Teraz Małżon śmieje się na całe gardło.
Znowu złażę, przeklinając soczyście półgłosem.

- Udusić cię? - pytam synka uprzejmie po powrocie.
- Nie - odpowiada grzecznie.

W sumie film był fajny.

środa, 9 grudnia 2015

Awaria zasilania

Dwusetny (200) wpis!

A o czym? Może o mnie? Żeby tylko coś miłego się zdarzyło.

Ależ proszszsz - uśmiechnął się czule Pan Bóg.

Dziś. Godzina 17.13. Przystanek MZK. Nadjeżdża autobus. Wsiadam. Loguję kartę do czytnika. Pewnie stawiam stopy. Automat pika przyjaźnie. Autobus jeszcze stoi, a ja lecę do przodu.

Jakby ktoś wyjął wtyczkę z kontaktu.
Nogi mi się ugięły.
W oczach zawirowało.
Gorąca krew uderzyła do głowy.
Czuję jak padam.
Cokolwiek po omacku złapałam się drążka i zrobiłam naprawdę zamaszysty krok w kierunku siedzenia.
Wystarczył jeden podstawowy krok samby i udało mi się upaść w miarę kontrolowanie na siedzenie.

Siedzę, jadę i płynę jednocześnie.

Porozpinałam się, zdjęłam czapkę i szalik. Myślę. No Chryste, przecież tu nie padnę i nie będę się tarzać po brudnej podłodze autobusowej, zdana na łaskę tych wszystkich ludzi.

A ich ciągle przybywa, drą się, rechoczą, śmierdzą papierosami, brudnymi ubraniami, żarciem z chińczyka. Jakaś babka kupuje bilet w automacie, ale monety jej nie wchodzą, więc pradawnym zwyczajem starożytnych Słowian pociera pieniążek o automat. Szur szur szur, pyk, brzdęęęk; szur szur szur, pyk, brzdęęęk. I tak w kółko.

Robi mi się duszno i duszniej.

Rrrrrrrwa, a może czymś zająć myśli, dumam w okolicach więzienia.
No to hop.

"Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie."

Dalej nie znam. No nic. Dawaj od początku. I jeszcze raz. I jeszcze.

Z autobusu dosłownie wypadam w ramiona zaalarmowanego Małżona.
- Co ci jest? Dasz radę iść? - pyta wyraźnie zaniepokojony.

Ale odpowiedź już widzi, bo pierwszy krok robię w stronę wiaty i ciężko padam na ławkę.

Mój tata zawsze mawiał "nie myśl tyle, bo myśliwym zostaniesz". No więc nie ma co myśleć - trza działać.


wtorek, 8 grudnia 2015

Kochany pamiętniczku!

Wczoraj był bardzo miły dzień. Mianowicie mieliśmy wigilię pracowniczą w sympatycznym gronie. Zjadłam krokieta, trzy pierogi i dwa talerze barszczu. Wszystko było wyjątkowo smaczne i elegancko podane.
Za swój sukces uważam fakt, iż zjadłam ciepły posiłek sama, posługując się nożem i widelcem oraz używając serwetek.

Po pracy wróciłam do domu, gdzie powitały mnie ukochane dzieci wznosząc tradycyjny okrzyk "co nam kupiłaś??!!"
Równie tradycyjnie odpowiedziałam "nic".

Pomyślałam, że może zjadłabym obiadokolację złożoną z niewielkiej ilości rosołu i jednej porcji makaronu.
- Krzysiu, mama je rosół! - wrzasnęła Zuzia.
Zanim zdążyłam drgnąć, odebrali mi talerz i łyżkę; pożarli makaron, wychlipali zupę i zostawili mi na osłodę dwie nitki makaronu na dnie.
Trochę mnie to zasmuciło, ale od czego spryt.
Poszłam do kuchni i zaczęłam udawać, że sprzątam (to jedyna sytuacja w której jestem sama; na mój widok ze szmatą w ręku spitalają w podskokach). No i tak markując robotę, udało mi się palcami zjeść zimne gołąbki.

Sprawdziłam lekcje Zuzi (bardzo ładnie córeczko); poskładałam dinozaury Krzysia (po co je znowu wyrzuciłeś? No nie wiem); pobawiliśmy się w pająki i muchy.

Podczas wieczornych ablucji zalali wodą łazienkę. Wytarłam podłogę.

Władowali mi się do łóżka i zaczęli się kotłować.
Zaczęłam czytać "Księcia Kaspiana", ale zrezygnowałam po dwóch stronach, bo nikt mnie nie słuchał.
Pomyślałam, że może obejrzę film, ale nie umiem czytać z ruchu warg, więc wyłączyłam telewizor.

O 23.13 Krzyś potężnie kichnął i osmarkał mnie.
Wytarłam się i powtórzyłam:
- Pora spać Krzysiu.
- A po co? - zapytał świeżutki jak poranek.
- Bo raz na dobę człowiek musi spać.
- Ale musimy spać z Bazylem. I Bingbomem. I Plosiaczkiem. I Kubatkiem.

Próbowałam dobudzić Zuzię, ale bez sukcesu.

Potem chyba zasnęłam, bo obudził mnie gniewny głos Małżona:
- A ja gdzie mam spać, co??
- Zaraz wyniosę dzieci - wymamrotałam.
Małżon machnął ręką zrezygnowany.
- Dobra, niech śpią, ale to już ostatni raz!


Taaa ...
Na pewno.
Obiecuję.

sobota, 5 grudnia 2015

Ten cię kocha, przez kogo płaczesz

Siedzę i piszę.
Tym razem mam dużo liczenia, więc się maksymalnie skupiam.
Przekopuję pierdylion stron, żeby znaleźć odpowiednie zadania, wzory i obliczenia.
Wymyślam nowe treści i dopasowuję je do zadań.
Co rusz czegoś tam nie wiem i grzebię na zmianę w książkach i necie.
Nuży mnie ta robota; nie lubię jej i najchętniej przerzuciłabym na kogoś innego, ale, niestety, do zadania wyznaczono mnie i sprawa nie podlega negocjacjom.
Klnąc w duchu walę zapamiętale w klawiaturę.
Siorbię herbatę i pocieszam się: damy radę.
Tylko zapiszę te moje wypociny.

- Mama chodź się bawić.
- Nie mogę synuś. Pracuję.
- To nie placuj. Baw się.
- Nie mogę. Nie, Krzysiu, nie wchodź mi na kolana, proszę. Małżon! weź Krzysia!
- Chodź synu.
- Nie, ja nie cę. Ja chcę do mamyyyy!!! - wyrwa się Krzyś.
- Synuś proszę cię, mam tyle pracy na komputerze!!
- Ja cę do mamy!!!

Jeb!
Cały ekran czarny.
Krzyś w piżamce z Kubatkiem kuca obok włącznika komputera.

Zrobiło się cicho.
A ja ...
... jak się nie wydarłam! Jak nie wrzasnęłam! Jak nie huknęłam pięścią w biurko!

Krzyś, ten mój biedny chłopczyk, rozpłakał się żałośnie, łezki płynęły mu po buzi, malutkie rączki zakrywały oczy.

Na ten widok rozpłakałam się i ja.

- Czemu mama płacze? - do pokoju wsadziła główkę niczego nieświadoma Zuzia.
- Bo Krzyś wyłączył mamie komputer i wszystko zniknęło.

Akurat - myślę sobie z głową wspartą na przedramionach. Łzy kapią na stertę zadrukowanych kartek leżącą na biurku - płaczę bo mi wstyd.

Wszystko da się odtworzyć, ale nie cofnie się niezawinionych łez dziecka.

Małgorzata Piątek-Grabczyńska

czwartek, 3 grudnia 2015

Definicja Zuzi

Córka - dwunożne stworzenie płci żeńskiej pałętające się po mieszkaniu, podkradające słodycze, użytkujące cichcem akcesoria do makijażu i chodzące po domu w matczynych butach na obcasach.
Odżywiająca się najchętniej ruskimi pierogami.
Specjalistka od manipulacji dorosłym osobnikiem płci męskiej.
Domowa opozycja i koalicja w jednym.


Mistrzyni zaginania rodziców.

- Mamo, a wiesz, jak idą Trzej Królowie?
- Nie.
- Jeden za drugim.

No kurza morda, dziwne jakby szli ławą.


poniedziałek, 30 listopada 2015

Idę z torbami

Nienawidzę jesieni.
Wieje, leje, nie widać słońca, ponuro i depresyjnie.

Zimy też nie znoszę, ale to dlatego, że u innych zima wygląda tak:


a u mnie tak:

Władza ludowa obiecała 500 złotych na drugie dziecko, bo pierwsze się z jakiś przyczyn nie liczy, ale teraz znowu coś kombinują: a to się dopiero konsultować będą, a to bogatym (?) się nie należy, a to damy, ale w drugim kwartale.


A tymczasem zęby Zuzki wypadają hurtowo.

W zeszłym tygodniu spektakularnie wyleciała lewa jedynka.
- Aaaaaaaamaaaammmmaaaa!!! ratujcie mnie!!! Ratujcie!!! - niczym tornado wpadła Zuzia do łazienki. Krew lała się z jej ust strumieniem, zalała koszulkę i nakapała na podłogę - ugryzłam chrupka i ułamało się! - wymamrotała.
Jakoś udało się ją uspokoić, doprowadzić do ładu i oswoić z utratą górnego mleczaka.

Zaledwie trzy dni później, podczas tradycyjnej siostrzano-braterskiej nawalanki, Krzyś pocisnął Zuzi z główki i istotnie wpłynął na kondycję jej prawej górnej jedynki.
Krzysia napomniano, Zuzi obejrzano paszczękę i stwierdzono obluzowanie się ząbka.
Mleczak trzymał się uparcie aż do dnia dzisiejszego, kiedy to podczas śniadania w szkole wpadł do chlebaczka.
Po przyjściu do domu Zuzia schowała ząbek pod poduszkę i biegała do pokoju co kilka minut, żeby sprawdzić, czy wróżka zębuszka nastała.
No a wieczorem rozpromieniona Zuza wpadła do sypialni i wysepleniła:
- Mamo, ząb ulwał mi się znowu i nie wytrzymał na dole i poleciał do góly. Jak kosmita na księzycu!


Wróżka zębuszka załamała się.

Dawać mi te pińset i to już!



Popularne posty