- Aaaaaaaaa
- Iiiiiiiiii
Odgłosy dobiegające z pokoju dziecinnego przybierają na sile, więc niechętnie odrywam się od książki i idę na zwiady.
Krzyś i Zuzia leją się.
Na wszelki wypadek więc wycofuję się o pół kroku i ostrożnie wychylam głowę zza winkla obserwując przebieg walki.
Krzyś szarpie Zuzkę z całej siły, wbijając paluszki w jej przedramię. Zuza usiłuje oswobodzić rękę ciągnąc z całej siły i dodatkowo machając malowniczo nogami. Braciszek puszcza ją wreszcie i rzuca się w kierunku jej brzucha. W odpowiedzi siostra popycha go lekko, a kiedy Krzyś wykonuje obrót, wypala mu soczystego kopa.
Prosto w nabiał.
Krzyś leci głową do przodu i upada. I wtedy robi najbardziej zdumiewającą rzecz w tej sytuacji - zaczyna się chichotać. Zuzia śmieje się razem z nim, a potem rozchodzą się jak gdyby nigdy nic.
Kiwam głową z aprobatą i wracam do lektury.
Bo ja czytam, proszę Państwa.
Czytam i czytam, i czytam, i czytam, i czytam, i oderwać się nie mogę ani nadziwić.
Ludzi pcha ku Himalajom niewytłmaczalny zew, w którym nie liczy się ani zmęczenie, ani trud, ani nawet potencjalna śmierć.
Idą, doświadczają nieludzkiego i wracają znów.
Nawet czytanie o tym jest wciągające.
A co dopiero oglądanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz