niedziela, 12 kwietnia 2015

Udręka i ekstaza

Zdarza się - od czasu do czasu - że muszę pracować w soboty. Lubię swoją pracę, więc zrywanie się do roboty w dzień, w którym większość wypoczywa, nie sprawia mi przykrości.
Dylematy dotyczą tego, kogo i w jakim stanie zostawiam w domu. Oto na włościach zostaje Małżon i Dzieci. Fakt ten wzbudza we mnie mieszane odczucia.
Pierwszym jest entuzjazm: "yeah, jupi, nie muszę cackać się ze śniadaniem ani obiadem, bo przygotuje je Małżon; nie muszę prosić bazylion razy żeby Zuzia się ubrała a Krzyś przyniósł pieluszkę; nie będę miała dnia świstaka, łażąc po chałupie, zbierając i odkładając na miejsce codziennie te same rzeczy; i najważniejsze - nie będę musiała słuchać swojego głosu gderającego i przynudzającego ciągle o tym samym (wiem, to dziwne, ale ja sama ze sobą nie mogę wytrzymać, kiedy tak jazgoczę i jazgoczę w kółko macieju. Tyle tylko, że jak już zacznę, to się nakręcam aż do ochrypnięcia).
Drugim równie silnym odczuciem jest frasunek. Znowu będą do południa w piżamach paradować, najedzą się czekolady, oślepną od gapienia się w telewizor, nie ruszą palcem siedząc w weekendowym rozgardiaszu dziwiąc się szczerze, że "ale co tu sprzątać? A gdzie jest brudno?"
Już dawno odkryłam, że Małżonem rządzą Dzieci a nie odwrotnie.
Schemat znany, przerabiany i przewidywalny.

A jednak - jak to mówią - expect the unexpected.

- Mamusiu, mamy dla ciebie niespodziankę - woła Zuzunia podskakując wokół mnie - ja i Krzyś mamy coś schowane w szafce w naszym pokoju specjalnie dla ciebie! Chodź, pokażę ci, och pokażę!!!
Idę więc za rozentuzjazmowaną Zuzieńką a Ona uroczyście wręcza mi to:


Obracam ostrożnie woreczek w ręku i usiłuję rozpoznać zawartość. Zuzia ma szeroki uśmiech na buzi i wesołe iskierki w oczach.
- Dziękuję skarbie - wołam z przejęciem - cudne! A co to jest? - pytam ostrożnie.
- Obiad. Dla ciebie - wyjaśnia zadowolona Zuzia.
- W tym woreczku jest obiad dla mnie? - upewniam się oglądając zawartość pod światło.
- No! Ziemniaki, mięso i buraczki. Trochę pozbierałam z mojego talerza, trochę z Krzysia, tam trochę poupadało na podłogę, to też dorzuciłam. Dla ciebie mamusiu, żebyś głodna nie była jak wrócisz z pracy. Trochę mi się w tym woreczku wymieszało - zasępiła się.
- Nic nie szkodzi Maleńka! Najważniejsze, że się z Krzysiem podzieliście ze mną swoim obiadkiem. Dziękuję Wam Słoneczka moje!

Wiem, jak to wygląda, ale smakowało wybornie, mówię Wam.

4 komentarze:

  1. Wcale tak nie jest...
    To pomówienie.
    Małżon

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale że co? Że czekolady za moimi plecami nie jecie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko i wyłącznie czekolada się zgadza. Reszta z 23 zarzutów jest bezpodstawna. Przeprosiny przyjęte.
      Małżon

      Usuń

Popularne posty