Tym razem mam dużo liczenia, więc się maksymalnie skupiam.
Przekopuję pierdylion stron, żeby znaleźć odpowiednie zadania, wzory i obliczenia.
Wymyślam nowe treści i dopasowuję je do zadań.
Co rusz czegoś tam nie wiem i grzebię na zmianę w książkach i necie.
Nuży mnie ta robota; nie lubię jej i najchętniej przerzuciłabym na kogoś innego, ale, niestety, do zadania wyznaczono mnie i sprawa nie podlega negocjacjom.
Klnąc w duchu walę zapamiętale w klawiaturę.
Siorbię herbatę i pocieszam się: damy radę.
Tylko zapiszę te moje wypociny.
- Mama chodź się bawić.
- Nie mogę synuś. Pracuję.
- To nie placuj. Baw się.
- Nie mogę. Nie, Krzysiu, nie wchodź mi na kolana, proszę. Małżon! weź Krzysia!
- Chodź synu.
- Nie, ja nie cę. Ja chcę do mamyyyy!!! - wyrwa się Krzyś.
- Synuś proszę cię, mam tyle pracy na komputerze!!
- Ja cę do mamy!!!
Jeb!
Cały ekran czarny.
Krzyś w piżamce z Kubatkiem kuca obok włącznika komputera.
Zrobiło się cicho.
A ja ...
... jak się nie wydarłam! Jak nie wrzasnęłam! Jak nie huknęłam pięścią w biurko!
Krzyś, ten mój biedny chłopczyk, rozpłakał się żałośnie, łezki płynęły mu po buzi, malutkie rączki zakrywały oczy.
Na ten widok rozpłakałam się i ja.
- Czemu mama płacze? - do pokoju wsadziła główkę niczego nieświadoma Zuzia.
- Bo Krzyś wyłączył mamie komputer i wszystko zniknęło.
Akurat - myślę sobie z głową wspartą na przedramionach. Łzy kapią na stertę zadrukowanych kartek leżącą na biurku - płaczę bo mi wstyd.
Wszystko da się odtworzyć, ale nie cofnie się niezawinionych łez dziecka.
Małgorzata Piątek-Grabczyńska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz