Zastanawiam się nad otwarciem własnej działalności gospodarczej.
Oferta będzie skierowana do osób odchudzających się oraz na diecie i polegać będzie na wypożyczaniu moich Dzieci w porze obiadowej dla zainteresowanych.
Bo u nas wygląda to tak.
Najpierw jeść dostają dzieci. Czuwam, żeby zjadły w miarę dużo, a przynajmniej tyle, aby nie odczuwać głodu. Potem należy powtórzyć kilkukrotnie pytanie: "czy jesteś najedzona/najedzony?" Drążymy kwestię, aż usłyszymy kategoryczne: "tak mama, czemu się ciągle o to pytasz?".
Wówczas mogę nałożyć sobie swoją działkę. Gdzieś tak po dwóch machach widelcem nadchodzi Zuzia albo Krzyś (nie ma reguły).
- Co tam? - pytam.
Cisza.
- No co się stało?
- Jeść.
W tym momencie coś we mnie zaczyna cichutko łkać.
- Co chcesz jeść?
- To samo co ty.
I tu dygresja. Jako w jednej setnej wielkopolanka, nie znoszę marnotrawstwa i gotuję tyle, aby wszyscy się najedli, ale nie było co wywalać do śmieci, bo to grzech. I teraz rozglądam się nerwowo po garach; mnożę ułamki, liczę (cztery, dwa w domyśle), wyciągam średnią i wychodzi mi, że dla Małżona mam wyliczone po aptekarsku, no więc mówię szlochając wewnątrz:
- No to siadaj dziecko, dam ci trochę od siebie.
I odkładam porcję.
Nadciąga drugie Maleństwo. Patrzy żałośnie na jedzącego brata albo siostrę (nie ma reguły) i przełyka głośno ślinę.
- Chcesz też? - zapytuję zrezygnowana, a mojej wewnętrzne jestestwo płacze coraz głośniej.
Odkładam połowę z tego, co zostało mi na talerzu i zastanawiam się, co zrobić z resztą: jeść czy nawet nie podrażniać bez sensu żołądka. Wybieram opcję pierwszą i pożeram resztki.
No a potem przychodzi Małżon i nakłada sobie obiad. Bez szczególnego zaskoczenia obserwuję, jak sytuacja się powtarza; najpierw smutne spojrzenie głodomora, potem przełykanie śliny, bolesne westchnięcia, dwa kroczki na paluszkach i Małżon zostaje ograbiony z 2/3 obiadu.
I tak sobie pomyślałam, że może dałoby się zarobić na apetycie Zuzi i Krzysia. Bo choćby nie wiem, ile taki dietetowany nałoży sobie na talerz, lwią część zjedzą moje dzieci.
Tak więc sami rozumiecie, że mój odstający bebol to nie objaw dobrobytu, tylko opuchlizna głodowa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Zadanie wystawiające cierpliwość i inteligencję rodziców na próbę. Zuzia siedzi i myśli. "salamandra", "naukowcy"...
-
Klasyfikacja filmów według Krzysia: a) filmy nudne ( "Dom" , "W głowie się nie mieści" ) - tzw. filmy drogi; ciągle gdz...
-
Wiadomo, że na świecie są rzeczy szkodliwe. Ziemniaki, makaron, chleb baltonowski oraz whisky z colą. Jednym słowem wszystko, co jest jadaln...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz