Nie mieszając Najwyższego (Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy) wolę posłużyć się pojęciem sprawiedliwości dziejowej.
Po siatkówce - w każdej ręce siatka z logiem uchachanego owada - rozkoszowałam się powolnym spacerem do domostwa. Gdzieś wokół biegały dzieci.
Wejście do klatki mam przeszklone, więc widać z obu stron idealnie. Widzę ją i ona widzi mnie, a mimo to Pani Sąsiadka naciska guzik "zamknij" i odjeżdża windą ku niebiesiom.
Westchnęłam boleśnie. Trudno, widać śpieszyło się jej do domu i te 15 sek. zrobiło istotną różnicę. Uruchamiam więc procedury.
Krok pierwszy: postaw siatki na ziemi; krok drugi: wciśnij kod domofonu; krok trzeci: podnieś siatki i zawołaj dzieci; krok czwarty: zagarnij potomstwo, które rozpełzło się po całym podwórku; krok piąty: postaw siatki na ziemi; krok szósty: wciśnij ponownie kod domofonu; krok siódmy: dziarsko podnieś siatki i popychając dzieci kolanem, zgrzana jak pies, wturlaj się do klatki.
- Zuziu - sapnęłam - ściągnij windę
- Halo! Haloooooo! Słyszy mnie pani! Winda się zacięła! Utknęłam tu!!! - usłyszałam histeryczne wycie z czeluści kabiny.
Usta rozciągnęły mi się w szerokim uśmiechu.
- Niech pani zadzwoni po pomoc!
- W windzie jest przycisk, niech pani go wciśnie - odpowiadam oglądając paznokcie.
- Nie działa chyba, bo dzwoniłam, nikt nie odpowiada!!! Niech pani dzwoni, słyszy mnie paniiiii?
- Nie wiem, gdzie dzwonić, nie mam numeru.
- Na tablicy jest! Widzi pani?! Halooooo!!!
Nieśpiesznie wyciągam telefon. Uważnie wybieram numer. Wycie w windzie nie ustaje. Sąsiadka doradza mi, zaklina, daje rady, informuje o numerze wiszącym na tablicy, troszczy się o mój słuch ("słyszy mnie paniiii? Słyyyyszyyy?").
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
- Proszę pani, nikt tam nie odbiera - informuję ze smutkiem.
Okrzyki i pojękiwania wzmagają się.
- Niech pani dzwoni do zarządcy. Słyszy pani???
Dzwonię.
- Tam też nikt nie odbiera.
- To niech pani pani zadzwoni pod ten numer - dyktuje mi cyfry.
- A co to za numer? - pytam nieufnie.
- Do mojego znajomego. Niech pani dzwooooniii!!!!
- I co mam powiedzieć? - dociekam oglądając sufit na korytarzu.
- Że Ania zatrzasnęła się w windzie, a na kuchence mam garnek włączony.
No ekstra, lepiej być nie może. Dzwonimy więc.
- Dzień dobry, ja tu dzwonię w takiej sprawie, że Ania zatrzasnęła się w windzie, a ma garnek na kuchence.
("Hallllooo słyszy pani?")
- No i co mam zrobić?
Złośliwy rechot rozsadza moje trzewia.
("Dzwoni paniii? Dzwoniii?")
- Bo ja wiem? Może pan tu przyjdzie?
Stęknięcie.
- Idę.
- I co? Dzwoniiii paniii? - zawodzi kobieta w windzie bez ustanku.
- Taaaaaaa. Ten pan już idzie.
Dzwoni mój telefon.
- Halo?
- Tu nr alarmowy. Słucham.
- Dzień dobry. W bloku na ulicy takiej owakiej winda się zacięła i tam utknęła jedna pani.
- Dobrze, przyjąłem. Dziękuję.
- I coooo? - wyje zatrzaśnięta - Jadą???
- Tak - odpowiadam.
- A szybko?
E, nie ma pośpiechu - myślę - w końcu sobota jest.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Zadanie wystawiające cierpliwość i inteligencję rodziców na próbę. Zuzia siedzi i myśli. "salamandra", "naukowcy"...
-
Klasyfikacja filmów według Krzysia: a) filmy nudne ( "Dom" , "W głowie się nie mieści" ) - tzw. filmy drogi; ciągle gdz...
-
Wiadomo, że na świecie są rzeczy szkodliwe. Ziemniaki, makaron, chleb baltonowski oraz whisky z colą. Jednym słowem wszystko, co jest jadaln...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz