Pani wychowawczyni trzymała się długo, ale kiedy fala przeziębień przetoczyła się przez klasę, sama zachorowała. I wtedy przyszła pani na zastępstwo. "Bardzo surowa" jak ją oceniła Zuzia.
- Nic nie wolno było w klasie robić. Normalnie nic - opowiadała wzburzona - a już wcale po klasie chodzić. I jak mój kolega z ławki chciał iść wyrzucić gumkę do śmietnika, to mu pani nie pozwoliła.
Kiwam głową z roztargnieniem.
- No bo takie chodzenie rozprasza - marudzę jak stary belfer.
- A tam. On ją rzucił z ławki do śmietnika i nie trafił.
Zaintrygowałam się.
- A wy nie siedzicie przypadkiem w drugiej ławce?
- No siedzimy.
- I tak przerzucił nad głowami innych dzieci?
- Tak, ale nie trafił. Gumka odbiła się od śmietnika i pacnęła na podłogę.
- I co pani na to?
Popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Na pewno się nie ucieszyła.
Ale ja owszem. Roześmiałam się na głos.
Bo pani nie zabroniła wyrzucić, tylko łazić po klasie.
Czyli wszystko się zgadza.
Oprócz pretensji pani.
wtorek, 27 marca 2018
niedziela, 25 marca 2018
Sponsora szukam
Krzyczy Zuzia przez telefon:
- Babciu, co za sukces! Ty wiesz, gdzie nas zaprosili?!
- Do Koziołkowa jedziemy !!!!
Taaaaaa...
Bo w Koziołkowie pacany kują.
- Babciu, co za sukces! Ty wiesz, gdzie nas zaprosili?!
- Do Koziołkowa jedziemy !!!!
Taaaaaa...
Bo w Koziołkowie pacany kują.
czwartek, 22 marca 2018
Jak by mnie opisał Sienkiewicz
I była Jagienka, która "niedźwiedzia oszczepem w boru podeprze, a orzechów nie potrzebuje gryźć, jeno je na ławie ułoży i z nagła przysiędzie, to ci się wszystkie tak pokruszą, jakobyś je młyńskim kamieniem przycisnął"*; i jestem ja, która udręczona Krzysiowym miauczeniem "ja nie chcę na angielski, angielski jest gupi", siadam z impetem na na ławę w przedszkolu i
rozgniatam soczystą manadrynkę.
Sok zalewa mi spodnie dokładnie w miejscu, gdzie udo schodzi się z tyłem, oczy zalewa mi krew, dzieciaki rechoczą głośno, zaczynam się wydzierać na całe przedszkole, a potem idę w dumnie uniesionym czołem na angielski do centrum miasta.
Pech?
A gdzie tam!
Dzieńjakcodzień
* wizja pana Henryka Sienkiewicza
rozgniatam soczystą manadrynkę.
Sok zalewa mi spodnie dokładnie w miejscu, gdzie udo schodzi się z tyłem, oczy zalewa mi krew, dzieciaki rechoczą głośno, zaczynam się wydzierać na całe przedszkole, a potem idę w dumnie uniesionym czołem na angielski do centrum miasta.
Pech?
A gdzie tam!
Dzieńjakcodzień
* wizja pana Henryka Sienkiewicza
sobota, 3 marca 2018
Mord na Małżonie
- Znasz się na filmach?
- Tak trochę, a co?
- Bo jest konkurs z nagrodami na stronie Cinema-city.
- A można wygrać samochód?
- Uhm.
- To pokaż.
Weszliśmy na rzeczoną stronę. Odpaliliśmy quiz. Pytania (sztuk 50) były takie, że Jezus Maria, jedno gorsze od drugiego. Dla rozwiązania i zdobycia cennych punktów korzystaliśmy z dwóch telefonów, komputera i mojego smartfona, w którym wpisywaliśmy odpowiedzi. Całość zajęła nam dwie godziny.
Ale, wiadomo, auto piechotą nie chodzi.
Wreszcie - jest.
Z 50 możliwych punktów zdobyłam 49!!!!!
Boże, co za radość! Może wygram nissana, toyotę albo od biedy skodę! Tyle męki w poszukiwaniu odpowiedzi, baterie w smartfonach zajeżdżone na śmierć, ale co tam! Widzicie już to auto??? Widzicie???
Ha! Odpalam panel z nagrodami i wyświetla mi się to:
- Co to ma być? - wydarłam się na Małżona - dwie godziny się szarpałam o durny popcorn? A gdzie auto? Obiecałeś auto!!!
- Ja???? - zdziwił się niepomiernie - Ja tylko mówiłem, że konkurs jest.
- Kurczę*, zrobiłeś mnie w balona! A ja tu jak głupia* siedzę!
- Przynajmniej masz satysfakcję - odparł wesolutko wychodząc z pokoju.
- W tyłek* se wsadź tę satysfakcję - wrzasnęłam mu na odchodne
No takie rzeczy.
Wiecie co.
- Tak trochę, a co?
- Bo jest konkurs z nagrodami na stronie Cinema-city.
- A można wygrać samochód?
- Uhm.
- To pokaż.
Weszliśmy na rzeczoną stronę. Odpaliliśmy quiz. Pytania (sztuk 50) były takie, że Jezus Maria, jedno gorsze od drugiego. Dla rozwiązania i zdobycia cennych punktów korzystaliśmy z dwóch telefonów, komputera i mojego smartfona, w którym wpisywaliśmy odpowiedzi. Całość zajęła nam dwie godziny.
Ale, wiadomo, auto piechotą nie chodzi.
Wreszcie - jest.
Z 50 możliwych punktów zdobyłam 49!!!!!
Boże, co za radość! Może wygram nissana, toyotę albo od biedy skodę! Tyle męki w poszukiwaniu odpowiedzi, baterie w smartfonach zajeżdżone na śmierć, ale co tam! Widzicie już to auto??? Widzicie???
Ha! Odpalam panel z nagrodami i wyświetla mi się to:
- Co to ma być? - wydarłam się na Małżona - dwie godziny się szarpałam o durny popcorn? A gdzie auto? Obiecałeś auto!!!
- Ja???? - zdziwił się niepomiernie - Ja tylko mówiłem, że konkurs jest.
- Kurczę*, zrobiłeś mnie w balona! A ja tu jak głupia* siedzę!
- Przynajmniej masz satysfakcję - odparł wesolutko wychodząc z pokoju.
- W tyłek* se wsadź tę satysfakcję - wrzasnęłam mu na odchodne
No takie rzeczy.
Wiecie co.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Popularne posty
-
Zadanie wystawiające cierpliwość i inteligencję rodziców na próbę. Zuzia siedzi i myśli. "salamandra", "naukowcy"...
-
Klasyfikacja filmów według Krzysia: a) filmy nudne ( "Dom" , "W głowie się nie mieści" ) - tzw. filmy drogi; ciągle gdz...
-
Wiadomo, że na świecie są rzeczy szkodliwe. Ziemniaki, makaron, chleb baltonowski oraz whisky z colą. Jednym słowem wszystko, co jest jadaln...