niedziela, 15 stycznia 2017

Turbonapęd

Więc tak:
- jest niedziela,
- obiadek jemy u Babci Ali,
- do domu wracamy obładowani słoikami z rosołem, makaronem, ziemniaczkami, mięskiem itp.
Właśnie spadł świeży śnieg, więc ciągnę na sankach rozchichotane dzieci, podczas gdy Małżon robi za donosiciela słoików.
- Mamo, szybciej! - wołają dzieci - włączysz turbonapęd?
- No ok - zgadzam się - pokażę wam, jak się śmiga na sankach.

I ruszam biegiem.


Chociaż biegnę co sił w nogach i wydaje mi się, że zaraz wskoczę w nadprzestrzeń, tuż przy moim uchu słyszę kpiący głos:
- Ale mi turbonapęd - chichocze Małżon biegnąc obok mnie, podzwaniając wściekle słoikami. Skubany, nie dość, że ma bagaż i był za mną, teraz wyprzedza mnie rechocząc na całe gardło.
- Oż ty w dziąsło szarpany - warczę półgłosem - ej, ty - wypluwam resztki powietrza z płuc - jak taki chojrak jesteś, to pokaż jak wygląda turbonapęd!!!
Ubawiony Małżon niedbale rzucił mi siatę ze słoikami, popluł w ręce, złapał za sznurek i zniknął w ciemnościach.


Z daleka tylko słyszałam szczery śmiech Krzysia i radosne "juhuuuuuuu" Zuzi.

Może się chociaż gdzieś wywali i będę mogła wyść z twarzą, pomyślałam mściwie, ale gdzie tam! Stali sobie grzecznie kilkadziesiąt metrów dalej, szczerząc zęby w świetle latarni ulicznych.
- Pfffff - prychnęłam - spróbowałbyś gościu tego samego na obcasach.
- Też bym cię przegonił - stwierdził spokojnie, jakby oznajmiał oczywistą oczywistość.
- Nie martw się mamo - powiedziała Zuzia - tatuś to turbonapęd, a ty jesteś tylko napęd.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty