poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Z pamiętnika podróżnika. Alfabet U-Z

U - upadek
Po ubiegłorocznych wywrotkach bardzo się pilnowałam i z satysfakcją stwierdzam, że MI się udało.
Rodzinie nie bardzo.
Najpierw na drobnym żwirku wywrócił się Krzyś. Polała się pierwsza krew, woda utleniona i naklejono pierwszy plaster.
Potem Zuzia przyrżnęła głową w głowę brata ("myślę, że mam wstrząs mózgu"). Na szczęście wszystko odbyło się bez większych urazów.
Za to Małżon!
Ten dał czadu!
Rzekłabym - na ziemi włoskiej wywinął polskiego orła.
To był jeden z tych momentów, kiedy rozkoszowałam się samotnością. Było koło 18.00; Zuzka pływała na pobliskim basenie, a Małżon z Krzysiem bawili się w brodziku.
W brodziku stał statek piracki.
A na nim była zjeżdżalnia.
A nad zjeżdżalnią zwisała beczka, która napełniała się wodą, po czym spadała na dzieciaki chluśnięciem z szybkością wodospadu.
No więc tak sobie siedzę, zbliża się ciepły zmierzch, zachodzące słońce rozkosznie mruga zza drzew, dzieciaki się śmieją wesoło, a tu nagle znienacka nad uchem ryk:
- Maaaaaammmmaaaaa aua, połamałem sobie paluszka i plecy!!!!! Aua buuuuu!!!
Obejrzałam się spłoszona. Sama już nie wiedziałam, kto kogo przyprowadził, bo nawet niedbały rzut oka wystarczył, żeby zauważyć że obaj są w marnej kondycji.
- Co się stało?!
- Posuń się, muszę się położyć - wystękał Małżon - słabo mi.
- Ale dlaczego?
- Mieliśmy z Krzysiem wypadek.
- Jezus! Jaki?
- Bo się Krzysiowi zachciało zjeżdżać ze zjeżdżalni. Wszedłem z nim po schodach i wtedy woda z tej cholernej beczki spadła mu na głowę. No to on, że nie jedzie, że się rozmyślił i mam natychmiast go stąd zabrać. Wziąłem go na ręce i dalej to już nie wiem. Pamiętam tylko, że zobaczyłem obie swoje nogi w powietrzu, Krzyśka jak frunie gdzieś wysoko, a potem tak przyrżnąłem w schody aż mi oddech odebrało. Przysięgam, że przez moment mnie zamroczyło, a jak prawie doszedłem do siebie, to wokół już zaroiło się od czerwonych (ratowników). Chyba się pytali czy wszystko ok, ale nie jestem pewien, bo mi w uszach dzwoniło. Za to ryk Krzysia słychać było bardzo dobrze.

Małżon ciężko osunął się na koc.
- Zrób zdjecie moich pleców - wymamrotał w trawę - trzeba sprawdzić, czy sobie płuc nie odbiłem.

Feralnie położona czapka Krzysia, która zdradziła moje podejście do sytuacji. Świnia nie myszka.

- Lepszego zdjęcia nie mogłaś już zrobić, co? - steknął kwaśno - Nie ma to jak wsparcie kochającej rodziny.


W - Wenecja
Wenecja, ach Wenecja! Gondole, plac św. Marka, maski, chiesa del Santissimo Salvatore, bazylika św. Marka, Campanile, Ponte dei Sospiri, Canal Grande, Palazzo Ducale, Ponte di Rialto!!
Zabytki najwyższej klasy! Dzieje dawnej republiki na wyciągnięcie ręki! Przemierzanie wąskich uliczek śladami Marco Polo!

Byłożby to doznanie epickie, gdyby było
COKOLWIEK
WIDAĆ
ZZA PLECÓW
I GŁÓW
HORDY TURYSTÓW!!!!!

Wenecja nie jest dla dzieci. Na pewno nie w wieku Krzysia i Zuzi. Krzyś jest za mały, żeby cokolwiek spamiętać, a Zuzia ma zbyt małą wiedzę historyczną, żeby docenić wagę i klasę mijanych zabytków.
Plan wycieczki  oczywiście skonstruowałam, jak to ja. Najpierw miało być zwiedzanie bazyliki św. Marka (naprawdę mi zależało; miałam ważną intencję), potem rejs po Grande Canale, dalej mosty - Rialto i Westchnień, na koniec kościół San Salwador. Plus okoliczne sklepy, wystawy i niezwykłości. Wszystko to w drodze do sklepu z zabawkami.
Przypłynęliśmy do Wenecji pierwszym możliwym promem i sądziłam, że skoro bazylika otwiera się o 9.45 to uda mi się ją zwiedzić w spokoju.
Diabła tam, że się tak wyrażę.
Kolejka zakręcała malowniczo wzdłuż pałacu dożów, obok Porta della Carta, i skręcała aż do muzeum Museo dell'Opera i dalej w stronę Zielonej Góry, a na wszystko gapił się z góry rycząc z uciechy lew św. Marka. Mimo wczesnej pory żar lał się z nieba, więc zmuszanie dzieci do stania w tej koszmarnej kolejce byłoby głupotą.

Bazylika św. marka
 
Porta della Carta

Pałac Dożów i ludzie wzdłuż

lew św. Marka

Przełknęłam gorycz porażki i musiałam dokonać pierwszego wyłomu w planie. Zamiast do bazyliki zdecydowałam się wjechać z Zuzią na Dzwonnicę św. Marka (Campanile); kolejka była krótsza, ot, co.



Dzwonnica św. Marka ma 99 m i roztacza się z niej majestatyczna panorama Wenecji.


Plac św. Marka (prawie bezludny)

Widok południowy

Piazzetta di San Marco

Południowy-wschód

wschodnia część miasta z kopułami bazyliki św. Marka

północna część miasta



dwa z pięciu dzwonów

Wenecję i turystów ujrzałam tuż po wyjściu z Dzwonnicy. Kakofonia języków, wielobarwny tłum, ludzie wszelkiej narodowości, ajfony na kijkach do selfie niesione w wyciągniętych rękach zwiedzających, popychanie, potrącanie i deptanie małych wędrowców. Kiedy wreszcie Krzyś stracił cierpliwość (ej, uważaj jak chodzisz! - krzyknął płaczliwym tonem na jakiegoś jegomościa, który "nie zauważył" trzylatka przed sobą) dałam sobie spokój.
- W dupie z tym wszystkim - powiedziałam - w dupie z planem zwiedzania. Idziemy do sklepu z zabawkami. Co zobaczymy, to zobaczymy, a co nie - to trudno. Jak Bóg pozwoli, przed dziećmi długie życie, więc jeszcze zdążą zwiedzić Wenecję. Małżon, ty masz mapę w głowie, prowadź do sklepu. Postarajmy się tylko unikać głównych szlaków przemarszu tej masowej hałastry.

I poszliśmy.























Żeby nie mieć poczucia straconego dnia, trzeba było się zmobilizować i przekuć szit w sukces. Starałam się do wszystkiego podejść z humorem (mamo, a czemu tutaj tak dużo ludzo stoi? Bo widzisz dziecko kochane, to jest słynny most Rialto. Jest starszy ode mnie i każdy chce mieć na nim zdjęcie), nie spinać się na każdym kroku (mamo modlisz się? A słyszałaś ten łomot? To Krzysiu spadł z klęcznika hi hi. Ej, mamo, a masz piciu?), niewiedzę nadrabiać entuzjazmem (dove tiketto vaporetto kaufen?).



Wenecja w sezonie jest trudna do zniesienia, dlatego lepiej wybrać się tam w okresie jesienno-zimowym (byle przed lutym i karnawałem).

V - Vino Bianco d'Italia
mówcie sobie co chcecie, ale we Włoszech macie szerokie możliwości zostania nonkonformistą. Jak nie wegetarianinem, to z pewnością pijakiem. Takie oto napitki można kupić w lokalnej sieciówce spożywczej. Do wyboru - ze słomką albo z gwinta. Na zdrowie!

z gwinta
ze słonką - jak mawia Krzyś
 
Z - Zocco
niewielki, kameralny kamping (raptem 500 stanowisk) nad jeziorem Garda, położony w odległości 1,5 km od Manerba del Garda. Zocco jest atrakcyjnie położony: nad samym brzegiem jeziora, pośród drzewek oliwkowych, na dużej przestrzeni wypielęgnowanej trawy. Posiada wszystkie udogodnienia, potrzebne do relaksowania się na wakacjach. Sporym minusem jest kamienista plaża i równie kamieniste zejście do jeziora, ale spory basen (czepki wymagane) zapewnia możliwość ochłodzenia się i smażenia na słoneczku.










Popularne posty