wtorek, 29 marca 2016

Deszcze niespokojne

Około godziny 13 w Poznaniu spadł deszcz. Nie jakiś tam kapuśniaczek, ale solidne krople, duże, ciężkie i gęste.
A ja akurat musiałam wyskoczyć z auta, żeby opłacić bilet parkingowy.
Narzuciłam głęboki kaptur na głowę i sprawnie lawirując między samochodami dobiegłam do automatu, zapłaciłam 10 PLN za 65 min. i ruszyłam w drogę powrotną.
Właśnie wsiadałam, kiedy zdradziecki wiatr od północy powiał solidniej, wskutek czego drzwi zmieniły położenie, a ja z całym impetem przylutowałam w nie, dokładnie w miejsce, gdzie jeszcze nanosekundę wcześniej była przestrzeń, a nie stalowa bariera.

No aż tak to nie wyglądało, ale wyobrażam sobie, że mogło tak być.

- Auć, aua, mamuniu - jęczałam chwilę potem.
Pod grzywką wykwitło mi ładne zaczerwienienie otaczające kontrastowo jasną kreskę - odbicie rogu drzwi.
- Ej Małżon, ale, kurczę, boli. Z przodu głównie, a teraz jakby z tyłu zabolało. Takie dziwne uczucie. Słuchaj, a może ja wstrząsu mózgu dostałam? O w mordę jeża. Jeszcze tego brakowało! Może lepiej zawracajmy do szpitala, co? Tam mi pomocy udzielą...
- Nie masz żadnego wstrząsu mózgu! - huknął nagle Małżon
- Skąd wiesz?
- Bo gadasz! Ludzie ze wstrząsem mózgu nie ględzą tyle. Jezu, ile można?! Walnęłaś się tylko o drzwi, kobieto!!!!!

W sumie mogłabym się z Małżonem zgodzić, przypomnieć sobie klasyczne objawy wstrząsu mózgu, przyznać, że trajkotanie w kółko macieju o wydumanym uszczerbku na zdrowiu jest faktycznie słabe.
Zamiast tego zrobiłam to, co zwykle.




Obraziłam się.


1 komentarz:

Popularne posty