sobota, 13 sierpnia 2016

Życie obozowe

Dobra, przyjmijmy, że zbierało się na to od dawna.
No bo gorąco było, bo miałam muchy w nosie związane ze zmianą lokalizacji, bo jakoś tak...

Obiad obozowy - puree z torebki i wyschnięty kurczak.
Nie smakuje nikomu i nikt tego zresztą nie ukrywa.
Najbardziej marudzi Krzyś.
- A mogę zjeść w namiocie? - pyta
- Idź - mówię zrezygnowana
Siadł w namiocie i gmera paluszkami w talerzu.
- A mogę już nie jeść?
- A to nie jedz. Będziesz głodny - mówi Małżon.
I właśnie te słowa Krzyś wziął za dobrą monetę.
- No to tato łap! - i jak nie rzuci talerzem przez caluśki namiot. Kurczak, puree i sam talerz - sruuuu - po całym namiocie się rozleciały.
Małżona zalała krew.

(Rzadki to widok ale bardzo spektakularny)

Zuzia zdążyła tylko powiedzieć:
- No to masz Krzysiek przesrane!
Małżon darł się jakieś 5 minut na Krzysia siedzącego na krześle z rączkami cnotliwie złożonymi na podołku.
- I niby kto teraz ma to teraz posprzątać?! - zakończył swoją tyradę Małżon.
I wtedy Krzyś, kompletnie straciwszy resztki instynku samozachowawczego odparł:
- Ty tato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty