wtorek, 13 września 2016

Zuzia idzie na logopedię

- Zuzia, jutro idziesz na logopedię na 9.40. Potem masz okienko, więc pójdziesz na godzinę do świetlicy.
- Nie pójdę do żadnej swietlicy! Nigdy w życiu!
- A niby czemu?
- Bo oni sami nie wiedzą, czego chcą. Dwa razy kazali mi iść na lekcję, chociaż jej nie było i kazali wracać. A jak raz miałam lekcję, to kazali mi zostać, a potem się darli, że nie poszłam, a niby czytali moje nazwisko! Nie idę i już.
- Dobra. Pogadam z panią i może uda się przenieść logopedię godzinę później.
- A na pewno jutro mam logopedię?
- Na pewno. Pani do mnie pisała.

No i poszli.

Na korytarzu spotkali panią od logopedii, pogadali, przesunęli zajęcia o godzinę, a po dzwonku pomaszerowali na piętro na logopedię.

Na nasz widok pani rozpromieniła się.
- Mogę w czymś pomóc?
Wyprężyłam się jak struna, trzasnęłam obcasami i rzekłam chwacko:
- My na logopedię.
- Dziś???
- Tak jest!
- Ale zajęcia rozpoczynają się za tydzień.

moja reakcja

reakcja Zuzi

- Och... aha... więc... hmmm... także tego...
- Nie, nic się nie stało. Skoro Zuzia już jest, to coś przygotujemy.
- E, nie, potem jest świetlica, a ja mam teraz wolne, więc zabiorę ją do domu.
- Nie będzie to kłopot? Bo akurat nas zalało. Robili wczoraj próbę ogrzewania i kaloryfery puściły...
- Żaden kłopot. Do zobaczenia za tydzień.

- Mysz w szoku - zachichotała Zuzka po wyjściu z gabinetu logopedy.
(to jeden ze zwrotów, który ćwiczy. Inny brzmi: pyszny szaszłyk Szymona)

W szoku, nie w szoku, ale nadgorliwość gorsza od faszyzmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty