sobota, 30 września 2017

Jak Krzysiu sabotuje rodzoną matkę

Po kinie ("Lego ninjago" - przyjemny aczkolwiek mało śmieszny film) zostało nam sporo popcornu. Zabraliśmy go do domu i pomału dojadaliśmy z firmowego pudełka.
W sobotę przed południem rozsiadłam się na kanapie, zaczytałam w książce i konsumowałam prażoną kukurydzę. Obok, na podłodze, rozkosznie spokojnie, bawiły się dzieci klockami lego.
No więc czytam, zajadam popcorn metodą bezrefleksyjną, nie zagladając do pudełka i nagle natrafiam na coś piekielnie twardego. Coś, co zgrzyta mi między siekaczami, aż prąd przeszywa moje ciało od czubka mózgu aż do końcówki małego paluszka u stopy.
Kuźwa* mać, myślę próbując odksztusić to coś.
Krótko przed atakiem paniki (omatkoboskoumieram) słyszę jasny, lekko poirytowany głos Krzysia:
- A gdzie klólik? Nie gadaj że go zjadłaś!
Wyjmuję z ust króliczka lego i gapię się na niego z niedowierzaniem.
- Wrzuciłeś klocka do popcornu?! Mało się nie zakrztusiłam!
Krzyś wzrusza ramionami.
- To jego tajna sklyjda.


Ech, synu. Mało brakowało a skryłby się jeszcze głębiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty