sobota, 20 czerwca 2015

Czas paniki

Zaczęło się od mojego błagalnego miauczenia:
- Ja ciebie tak proszę, nie puszczajmy jej jeszcze do przedszkola. Jest taka mała. Puścimy ją od przyszłego roku.
- Musi iść do jako trzylatka do przedszkola i nie ma dyskusji.

03. września 2012 roku, zalana łzami, powiozłam Zuzunię do przedszkola. Przebrałam ją w przedszkolne ubranko i zaprowadziłam do sali. Na piersi miała plakietkę z imieniem.
Pewnie przykleiłabym się do drzwi nasłuchując czy nie dzieje jej się tam krzywda i w razie czego wpadając niczym batman na ratunek, ale wokół byli inni rodzice, którzy, w przeciwieństwie do mnie, zachowywali się NORMALNIE, więc nie wypadało robić z siebie głupka.
Zgodnie z zaleceniami, punktualnie o 12, ogryzając do krwi pazury, zameldowałam się pod przedszkolem. Oprócz mnie przybyli zaaferowani rodzice innych pierworodnych (potem okazało się, że rodzice drugiego i każdego następnego dziecka podchodzą do kwestii debiutu przedszkolnego potomka w sposób zdecydowanie bardziej luzacki).
Tuż po obiadku wystartowałam niczym koń w wielkiej pardubickiej rozpychając się w tłumie.
Pani Halinka, wzór Sevres przedszkolanki, wyprowadziła Zuzię i powiedziała:
- Wszystko było w porządku, tylko Juleńka przez cały dzień nic nie jadła.
- Chyba Zuzia - sprostowałam ze ściśniętym gardłem.
Pani Halinka roześmiała się i odpowiedziała:
- No tak. Ale do niej tak pasuje imię Julia.

Przyjeżdżałam po nią karnie o 12 przez prawie cały wrzesień. Pod koniec miesiąca spojrzała na mnie i powiedziała poważnie:
- Ale mamo, nie musisz po mnie przyjeżdżać po obiadku. Zabieraj mnie jak inne dzieci po podwieczorku.
Zaczęłam ją odbierać o 15.
Któregoś dnia z ich sali dobiegł mnie rozpaczliwy płacz. Wpadłam tam z łomotem i zobaczyłam calusieńką grupę siedzącą w kółeczku na tycich krzesełkach i szlochających rozdzierająco. Razem z nimi siedziała spokojnie Pani Halinka.
- Co się stało? - wrzasnęłam głosem kwoki.
- Nic - odpowiedziała spokojnie i z uśmiechem - jedno się rozpłakało, a reszta płacze dla towarzystwa.
A kiedy indziej znowu zobaczyłam Zuzię i inne Dzieci siedzące przy stoliku jak jedli podwieczorek i zaśmiewali się do rozpuku. Wyglądali tak słodko, tak spokojnie, jak starzy znajomi, którzy właśnie opowiadają sobie anegdotki.

Potem stała się średniakiem, nie wiadomo kiedy starszakiem, a teraz kończy przedszkole.

I skończył się etap nieujarzmionej kreatywności Zuzi. Za chwilę wkroczy w etap testów, gotowych zestawów odpowiedzi, kluczy odpowiedzi, ocen i rygoru.

Jestem przeciwna sześciolatkom w szkole.

Nie widzę ich w świecie oceniania, jedzenia i siusiania w określonym czasie, siedzenia 45 minut, chodzenia z 20kilogramowym tornistrem.

Pocieszam się tylko myślą, że przed przedszkolem też świrowałam, a Zuzia sobie poradziła wzorcowo. Poznała i polubiła inne Dzieci. Lubi malować, śpiewać i grać. Nauczyła się liczyć i poznała literki. Chodziła na karate i angielski. Jeździła z grupą na wycieczki i do teatru. Spełniło się jej marzenie i zagrała Maryję w jasełkach. Byli dwa razy na wielkiej wyprawie granicą.

To jedno z moich ulubionych zdjęć Zuzi z przedszkola.

Zuzia jest u progu Wielkiej Przygody i na pewno będzie dzielna.
Ja też będę.

Muszę.

2 komentarze:

  1. będzie dobrze,Aga!!! :) poradzi sobie,bankowo!bo ma ciebie zsa wzór! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To ci wzór! Dzisiaj oglądałam filmik z zakończenia przedszkola i się rozszlochałam jak dzidziuś. A Zuzia na to: nie martw się mamo, zawsze będziesz mnie widzieć. Krzyś przyniósł mi "fusteczkę" i powiedział: teraz płacz

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty