Skąd mu się to wzięło - nie wiem.
Nie ma takiej wyprawy poza dom, po której Krzyś nie oczekiwałby nowego nabytku w kolekcji. Ba, Krzyś jest przeświadczony, że jak już wychodzimy z domu, to po dinozaura. No bo inaczej po co w ogóle wyłazić?
Także tego.
Idziemy, proszę ja was, dzisiaj po zakupy majówkowe (święto świętem, ale jeść się chce) i ledwo przekroczyliśmy próg oszona, kiedy to Krzyś zerwał się do biegu i zniknął między regałami z zabawkami. Wiedziony jakimś pierwotnym instynktem, dotarł do półki, na której stały kartony z prehistorycznymi gadzinami i, wspiąwszy się na paluszki, zaczął gmerać w pudełeczku.
- Ti leks tatusiu - zawołał triumfalnie wyciągając figurkę.
(Bo musicie wiedzieć, że Krzyś zna wszystkie odkopane po dziś dzień dinozaury, a wymówienie słowa "parazaurolof" albo "karcharodontozaur" to dla niego małe miki)
- Aha - potwierdził z roztargnieniem Malżon.
- A to tlicelatops.
- Tak
- A to ankylozaul. I brachiozaul.
- Tak, ale synuś, możesz kupić dzisiaj tylko jednego dinozaura.
Delikatnie odebrałam mu trzy figurki i włożyłam do pudełka.
Krzyś postał chwilkę z tyranozaurem w rączce, po czym grzebnął znowu w pudełku i wyjął z powrotem triceratopsa.
- Dobla - powiedział zdecydowanym tonem - to ten będzie dla Zuzi.
- A ja nie chcę! - zaprotestowała Zuzka
Krzyś pojrzał na nią koso, ale nic nie powiedział.
- To może jeszcze dla mnie kupisz, co? - zapytał sarkastycznie Małżon
- Proszę baldzio - odparł jowialnie Krzyś - ankylozaul dla ciebie. Ale ja pielwszy się nim pobawię w domu, dobla?
Jeszcze nigdy żaden trzylatek nie zrobił nas tak w pręta.
Sypatyczny libonektes uśmiecha się najbardziej czarującym ze swoich uśmiechów |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz