Co się urodziło?- pyta doktor S. sondując stopień mojego
mentalnego zorientowania.
- Syn - mamroczę (ach, to znieczulenie podpajęczynówkowe),
cokolwiek na oślep, albowiem ręce lekarza zasłaniają konstytutywne cechy płci
biologicznej potomka.
- Dobra. Można zabrać. I dać mu na imię Józef.
- Jak? - pyta pielęgniarka.
- Józef.
- A dlaczego Józef?
- Bo to takie ładne imię
- To nie jest żaden Józef. Tylko Krzyś - wtrącam
- Nikt już nie chce dawać na imię Józef - narzeka dr S. - A to
takie stare, szlachetne imię.
- A twój syn jak ma na imię? Może Józef? - docieka pielęgniarka
- A nie. Nie Józef.
Dziwne. Przecież to takie zacne imię.
Kochany synku. Rok temu o 10.15 lekarz, używając noża, widelca i igły
z nitką, wyprosił cię na zewnątrz. Nie byłeś zachwycony: wrzeszczałeś
i w ramach protestu obsikałeś pielęgniarkę. Z twojego przybycia
najbardziej cieszyła się twoja siostrzyczka, która jak tylko cię zobaczyła, przyniosła
gitarę i mikrofon i zaśpiewała ci okolicznościową piosenkę.
Z okazji twoich urodzin życzę ci dużo zdrowia. Chciałabym, abyś na
swojej drodze spotykał samych dobrych ludzi, a otoczony był przyjaźnią i miłością.