Jak się wychodzi za mąż, to wiadomo, że na zawsze, że na dobre i na złe, że cud, miód i orzeszki. Z biegiem lat sporo rzeczy rozłazi się w szwach, a inne przechodzą z jednej fazy do następnej.
Ostatnio przydarzyła się nam intrygująca historyjka.
Sklep.
Wydajemy wyprawkę dobrodzieja Morawieckiego.
- Jaki chcesz ten zeszyt - pytam Małżona
W odpowiedzi coś tam gada pod nosem.
- Co? - pytam zniecierpliwiona
Znowu coś mamrocze.
- Co on tam gada?! - gderam do Zuzi - skocz no i się dowiedz.
Skacze i wraca z odpowiedzią.
Po owocnych zakupach jedziemy na CPN (wtajemniczeni widzą co to).
- Kto chce hot-doga?
- Ja! - zgłasza się Zuza
- A ty Krzysiu?
- Nie.
Wysiadają Małżon z Zuzką. Tankują i idą zapłacić.
- Mama, ja też chcę hot-doga.
Otwieram drzwi i drę się.
- Małżon, Krzyś chce hot-doga!
- Co?
- Hot-doga dla Krzysia weź!!
I wtedy, ku mojemu zdumieniu, słyszę jak jak Małżon mówi do Zuzy:
- Co ona tam chce? Idź się spytaj!
Oto ten etap. Postępującej głuchoty, zniecierpliwienia małżeńskiego i korzystania z usług pośredników konwersacyjnych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Wyobrażam sobie, jak wyglądałaby ta rozmowa, gdyby była prowadzona w porządnym, konserwatywnym domu, którego mieszkańcy żyją zgodnie z trady...
-
15 lat temu, kiedy zamieszkaliśmy z Małżonem w jednym mieszkaniu, Teściowie sprawili nam pierwszy prezent do domu - deskę do prasowania. Ni...
-
To się w głowie nie mieści, ile człowiek się musi namęczyć, zanim wyprowadzi dziecko na ludzi! - Zuzia, zagramy w cztery paszporty? - zaga...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz