sobota, 3 listopada 2018

Córka

Z perspektywy czasu widzę, że posiadanie córki jest prawdziwym wyzwaniem. Synuś to synuś - już dawno ustalił, że żenić się nie będzie, tylko zamieszka ze mną po wsze czasy. Z Zuzią jest inaczej. Moja córka-podpórka przeobraża się nieuchronnie w córkę krytykankę, recenzentkę, doradczynię, besserwissera, planującego tajemnie podbój najdalszych galaktyk.

Wizyty na cmentarzu sprowokowały ożywioną dyskusję na temat tego, jak to będzie, kiedy czas się dopełni i przyjdzie mamie (czyli mi) stanąć twarzą w twarz z zegarmistrzem purpurowym.

- To jaki chcesz ten nagrobek? - zapytała rzeczowo.
Oderwałam wzrok od grobów, z których nieprzerwanie odczytywałam nazwiska zmarłych na żądanie Krzysia (mama, a kto tu umalł? A tu? A tu?).
- Chyba ciemny. I z płytą. Nie chcę leżeć pod płaskim. I żeby ci nie przyszło do głowy mnie kremować. Nie będę się z proszku dźwigać.
- Okej.
- I jeszcze mi zrób taki ogródek, w którym mi będziesz dwa razy do roku sadzić kwiatki. Bratki wiosną i wrzos jesienią.
- Ale masz wymagania. I tak zrobię taki , jaki będę chciała.
- (o żesz ty) To ja cię będę straszyć za karę. Będę na ciebie z szafy wyskakiwać i wyciem uùuuuuuu!
Łypnęła na mnie koso.
- No zobaczymy, ile to bedzie kosztować.

O.

A więc marzenia o wąchaniu kwiatków od spodu mogą się nie ziścić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty