sobota, 30 kwietnia 2016

Jak Krzyś dinozaury kupował

Bez dwóch zdań największą namiętnością Krzysztofa są dinozaury.
Skąd mu się to wzięło - nie wiem.

Nie ma takiej wyprawy poza dom, po której Krzyś nie oczekiwałby nowego nabytku w kolekcji. Ba, Krzyś jest przeświadczony, że jak już wychodzimy z domu, to po dinozaura. No bo inaczej po co w ogóle wyłazić?

Także tego.

Idziemy, proszę ja was, dzisiaj po zakupy majówkowe (święto świętem, ale jeść się chce) i ledwo przekroczyliśmy próg oszona, kiedy to Krzyś zerwał się do biegu i zniknął między regałami z zabawkami. Wiedziony jakimś pierwotnym instynktem, dotarł do półki, na której stały kartony z prehistorycznymi gadzinami i, wspiąwszy się na paluszki, zaczął gmerać w pudełeczku.
- Ti leks tatusiu - zawołał triumfalnie wyciągając figurkę.

(Bo musicie wiedzieć, że Krzyś zna wszystkie odkopane po dziś dzień dinozaury, a wymówienie słowa "parazaurolof" albo "karcharodontozaur" to dla niego małe miki)

- Aha - potwierdził z roztargnieniem Malżon.
- A to tlicelatops.
- Tak
- A to ankylozaul. I brachiozaul.
- Tak, ale synuś, możesz kupić dzisiaj tylko jednego dinozaura.

 Delikatnie odebrałam mu trzy figurki i włożyłam do pudełka.

Krzyś postał chwilkę z tyranozaurem w rączce, po czym grzebnął znowu w pudełku i wyjął z powrotem triceratopsa.

- Dobla - powiedział zdecydowanym tonem - to ten będzie dla Zuzi.
- A ja nie chcę! - zaprotestowała Zuzka

Krzyś pojrzał na nią koso, ale nic nie powiedział.

- To może jeszcze dla mnie kupisz, co? - zapytał sarkastycznie Małżon
- Proszę baldzio - odparł jowialnie Krzyś - ankylozaul dla ciebie. Ale ja pielwszy się nim pobawię w domu, dobla?

Jeszcze nigdy żaden trzylatek nie zrobił nas tak w pręta.

Sypatyczny libonektes uśmiecha się najbardziej czarującym ze swoich uśmiechów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty