czwartek, 13 kwietnia 2017

O wielkanocnym baranku i garniturku z lidla

Rzucili gajorki dla małolatów w cenie więcej niż przystępnej, więc pojechaliśmy z Małżonem na zakupy. Trochę się baliśmy, czy nie będziemy musieli walczyć o ubranie jak klasyczny klient lidla o crocsy czy inny garnek, ale nie. Przy koszu z garniturkami nie było tłoku, dlatego też w spokoju dokonaliśmy oględzin i zakupu. Dorzuciliśmy do wózka jeszcze parę produktów, w tym czekoladowego baranka, i ruszyliśmy do kasy.

Dwie czynne, do każdej kolejka po regały.
Stanęliśmy grzeczniutko na końcu i czekamy.

Po niejakiej chwili z głośnika popłynął melodyjny kobiecy głos:
- Szanowni klienci, dla państwa wygody uruchomimy kasę numer dwa.

Szanowni klienci unieśli głowy celem zlokalizowania kasy nr 2 i wystartowali. Nieźle nam szło, bo byliśmy drudzy po jakiejś zażywnej seniorce, ale tłum nie odpuszczał. Małżon, w którym obudziła się wola walki i pragnienie wygranej, wyciągnął coś z wózka i pierworzędnym rzutem zza głowy cisnął tym czymś na taśmę, potwierdzając nasze miejsce w szeregu.
- Małżon!!! Mój baranek!!!! - pisnęłam płaczliwie rzucając się przez wózek, aby dokonać obdukcji baranka na świąteczny stół.

Ale gdzie tam!

Małżon zatarasował wózek całym sobą i w pośpiechu wyciagał towar. Doszedł do połowy zawartości, kiedy usłyszeliśmy:
- Pan tego nie wyciąga. Czynna będzie kasa nr 3.
- Ale powiedzieli, że dwa - fuknęłam
- Koleżanka się pomyliła - zakończyła dyskusję pani kasjerka

Małżon zgarnął towar na powrót do kosza, a jako ostatniego cisnął zdecydowanym ruchem baranka.

Podniosłam czekoladowe cudo i obejrzałam. Nic. Nawet dzwoneczek mu się nie przekrzywił.

Krzyś pozwolił łaskawie sobie przymierzyć garniturek po półgodzinie próśb  gróźb, szatażu i przekupstw.

- Czekaj synuś, zrobimy zdjęcie. Uśmiechnij się.

Krzyś ustawił się wedle własnego uznania i powiedział:
- Czuję, że moja dupka chce się uśmiechnąć.




Wykapany ojciec.
Też musi wyjść na jego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty