czwartek, 4 sierpnia 2016

Z pamiętnika podróżnika.

Dzień wcześniej.
- Zapytaj tatę, na którą mam nastawić budzik.
- Tata mówi, że na 4. O 4.30 wyjeżdżamy.

Czwartek, godz. 4.00 rano. Budzik. Wstaję.

5.21 - wyjeżdżamy (nie pytajcie, co poszło nie tak).

Droga prowadzi do Włoch przez Niemcy i Austrię, gdzie planujemy postój w Innsbrucku.

Małżon z precyzją wojennego stratega opracował plan dojazdu, ja koncepcję odżywiania w trasie. W przebłysku geniuszu zauważyłam, iż droga prowadzi w pobliżu Ikei, więc zarządziłam tzw. ciepłe posiłki tamże. Żarcie może nie najwyższych lotów, ale w miarę tanio.
W Polsce - jak się okazało.

Chemnitz. Czas na przerwę śniadaniową w Ikei. Czas: 9.16.
Zajeżdżamy, a tu zonk. Niemieckie lenie z Ikei otwierają się o 10.00.
Jestem oburzona. Głośno pomstuję. To oni tu nie wiedzą, że kto rano wstaje i tak dalej?!
Z obrzydzeniem patrzę na pobliski budynek McDonald's.
Trudno.
Idziemy.

W maku żarcie jest posegregowane w pakiety, żeby maksymalnie skrócić procesy myślowe klienta. Decydujemy się więc na mactosta z czekoladą dla dzieci, a dla mnie z serem und wurstem oraz dwie herbaty. Razem 6.50€.

Oto co dostałam.


Placek o grubości kartki papieru i o takim samym smaku, z plamą czegoś żółtego, co nawet koło sera nie leżało i trzech słupkach mortadeli zamiast schinken.
Tak smakowało jak wygląda.
Za to dzieci zadowolone. Gryzą, smakują, pomlaskują ze szczęścia.
- Ej, mamo - zagaja Krzyś nagle głosem niewiniątka - a będziesz mi to prała?
- Co? - spoglądam w dół.
Krzyś ma spodnie urąbane czekoladą po kostki. Obie nogawki.
- Boże jedyny - jęczę siegając po filcową torebkę w poszukiwaniu nawilżanych chusteczek - jak ty jadłeś?!
Stawiam torebkę na kolanach, grzebię w środku i czuję, że mam mokro.
- Co u diabła...? - podnoszę filcówkę a na kolanach i udach mokre i brązowe plamy - Ja pierdziu, kawa się wylała, cały spód mokrusieńki.
Wlokę więc dzieci do toalety, żeby zaprać plamy na portkach. Uczynna Zuzka odkręca wodę, a z kranu jak nie chluśnie! Rozbryzg był tak silny, że zalało jej pół koszulki.
- No co się tu odpierdziela!!! - wrzeszczę wkurzona* na maksa - idziemy stąd ale już.

Z daleka widać szok i niedowierzanie na twarzy Małżona. Szczerze powiedziawszy wygląda jakby nas pierwszy raz w życiu zobaczył.
- Jak wy wyglądacie?! Wczasy się jeszcze nie zaczęły, a wy jesteście brudni jak prosiaki.
Odwraca się bokiem i wtedy widzę.

Małżon ma plamę od czekolady na nogawce.

McDonald's. Ich liebe es.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty