Przez moment, w idealnie wypucowanych szybach, dostrzegłam swoje odbicie. Mimo że szykowałam 12 potraw, sprzątałam dom i ubierałam choinkę, wyglądałam olśniewająco, niczym - nie przymierzając - księżniczka Disneya. Biały sweterek i białe spodnie oraz idealnie ułożone włosy, odejmowały mi lat. Z uciechy aż klasnęłam w rączki. Jasne światło lampek cudnie zamigotało na moim manikiurze. Zanuciłam radośnie: "last christmas aj gejw ju maj hart lalalalalala...."
Małżon wszedł do pokoju i, w butach, nie ściągając płaszcza, podszedł do mnie i znienacka wręczył mi pudło czekoladek i diamentową kolię.
Wzruszenie ścisnęło mi gardło. Rzuciłam okiem na ślady butów Małżona na świeżo upranym dywanie i z satysfakcją wspomniałam wyjątkowo skuteczny proszek, który w sekund 5 doczyści ślady wody i błota na białym dywanie.
Bez cienia podejrzliwości zerknęłam na dzieciaczki. Gustownie ubrana Zuzia siedziała na wyglancowanej podłodze i dzielnie składając literki zaczytywała się w "Opowieści Wigilijnej". Obok niej, elegancko ubrany Krzyś trzymał w rączce jeden samochodzik i w skupieniu przysłuchiwał się siostrze.
Wysmakowana zastawa stołowa dyskretnie przypominała o salonowych manierach. Apetycznie wyglądające potrawy aż prosiły się, żeby je zjeść. Dla poprawy i tak wyśmienitego nastroju zaparzyłam kawę. Rozkoszny zapach poniósł się, hen, aż pod niebiosa.
Wtem - pukanie.
W drzwiach stał jakiś obcy pan, który twierdził, że intensywny zapach kawy przywiódł go - niby ta gwiazda betlejemska - aż ze śródmieścia. Serdecznie zaprosiłam pana z centrum miasta na kolację.
Byłam z nas dumna. Ani jeden pieróg się nie rozgotował, karp sam wskoczył na patelnię, nie zabrakło ani jednego krzesła, a wdzięczna mączna bitwa, którą rozegraliśmy rodzinnie, radując się magicznym czasem, nie zaszkodziła firanom, meblom ani nawet dywanowi.
Z niekłamaną przyjemnością włączyliśmy telewizor, żeby obejrzeć po raz kolejny, tak bardzo uwielbiane przez nas, kolędowanie góralskie z braćmi Golcami. Gdy zagrały skrzypki, objęliśmy się ramionami i zaśpiewaliśmy od ucha, z całego serca, kołysząc się w rytm góralskich smyczków.
Tak.
Było cudnie.
Jak w reklamie.
I wtedy obudziłam się z krzykiem.
https://semichorus.wordpress.com/2012/12/23/merry-christmas-2/ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz