piątek, 24 czerwca 2016

Rok szkolny w obrazkach

Ale musi być po mojemu, bo jakże by inaczej.
Ponieważ nie jestem prymasem w dziedzinie pedagogiki wczesnoszkolnej, posłużę się tekstem Joanny Skibskiej.

Szkoła w trosce o najmłodszych uczniów powinna zagwarantować dziecku 6-letniemu warunki opieki i edukacji najbardziej zbliżone do warunków panujących na terenie przedszkola. Początkowa praca z dzieckiem powinna założyć tzw. okres adaptacyjny, który ma umożliwić dziecku łagodne i przyjazne przejście z przedszkola do szkoły.

Zuzia i tornister adaptacyjny
To ja w pierwszym tygodniu września

Dlatego fundament pracy z uczniem 6-letnim powinny stanowić następujące wskazania:
1) realizacja zadań wynikających z podstawy programowej,
Podstawa programowa realizowana w pierwszej klasie SP
Dziecko kończące I klasę szkoły podstawowej:
-rozumie sens kodowania oraz dekodowania informacji; odczytuje uproszczone rysunki, piktogramy, znaki informacyjne i napisy, zna wszystkie litery alfabetu, czyta i rozumie proste, krótkie teksty;


 


pisze proste, krótkie zdania: przepisuje, pisze z pamięci; dba o estetykę i poprawność graficzną pisma (przestrzega zasad kaligrafii), posługuje się ze zrozumieniem określeniami: wyraz, głoska, litera, sylaba, zdanie;
 
Środa, godz. 7.34: "Jezus Maria, jeszcze miałam zrobić trzy zadania z ćwiczeń!!!!!"
sprawnie dodaje i odejmuje w zakresie do 10, poprawnie zapisuje te działania;

Myślenie życzeniowe - mama nie rozdaje cukierków
wykonuje różnorodne oraz urozmaicone ćwiczenia zachęcające i motywujące małe dziecko do aktywności własnej;
 
Lekcja w-f
no i mój dopisek:
w przypadku nieobecności nadrabia zaległości.

Konwersacja z zaprzyjaźnioną Mamą (Ona to ta buźka)

No a potem to już z górki:



I..............................





Kiedy chcesz zapozować jak aniołek Victoria's Secret, a efekt jest taki właśnie


Evergreen zawsze podnoszący na duchu
"Lato, lato, lato czeka...."

środa, 22 czerwca 2016

Test predyspozycji zawodowych

Jedziemy autem. Małżon kieruje. Jego telefon dzwoni. Małżon wyciąga go z pokrowca i podaje mi nie odrywając wzroku od jezdni.
- Kto dzwoni?
- Twoja koleżanka z pracy.
- To odbierz!
- I co mam powiedzieć?
- Nie wiem.

(No kurna flaszka!)

Telefon przestaje dzwonić.

- Czemu nie odebrałaś?
- No skoro ty nie wiedziałeś, co mam powiedzieć, to ja tym bardziej.
- Zawsze mogłaś się przedstawić mamusiu - zasugerowała z tylnego fotela Zuzia.
- No - żachnął się Małżon - to Zuzia ma ci mówić co robić?

Trudno. Przy tym poziomie niegramotności kariery w sekretariacie nie zrobię.
Ani w call center.

sobota, 18 czerwca 2016

Produkt ekskluzywny, tylko dla wybranych


- Zuzia! Zuuuziaaaaa!!!
- Co?
- Co to jest?
- To moje. Nie wywalaj tego.
- Ale co to jest?!
- To są barwniki do kąpieli, zrobione z farbki i wody. Bez konserwantów. Bardzo przyjemne.




Start-up, grow-up

niedziela, 12 czerwca 2016

Najlepiej wydane pieniądze w roku

W ramach zajęć dodatkowych zapisaliśmy Zuzę do Ogólnopolskiej Szkółki Tańca i Dobrych Manier.
Zgodnie z nazwą miała się tam szkolić w tańcach i trudnej sztuce bycia damą.
Comiesięczne czesne wynosiło 52 zyla.

Wczoraj odbył się uroczysty pokaz umiejętności uczestników kursu, połączony z wręczeniem medali.

Zuzia zatańczyła, odebrała medal, zapozowała do pamiątkowego foto; my z kolei oklaskaliśmy ją, nagraliśmy jej pląsy, wyraziliśmy swój podziw i miłość.
A potem, w ramach nagrody, podjechaliśmy na uroczysty obiad.

Między jednym a drugim daniem Małżon z Krzysiem poszli do toalety.
Zuzka posiedziała chwilę, po czym rozejrzała się zniecierpliwiona i powiedziała głośno:
- Kiedy oni wrócą z tego sracza, no?! Też muszę!

52 zł × 10 mcy = 520 zł

Za tę cenę mogłoby być więcej efektów.

czwartek, 2 czerwca 2016

Dzień dziecka w MOIM stylu

Jeżeli mój wczorajszy dzień nie wyczerpał definicji dobrej zabawy, to już nie wiem, co to jest najszczerszy fun.

Po wydmuchaniu 500+ balonów wróciłam cokolwiek wypompowana do domu, gdzie czekał na mnie Małżon oraz Dzieci.
- Jedźmy do sali zabaw, uczcimy dzień dziecka - zadecydowali wspólnie i mimo moich słabych sprzeciwów pojechaliśmy.

Już na progu sali zabaw doszło między mną i Małżonem do ostrego starcia.
- Przestań wreszcie nosić moje skarpetki - warknął - nie masz swoich?!
- Mam - odpyskowałam - ale nie po to wychodziłam za mąż, żeby tracić kasę na kupowanie sobie skarpet skoro mogę chodzić w twoich!
Małżon coś tam jeszcze pomarudził, ale go zignorowałam i usiadłam przy stoliku gapiąc się na bawiące się dzieciaki.

W sumie nic się nie działo, aż do momentu, kiedy na horyzoncie pojawiły się Kanarki - dwa nielaty w wieku ok. 7-8 lat, a wredne jak niejeden stary. Polazły na stanowisko z pontonami, gdzie bawili się Krzyś i Zuzia i rozpoczęli regularną rozpierduchę. A to zabierali im ponton, a to zjeżdżali bez kolejki, a to siadali na trasie i blokowali moim dzieciom zjazd.
Dość mocno podkurzona*, wlazłam do jamy i rzekłam:
- Panowie, jest tu jakaś kolejka, weźcie drugi ponton, wciągnijcie go sobie na górę tym podjazdem i będziecie się grzecznie bawić. (Zabierać mi się stąd gnojki, tam jest wejście, bo zaraz was stąd na laczkach wyniosę; co jest? matka was zasad nie uczyła?)

Na co Kanarek odwrócił się do mnie plecami i stał dalej bez ruchu.

W końcu jakoś tam udało się poprzestawiać i Kanarki i moje dzieci, i wtedy stało się to.
1) Zuzka zjechała sama
2) osamotniony Krzyś zaczął zjeżdżać na dupce po powierzchni przypominającej strukturą klocki lego
3) gnojowate Kanarki zjechały wrednie wprost na Krzysia i przetoczyli mu się po paluszkach
4) zerwałam się z krzesła i ruszyłam biegiem w stronę płaczącego z bólu Krzysia
5) krew zalała mi oczy, bo wiedziałam, że zatłukę Kanarki na śmierć
6) wbiegłam do jamy, pośliznęłam się i wyj*wróciłam.

O tak:


A teraz z drugiej perspektywy:



Jak ja wyrżnęłam czaszką w ziemię! Zamroczona leżałam jak rażona prądem, bez ruchu i niemal nieprzytomna.
Tymczasem nade mną:
- Aaaaaaaaaa, boli, mammaaaa, boli, buuuuuuuu
- Mama się wyglebała hihi!!
- Jakbyś nie brała moich śliskich skarpetek to byś się nie wygrzmociła!
- Weź ... Krzysia ... i ... sprawdź mu ... rączkę - wystękałam.

Paszczęka walnęła jedna o drugą tak mocno, że w pierwszej kolejności sprawdzałam językiem, czy mi zęby nie powypadały.
Dźwignęłam najpierw tyłek, potem resztę ciała i potoczyłam wokół dzikim wzrokiem.
Gnojowate Kanarki oczywiście spitoliły, Małżon trzymał na ręku ryczącego Krzysia, Zuzia najspokojniej w świecie zjeżdżała na pontonie, a facio naprzeciwko rechotał się jawnie i bezczelnie.

- Kurde* pozabijam - zaryczałam - natychmiast stąd wychodzimy!!! Dość mam tego dnia dziecka!!! Do domu won!!!
Zuzia się rozpłakała.
I tak wychodziliśmy z sali zabaw: najpierw ja, utykająca i ciągle oszołomiona, becząca Zuzia, wyjący Krzyś i ponury, milczący Małżon.

W domu dokonałam amatorskiej obdukcji:
- zbite prawe biodro i udo,
- stłuczona lewa ręka, którą próbowałam niezdarnie zamortyzować upadek,
- przygnieciona prawa ręka, na której wylądowało ..siąt moich kilogramów,
- stłuczona prawa kość jarzmowa,
- nadwyrężony kark,
- obumarła na skutek obicia się mózgu o czaszkę nieznana ilość szarych komórek.

Ranek po dniu dziecka był jednym wielkim bólem, bo do kompletu dołączyła jeszcze migrena.

I pomyśleć, że dokładnie roku temu leżałam gdzie indziej.
Ktoś zjeżdża, żaby leżeć mógł ktoś




środa, 1 czerwca 2016

Królewna Balonowa

Balon – przedmiot wykonany z bardzo elastycznej gumy lub lateksu, czasami z folii. Może mieć różne kształty, ale najczęściej jest kulisty. Balony innych kształtów wytwarza się zmieniając grubość ich ścianek - tam gdzie ścianka jest grubsza, mniejsza staje się krzywizna balonu po napompowaniu. Balon musi być szczelny, posiada jedynie mały otwór umożliwiający napompowanie. Zazwyczaj wypełniany jest powietrzem lub helem (w tym drugim przypadku unosi się do góry). Balony służą do dekoracji pomieszczeń, w których odbywają się przyjęcia. Wykorzystywane są także jako zabawka dla dzieci (np. w charakterze piłki).


Pozyskanie tego cudeńka to żadna tam bułka z masłem; to wojna, krew, pot i łzy.


Przedmiot sprawy - balon - składa się z:
a) balona właściwego
b) koreczka
c) patyczka


Dlaczego wojna?
Proces pozyskiwania balona da się porównać do epickiej bitwy toczonej na jakimś niewielkim polu, a ty jesteś bohaterskim żołnierzem bez hełmu, toczącym bezsensowną walkę dla idei. Twoją bronią i jedynym sprzymierzeńcem jest pompka; cała reszta to WRÓG.

Wrogi balon właściwy:
Wszechobecny huk. Balon pęka w trakcie dmuchania, po nadmuchaniu i po odebraniu go przez dziecko. Średnio co minutę rozlega się donośny huk bomb, pardon, balonów. Wyobraź sobie miły Czytaczu sytuację, w której sięgasz po leżący na ziemi koreczek i nagle, tuż obok twojej głowy, eksploduje gumiany kształt. Doznanie z najwyższej półki. Wraz z balonem pęka bębenek w uchu, włos się jeży na głowie, a skarpetki zsuwają się z kostek do pięt. Przez jakiś czas słabo słyszysz i masz cokolwiek oszołomione spojrzenie, ale w końcu jakoś dochodzisz do siebie. Pompujesz dalej z uporem godnym lepszej sprawy, a kiedy już prawie pokonujesz wroga, szmaciarz sfruwa ni z tego ni z owego z pompki i szybuje z głośnym pierdem koło twojego nosa, głowy albo w ogóle pod sufitem. Uczynna koleżanka łapie flaka i zaczyna pompowanie od nowa, a ty cierpliwie czekasz, aż skończy, żeby nadziać frajera na kijek. Podczas procesu przekazywania chwytasz niewprawnie i wtedy balon, ta świnia, rozszczelnia się i cienko pierdząc zmienia się ponownie w dętkę. Stoisz wtedy z głupią miną i starasz się udobruchać koleżankę, która tak jak ty rzyga już balonami ("ojojoj, taki pech, także tego..."). Załóżmy jednak, że osiągnęliśmy sukces i udało się dziada napełnić powietrzem. Spróbuj zawiązać mu ogonek.

Wrogi koreczek:
Kiedy balon jest napompowany, możesz okręcić kikucik wokół koreczka. Kręcimy na okrętkę. Cierpliwie, dziurka za dziurką i liczymy na to, że francowaty koreczek ostrą krawędzią nie rozpęknie balona. Jeżeli to uczyni, cóż, wracamy do punktu wyjścia.

Wrogi patyczek:
Big deal. Wtykasz do koreczka i po krzyku. Chyba że koreczek i patyczek nie są ze sobą kompatybilne, bo patyczek ma zbyt szeroki otwór. Męczysz się wtedy, sapiesz nad tym kijkiem, wciskasz go na chama, przygryzasz zębami, żeby się skompresował, paznokcie się łamią, a manikiur odpada bezszelestnie. Może się również zdarzyć, iż patyczek będzie zbyt cienki i wówczas nasadzony balonik będzie spadał co rusz na ziemię i gapił się na ciebie złośliwie z dołu.

Wroga armia:
naturalnie, podczas całego procesu pozyskiwania balona siedzisz ściśle otoczona w półpierścieniu hordy napalonej na balony dziatwy.
"Proszępaniąjachcętenbalonnietentamtenjaczekamnatenpodłużnyalekarbowanyajestinnykolortojapoproszęróżowyamapanijeszczetezuśmieszkamiatenkolegamapodłużnyijateżchcęamogędwadlakoleżankialejabymchciałatakiwkształcieserduszkaamogęjeszczejedenbomipękł?"

I absolutny hit: "A skręci mi pani króliczka?"



Tak, tak, zgadliście. Pomagałam w Szkolnym Dniu Dziecka na Sportowo.
Dostałam przydział do balonów.

Before dmuchaniem balloons

After dmuchanie balloons

Popularne posty