piątek, 19 stycznia 2018

Wyzwania i wyznania

Zawodowo spadło na Małżona największe nieszczęście ever, mianowicie konieczność wygłoszenia gadki motywacyjnej na forum publicznym.
Małżon sam o sobie mówi, że jest dość dziki i nieoswojony, gdzie mu tam do wypowiadania się w szerokim gremium, a jeżeli jeszcze jest prawdopodobieństwo, że cię nagrają, to on, Małżon, serdecznie dziękuje.
Od paru dni chodził podminowany, w skrytości pisał szkic przemowy, wysłuchiwał internetowych ściągawek, jednym słowem trenował niczym Aragorn u wrót Mordoru.

Aż wreszcie nadszedł dzień 0.

Stanął naonczas przed swoją familią i rzekł:

- Dobra, to posłuchajcie tej przemowy, czy ona w ogóle jest z sensem. Nie wiem, czyj to był pomysł, żebym coś gadał. Ja nie lubię gadać, a co dopiero przemawiać.
- Ojciec, zaczynaj, to zaraz się przekonamy czy to jest z sensem - wtrąciła brutalnie Zuzia
- Zuza! - skarciłam ją wstrząśnięta.

Małżon odchrząknął i zaczął.
- No to biorę mikrofon i napierdzielam.

I zaczął.

Mówił składnie, ciekawie, motywująco, wtrącając tu i ówdzie subtelne żarciki. A kiedy skończył spojrzał na nas pytająco.

Krzyś nie odpowiedział.
Ja powiedziałam: "Wszystko z sensem."
Zuzia: Na twoim miejscu nie zaczynałabym od "biorę mikrofon i napierdzielam". Poza tym okej.




Edit: 
- No i jak ci poszło? - zapytałam kiedy Małżon powrócił nad ranem z imprezy.
- A bardzo nieźle - odparł - na początku trochę się zestresowałem, ale jakoś poszło. A potem mi powiedzieli, że jakbym trochę dłużej przemawiał, to by się popłakali ze wzruszenia.

1 komentarz:

Popularne posty