niedziela, 7 sierpnia 2016

Benvenuti in bella Italia!

Witaj, cny podróżniku, radzi jesteśmy widzieć Cię w słonecznej Italii!
Radość jest tym większa, że wszak mogliście nie dotrzeć wcale, ugotowawszy się w korku z Insbrucka do Werony. 250 km pokonałeś w 6 godzin, więc nie jest źle.
Praise the Lord!

Italia to piękny kraj, słoneczny, ciepły, pełen przyjaznych ludzi, mówiących tylko po włosku; języku, którego ja ni w ząb nie rozumiem. I tak próbujemy się dogadać, trochę rękami, trochę uśmiechem, a trochę przewracając oczami.
(IMHO Włosi mówią w innych językach; nie czynią tego dla beki z ogłupiałych turystów)

Włochy to również best kraj ever, jeżeli zastanawiasz się, czy by nie zostać wegetarianinem. Jeżeli się wahasz, wal śmiało na Rzym (wszak wszystkie drogi wiodą do wiecznego miasta - żarcik taki), tutaj wyzbędziesz się wątpliwości.
Wystarczy, że podjedziesz na zakupy do najbliższego spożywczaka.
- Ile? - Małżon wytrzeszczył oczy - 16 zeta za jednego cycka z kurczaka?! A to mielone po ile? 12 zł za pół kilo. Tyż piknie.
No więc kupujesz człowieku sałatę za 0.99 ojracza, do tego dorzucasz po burżujsku mozzarellę i jeszcze parę drobiazgów (w tym karton winiacza za 0.79 €) i jedziesz na camping.
Wieczorem wsuwasz, rozumiesz, tę trawę, ozdobioną paroma kulkami mozzarelli, podczas gdy z namiotów sąsiadów słychać wesoły szczęk sztućców i rozkoszny zapach przypalonego grillowanego mięsiwa.
- Nie skarbie - przekonujesz zatroskanego Małżona - całkiem pyszna ta sałata, poza tym mięso jest niezdrowe, a mi się przyda zrzucić parę kilogramów.

Jeżeli jednak niuanse cenowe nie spędzają Ci snu z powiek, i tak jest spora szansa, że zostaniesz sałatożercą, bo nie będziesz umiał sobie nic innego kupić.
Taka sytuacja.
Lidl.
Zajeżdżamy tuż po sjeście (na naszym campingu rzecz święta, ledwo oddychać wolno), a w sklepie z miliard ludzi przepycha się między półkami. Idę po bułki. Z pozoru wszystko wygląda tak samo: regały, w których leży pieczywo, szklana tafla zasłaniająca półkę, dzyndzel do podniesienia zapory i tylko dziwna wydaje się szufelka wetknięta miedzy bułki, której rączka wystaje na zewnątrz.
Złapałam dzyndzel - nic. Ciągnę z całej siły - nic. Próbuję szybę podważyć palcami - nic. Przesuwam palcami wokół tafli, bo może jest tam jakiś przycisk albo co. Nic.
- Mamo...
- Odejdź Zuziu usiłuję nam bułki kupić i nie mogę - warczę zgrzana z upokorzenia i gorąca.
- Ale mamusiu...
- Dziecko nie przeszkadzaj!
- ... ale to nie tak.
- A niby jak? Co?!
Zuzka wprawnym ruchem złapała za szpadel, popchnęła kilka bułeczek w lewą stronę, a one, przez metalową kurtynę, wyleciały z boku i zsunęły się tunelem wprost w moje rece.
- Ile tych bułek? - zapytała
- 6 - odpowiedziałam z głupią miną.
Zuzka nawaliła do tunelu 6 bułek, wsypała je do papierowej torebki i mi podała.
- Teraz musisz iść na taką specjalną wagę, żeby je zważyć, to wtedy dostaniesz naklejkę na bułki - poinstruowała mnie.

No cóż. Na kolację były bułki, które zdobyła Zuzia, zanim ja w sklepie zaczęłam rozbijać szybę ze swojskim okrzykiem "nosz k... mać ja pier... ch... by to strzelił!!!!"

Oprócz tych oczywistych niedogodności kamping Zocco spełnia wszystkie warunki udanego urlopu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty