środa, 23 maja 2018

Chorujemy sobie

Pan doktor wygląda.

Wygląda na profesjonalistę: biały kitel, stetoskop, okulary na nosie, siwy włos.

Wygląda też na mnie z lekką dezaprobatą.
- Ma pani wizytę za 30 minut dopiero.
- Wiem, ale za drzwiami nikogo nie ma, a ja się naprawdę źle czuję.
- No topszszsz... - robi zamaszysty ruch dłonią zezwalając na wejście - Co mogę dla pani zrobić?
- Bolą mnie stawy i mięśnie, kaszlę, coś rzęzi mi w płucach, boli mnie głowa, bardzo kręci mi się w głowie. A moja córka ma zapalenie oskrzeli.
- Aha. Zbadamy płuca. Oddychać-nie oddychać... E, nic tu nie ma. Jest pani przeziębiona.
- Ale mi słabo...
- Och, to proszę iść do apteki i coś sobie kupić.
- Ale co???
- Cokolwiek.
- Nie rozumiem.
- No coś na kaszel, jakąś witaminę C, może gripex...
- I to wszystko?
- A co więcej?

Wyłażę z gabinetu rzężąc cichutko. Łapię się błogosławionych ścian. Kaszlę rozdzielająco.

Tak się choruje.
W ciszy, z godnością, a nie jakieś tam mazgajenie się.
Do roboty won!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty