Rok ma swoje żelazne punkty: święta, majówki, urlopy, urodziny i inne daty istotne, które stanowią o przewidywalności niestabilności czasu.
Dla mnie takim punktem constans są zbiorcze urodziny, które obchodzę co roku w sierpniu, wraz z moimi najlepszymi przyjaciółkami - Kasjopeą i Syriuszem. Ta przyjaźń to prawdziwy dar od Boga, niespodziewany bonus uczęszczania do ogólniaka w mieście Gie.
Kasjopea jest bogata, bo jako jedyna posiada domek wolnostojący na zamiejskiej wsi, w pobliżu sporej aglomeracji na zachodzie Polski. Co roku ładujemy się więc do samochodu Syriusza i wyruszamy w drogę ku nowej przygodzie.
Zajeżdżamy z fasonem w piąteczek. Jemy sałatkę gyros robioną przez gospodynię. Pijemy napoje. Obgadujemy nieobecnych. Jemy. Rozmawiamy o życiu. Pijemy napoje. Słuchamy muzyki i dziwimy się, że ktoś słucha takiego szajsu, bo za naszych czasów, to muzyka była, że ho ho. Jemy. Rozmawiamy o życiu. Pijemy. Wspominamy stare dzieje (a pamiętasz, jak... hy hy). Skubiemy sobie brwi. Jemy. Rozpaczliwie naciągam sobie skórę na twarzy, żeby zniwelować zmarszczki. Pijemy. Kasjopea robi mi smoky eyes. "Co ty masz na twarzy?" rechocze Syriusz. Kajospea obraża się. Przeglądam się w lusterku i zaczynam płakać. Pijemy. Jemy. Zaczynamy płakać wszystkie. Syriusz wchodzi z łomotem w szklane drzwi. Pijemy.
Soboty już nie są takie fajne.
W sobotę umycie zębów urasta do rangi wyzwania.
- Co ci? - spytała Kasjopea
- Boli jak cholera - odrzekłam.
- To ja pojadę do apteki i kupię coś przeciwbólowego - powiedziała.
l P-O-J-E-C-H-A-Ł-A.
W tym czasie chciałam wziąć prysznic, ale oślepiło mnie światło dnia. Lekko zamroczona klapnęłam na sedes i zamyśliłam się. Po paru godzinach wtoczyłam się do kabiny i zalałam wodą z deszczownicy. Po wytarciu, planowałam umyć zęby, ale znów zasłabłam i musiałam usiąść na klapie sedesu. Po kolejnych kilku godzinach udało mi się umyć zęby kurczowo trzymając umywalki. Wreszcie - umyta, świeża i pachnąca - wynurzyłam się z łazienki w poszukiwaniu Syriusza. Przepadła na włościach Kasjopei i odnalazła się dopiero w kuchni.
Okazało się, że w tzw. międzyczasie Kasjopea PRZYJECHAŁA. Opowiedziała podówczas historyjkę, którą opiszę tak, jak ją zapamiętałam.
- No więc pojechałam, ale czułam się niewyraźnie, więc postanowiłam jechać na komisariat i dmuchnąć w alkomat, żeby sprawdzić, czy mogę jechać dalej. A tam okazało się, że na całą wiochę są dwa radiowozy, z czego tylko w jednym jest alkomat. Pan policjant złapał za telefon i zadzwonił "słuchaj no tam, Dzidek, gdzie wy właściwie jesteście, bo tu jedna pani przyjechała i chciałaby się przedmuchać... aha... czyli daleko... to nie dojedziecie tutaj... no ok... dobra... Proszę pani - rzekł zdecydowanie - koledzy niestety są za daleko i tak szybko nie przyjadą, ale ja tak myślę, że dobrze pani wygląda i może pani jechać dalej". No to zajechałam do apteki i kupiłam ci co tam potrzebujesz.
Przez dłuższą chwilę milczałyśmy z Syriuszem z szacunkiem.
- Łaaaaaał - cmoknęłam wreszcie z podziwem - ale wy tutaj to macie wyluzowanych policjantów! Przyjeżdża sobie na komisariat pani - na oko wczorajsza - a pan policjant mówi, że dobrze wygląda i może jechać samochodem dalej. No no.
- Jakim samochodem? - zdziwiła się Kasjopea - ja rowerem pojechałam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Zadanie wystawiające cierpliwość i inteligencję rodziców na próbę. Zuzia siedzi i myśli. "salamandra", "naukowcy"...
-
Klasyfikacja filmów według Krzysia: a) filmy nudne ( "Dom" , "W głowie się nie mieści" ) - tzw. filmy drogi; ciągle gdz...
-
Wiadomo, że na świecie są rzeczy szkodliwe. Ziemniaki, makaron, chleb baltonowski oraz whisky z colą. Jednym słowem wszystko, co jest jadaln...
hehehehe :) ja miałam dziś taki pomysł dla Mężula mojego,któy po wczorajszych urodzinach był wczorajszy........ale nie wiem,czy panowie z komistariatu byliby tacy wyrozumali.... :P
OdpowiedzUsuń