czwartek, 25 sierpnia 2016

Z pamiętnika podróżnika. Alfabet (L-N)

Lago di Garda
po niemiecku Gardasee po naszemu: jezioro Garda. Długie na 55 km i szerokie na 12 km położone w północnych Włoszech, uchodzi za najczystsze w Italii. Położone malowniczo między Wenecją a Mediolanem, otoczone pasmami górskimi, leży w granicach trzech prowincji Włoch: Trydent, Brescia i Werona. Nazwa jeziora pochodzi od miejscowości Garda (wcześniej nazywało się Lago Benàco). Północna część jeziora jest bardziej wietrzna, dlatego sprzyja uprawianiu sportów windsurfingowych. Część południowa - z łagodnym klimatem i cieplejszą wodą jest zdominowana przez kempingi i turystów preferujących raczej wypoczynek bierny.









Łazienki
na kampingach są ogólnie czyste i zadbane, nie można się przyczepić. Po części to zasługa osób sprzątających, ale w większym wymiarze użytkowników kampingu. Każdy, kto bywa(ł) na obozach, wie doskonale, że jeżeli zostawi po sobie oborę, to ta obora prędzej czy później do niego wróci, więc należy korzystać z prysznica i toalety zgodnie z instrukcją oraz społecznie pożądanymi zasadami.
Na Ca'Savio było jeszcze inne rozwiązanie. Cały sanitariat mieścił się w jednej kabinie: klozecik prysznic i umywalka
- Ty, Małżon, pa jaki patent! - zawołałam podjarana - wygoda na niespotykaną skalę! Idziesz sobie na, dajmy na to, jedyneczkę, dwójeczkę albo kombo, a potem spokojnie pod prysznic i do mycia zębów! Rewelacja! Koniec ze snuciem się po sanitariatach!
W łazienkowej ekstazie trwałam mniej więcej do godziny 18, kiedy to potrzeba fizjologiczna wygnała mnie z namiotu. Idę ci ja sobie pogwizdując, wchodzę do budynku, a tam ... kolejka na 6 bab. Każda z walizką najpilniejszych rzeczy pod prysznic. O wejściu w innym celu zapomnij. Mina mi się wydłużyła. Obleciałam pobliskie sanitariaty i wszędzie to samo. Rozgoryczona wróciłam do namiotu. Ale ze wszystkiego w życiu płynie nauka:
1) nie żryj arbuza między 16 a 18;
2) nie chodź na jedynkę/dwójkę/kombo między 18 a 20;
3) nie myj garów między 20 a 21.

Chyba, że chcesz sobie w kolejkach postać, to proszę bardzo.




Manerba del Garda
jak głosi Wikipedia jest to "miejscowość i gmina we Włoszech, w regionie Lombardia, w prowincji Brescia, leżąca nad jeziorem Garda. Według danych na rok 2004 gminę zamieszkuje 3751 osób, 134 os./km²".
Poza tym nuda, panie.
Tylko Rezerwat naturalny Rocca di Manerba, imponujący targ, kilka kościołów, długa plaża (12 km), wąskie średniowieczne uliczki, z których wypadasz wprost na zapierające dech w piersiach widoki, muzeum archeologiczne, gaje oliwkowe i pasma winnic.
Także nie. Nie polecam.



Kościół San Giovanni Decollato






Namiocianie
jak plaża długa i szeroka widać było tylko namioty i parasole. Polscy parawianie tutaj akurat nie dotarli, więc można było zostać albo namiocianinem albo parasolaninem albo hybrydą.

Wśród namiocian można było wyróżnić posiadaczy dwóch typów namiotów:
1. namioty z piekła rodem
2. paralotnie.

Namioty z piekła rodem  (NzPR) wyglądają na słodkie i urocze. Ich rozłożenie nie sprawia wielkich problemów; trzeba tylko uważać, żeby w pobliżu nie było nikogo, bo rozkładający się z prędkością światła namiot jest w stanie wybić zęby postronnym. Przy zachowaniu minimum ostrożności w mniej niż sekundę można się cieszyć ochroną przed słońcem. Swoje prawdziwe oblicze NzPR pokazuje w chwili gdy chcesz go złożyć.
Oddajmy najpierw głos instrukcji:

 
Prościzna, c' nie?

No i jeden gościu z plaży na Ca'Savio zaufał swoim możliwościom i postanowił złożyć NzPR w pojedynkę. Zaczął nonszalancko, z petem w zębach, na dodatek jedną ręką. Pochwycony namiot wyśliznął mu się z rąk i natychmiast ponownie rozłożył. Gościu i jego towarzystwo zaśmiali się rubasznie "och, och, patrz Hans, jaki numer, no ja nie mogę". Po wyśmianiu się, facet znowu złapał namiot, tym razem dwoma rękami, i z takim samym efektem, bowiem nanosekundę potem namiot wyleciał w kosmos. Dzielny człowiek spróbował jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. I za każdym skucha.
Zrobiło się poważnie, więc, już bez heheszków, kolega facia zaangażował się w pomoc. Chwycili we dwóch, zgięli druty, docisnęli namiot do piachu, a ten, nie wiadomo kiedy i jak, znów rozłożony. Do panów dołączyła pani małżonka właściciela NzPR. Wiła się, dwoiła i troiła, turlała po plaży ściskając druty rękami i nogami, ale wystarczył źle położony paluszek i namiot rozkładał się ze świstem.
Ponieważ trzy osoby do składania NzPR to za mało, z odsieczą przybyła żona kolegi facia. Ta z kolei zastosowała metodę interwencji z tylnego siedzenia. "Wiecie co, bo ja bym to zrobiła tak. Chwyćcie tu, nie tu, o, tam dalej, teraz tutaj, teraz zegnijcie, mieliście zgiąć, a nie pociągnąć i znowu się rozłożył". Po 10 minutach bezowocnej walki pochwycili namiot jak mogli, mniej więcej wpół (nawet z mojej pozycji widziałam że zebrali w fałdy lekko z 2 kg piasku) i nieludzko udręczeni i poirytowani poszli z plaży.

NzPR - własność prywatna

Paralotnie dla odmiany dają popalić swoim właścicielom w zasadzie od początku. Jak widzisz kogoś rozkładającego paralotnię, możesz śmiało rozsiąść się wygodnie i wyjąć popcorn. A jeżeli jesteś dostatecznie zaradny, możesz zacząć sprzedawać bilety. Zabawa będzie przednia.
Paralotnia to kawałek szmaty, do której musisz wsadzić metalowy szkielet złożony z kilku drutów. Procedura ta jest dziecinnie prosta w warunkach próżni, ale na plaży hula wiatr, szumi morze, żar nieba pali nieosłonięte ciało, a pot leje się na oczy, czyli jest trudniej.
Do rzeczy więc:
wyciągamy płachtę i usiłujemy ustalić, gdzie przód, gdzie tył, gdzie góra, a gdzie dół. Po krótkich zmaganiach chwytamy za szkielet i naciągamy szmatę. Wiatr, ta podła świnia, ciągle działa na naszą niekorzyść. Wyrywa namiot z rąk, wybrzusza fragmenty, utrudnia wtyknięcie kija w otworek. Kiedy podnosimy płachtę do góry, żeby ponownie wygładzić materiał, wyglądamy jak ludzki latawiec albo paralotniarz. Wiatr wydyma namiot, druty rozsypują się po piachu, gorący piach wchodzi między paluszki u stóp, a poirytowana rodzina pyta: "długo jeszcze?!" W tym momencie ludzie zaczynają się miotać jak dzicy, są bliscy pieprznięcia* materiału na ziemię i skakania po nim aż mu szwy pójdą. Wreszcie przychodzi twój kolega i tak, wespół w zespół, po 20-30 minutach namiocik stoi. Co prawda siedząca w namiocie obok obserwatorka z Polski dziwi się, na co  komu tunel bez podłogi, ale chór z nią. Namiocik stoi, rodzina zadowolona, a ty walisz się człowieku w jego czeluście i rozkoszujesz cieniem.


paralotnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty