kiedy orientujesz się, że jesteś jedyną kobietą w łazience, która myje zęby zwykłą szczoteczką, podczas gdy cała reszta wierci elektryczną ...
P - Prąd
Na Ca'Savio opiekunów z Eurocampu było dużo więcej, ale od czasu Dave'a wszystkich ochrzciliśmy imionami Minionków. Dzień przed wyjazdem rano coś tajemniczo pyknęło i nastała ciemność w lodówce. Zlaliśmy temat, bo właśnie wybieraliśmy się na plażę. Po powrocie jednak światła nie było nadal, a nas ogarnęła troska o ciemności nocne. Poszłam więc 2 km do recepcji w poszukiwaniu fachowca z Eurocampu.
I tak znalazłam Kevina.
Przedstawiłam mu krótko sprawę ("No light no light"), Kevin obiecał, że wpadnie za 20 min. i przepadł na następne 1,5 godziny. Znowu pokonałam 2 km, dorwałam Kevina, ponownie przedstawiłam mu problem ("hello darkness my old friend, I've come to talk to you again"), a Kevin powtórnie obiecał nadejscie. Tym razem przyszedł i pełen zapału ruszył odzyskać światło.
- Mówiłam ci, że problem polega na tym, że w namiocie nie ma skrzynki z korkami. Inne namioty mają, a u nas nie ma, dlatego prosimy o pomoc - wyjaśniłam.
Kevin zafrasował się zadumał i zawyrokował:
- Nic nie poradzę. Pójdę po specjalistę z campingu. On na pewno pomoże.
- Ale na pewno przyjdzie przed nocą?
- Obiecuję jakem Jamie!
- Jamie? Jesteś Szkotem?
- Nie, dlaczego? - zdziwił się
- No nie wiem. Zawsze mi się wydawało, że każdy Jamie to Szkot.
- Jestem Anglikiem. Z Manchesteru - powiedział z miną jakbym gorzowiakowi zaproponowała spotkanie w Gorzowie pod ratuszem.
- A ja jestem Polką.
- Z Krakowa? (Co oni z tym Krakowem?!)
- Nie. Z Zielonej Góry.
Pogwarzyliśmy jeszcze chwilę i Kevin po raz kolejny zapewnił mnie o woli pomocy, po czym odjechał rowerem.
- I co? - zapytał Małżon, który w tym czasie był z dzieciakami na lodach.
- Nic. Czekamy na Boba. Bob pomoże.
Małżon zaklął szpetnie pod nosem i gdzieś poszedł. Po minucie wrócił i powiedział:
- Sprawdź lodówkę.
- Znalazłeś korki?
- No tak. Skrzynki są na zewnątrz, całkiem otwarte. Możesz komuś w nocy dyskotekę zrobić włączając i wyłączając korki.
Po niecałych 20 minutach do namiotu zbliżył się nieśmiało jakiś młodzieniec ze śrubokrętem w ręku.
- Hi guys! To wam się zepsuł prąd?
- Tak, ale mój mąż już naprawił korki. Dzięki za pomoc.
- Aha. Ok. Bye.
- Bye.
Tymczasem Małżon wynurzył się z namiotu i spojrzał na mnie chmurnie.
- A ten to kto?
- To Bob. Przyszedł naprawić prąd.
- ŚRUBOKRĘTEM????? Co on nim chciał zrobić?! Jprdl oni jeszcze mniej wiedzą o prądzie niż ja! Ty leć za nim, powiedz, niech odłoży ten śrubokręt zanim sobie krzywdę zrobi.
R - Ratujcie mnie!!!
Jakoś tak się porobiło, że spaliśmy w namiocie w dość ekstrawaganckiej konfiguracji: ja z dziećmi na łożu małżeńskim i samotny Małżon na pojedynczym łóżku.
Feralnej nocy pod ścianką namiotu spał Krzyś, pośrodku ja i Zuzka od zewnątrz.
O 4.20 nad ranem obudził mnie przeraźliwy krzyk synka:
- Aaaaa pomocy!!! Ratujcie mnie!!!!
Zerwałam się bliska zawału i w kompletnych ciemnościach zaczęłam macać w poszukiwaniu Krzysia. Tyle, że tam gdzie powinna być jego głowa namacałam pupę.
Tymczasem krzyk nie ustawał:
- Ratujcie mnie!!!
Drżącymi rękoma pochwyciłam telefon i włączyłam wyświetlacz.
- Jezus Maria! Małżon! - wrzasnęłam - szybko!! Krzyś wpadł za lodówkę!!!!
- Hę???
- Już synusiu, już - wymamrotałam przejętym głosem - mama cię uratuje!
Bohatersko ciagnąc syna za nogi i koszulkę udało mi się go wciągnąć na powrót do łóżka.
Umoszczony na miejscu Krzyś zasnął natychmiast.
Tymczasem nadbiegł Małżon, szelszcząc pałatką i szurając klapkami. Zaświecił mi latarką po oczach i spojrzał na śpiącą spokojnie Zuzkę, uśpionego słodko Krzysia i rozczochraną małżonkę z oczami jak 5 złotych.
- Wydurniacie się tylko po nocy - fuknął obrażonym tonem.
namiot Eurocampu. W głębi lodówka i łóżko, z którego zsunął się Krzyś. |
S - Sirmione
- Pomiędzy kampingami Zocco i Ca'Savio jest 200 km, dojedziemy tam w jakieś 2-3 godziny. Może coś zwiedzimy po drodze, co wy na to?
- Super! Po drodze jest taka dziura. Sirmione się nazywa. Można tam podjechać.
- A co tam jest fajnego?
- A nic. Parę punktów panoramicznych i jakaś twierdza czy coś tam.
- Ok. Dalej po drodze jest Werona i Padwa. Skoro Sirmione to dziura, to może skoczymy do jednego z tych miast?
- Wybieram Padwę.
- A nie Weronę? Romeo i Julia, romanse, balkony?
- He he. Ta cała atrakcja to ściema jakich mało. Czy ty wiesz, że balkon Julii dobudowali w roku 1935 do budynku z XIV wieku? I tak to nie Szekspir wypromował Weronę, tylko Werona wypromowała się na Szekspirze. Faktycznie, są rzeczy na ziemi i niebie, o którym nie śniło się filozofom.
- No dobra. Czyli najpierw to Sirmione, a potem Padwa.
I tak, janusze turystyki, wyjechali po 11 z Zocco i wyruszyli w stronę "dziury" Sirmione. Że coś jest nie tak, skapnęliśmy się mniej więcej w połowie drogi, kiedy to powtórnie utknęliśmy w korku. Sznur aut kierował się w tę samą stronę co my, co rodziło podejrzenie, że Sirmione to coś więcej niż mało znana miejscowość.
Okazało się, że "dziura" Sirmione to miasteczko, którego początki sięgają IV-V wieku p.n.e., a jego dumą jest XIII wieczny zamek Scaligerich, a także Grotte di Catullo, dwa kościoły z XV wieku, wyjątkowej urody plaża i jeszcze parę innych cudeniek.
Dzisiaj Sirmione to jednak przede wszystkim eksluzywny kurort, zamieszkiwany przez turystów o co najmniej trzech kartach kredytowych, z siecią drogich hoteli posiadających własne baseny termalne. Z racji swojego położenia (na końcu długiego cypla wbijającego się w jezioro Garda na 4 km), do centrum wiedzie jedna, wąska droga, po której poruszać się mogą tubylcy albo goście hotelowi. Pozostali muszą zostawić swoje auta na dużych, aczkolwiek i tak zbyt małych parkingach, przed symboliczną bramą miejską i dalej podążać autobusem albo per pedes.
My wybraliśmy ten drugi wariant (autobus, który nadjechał był tak zatłoczony, że ja dziękuję). Od samego początku wędrowaliśmy w sporym tłumie turystów, a ja już ostatecznie wyzbyłam się przeświadczenia, że "spędzimy tu pół godzinki i spadamy do Padwy".
Zamek Scalierich. Według legendy w burzowe noce objawia się tam duch młodzieńca o imieniu Ebengardo, poszukującego w zamku swojej tragicznie zmarłej ukochanej Arice. |
wejście do historycznego centrum Sirmione |
wnętrze kościoła św. Anny z XIII w. Freski pochodzą z XV w. Zostawiłam tam ważną intencję |
nie ma lekko |
cypel i jedyna droga wiodąca do miasteczka |
widok na jezioro |
rzut oka na miasto |
turyści, wszędzie turyści |
port |
Do Padwy nie zdążyliśmy.
czyli HappyMiniDisco na kampingu Ca'Savio. Czyli godzina czasu dla mnie, kiedy to Zuzia tańczyła pod sceną, a ryczącego Krzysia (nuuuuuudy, ja chcę do namiotu) Małżon zabierał na przechadzkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz