Dobra, przyjmijmy, że zbierało się na to od dawna.
No bo gorąco było, bo miałam muchy w nosie związane ze zmianą lokalizacji, bo jakoś tak...
Obiad obozowy - puree z torebki i wyschnięty kurczak.
Nie smakuje nikomu i nikt tego zresztą nie ukrywa.
Najbardziej marudzi Krzyś.
- A mogę zjeść w namiocie? - pyta
- Idź - mówię zrezygnowana
Siadł w namiocie i gmera paluszkami w talerzu.
- A mogę już nie jeść?
- A to nie jedz. Będziesz głodny - mówi Małżon.
I właśnie te słowa Krzyś wziął za dobrą monetę.
- No to tato łap! - i jak nie rzuci talerzem przez caluśki namiot. Kurczak, puree i sam talerz - sruuuu - po całym namiocie się rozleciały.
Małżona zalała krew.
(Rzadki to widok ale bardzo spektakularny)
Zuzia zdążyła tylko powiedzieć:
- No to masz Krzysiek przesrane!
Małżon darł się jakieś 5 minut na Krzysia siedzącego na krześle z rączkami cnotliwie złożonymi na podołku.
- I niby kto teraz ma to teraz posprzątać?! - zakończył swoją tyradę Małżon.
I wtedy Krzyś, kompletnie straciwszy resztki instynku samozachowawczego odparł:
- Ty tato.
sobota, 13 sierpnia 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Wyobrażam sobie, jak wyglądałaby ta rozmowa, gdyby była prowadzona w porządnym, konserwatywnym domu, którego mieszkańcy żyją zgodnie z trady...
-
15 lat temu, kiedy zamieszkaliśmy z Małżonem w jednym mieszkaniu, Teściowie sprawili nam pierwszy prezent do domu - deskę do prasowania. Ni...
-
To się w głowie nie mieści, ile człowiek się musi namęczyć, zanim wyprowadzi dziecko na ludzi! - Zuzia, zagramy w cztery paszporty? - zaga...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz