Zgodnie z Orionową teorią dwuczasowości biegu życia, znajdujesz się w fazie pierwszej, kiedy to czas płynie wolno. W okresie dorosłym czas osiągnie prędkość w machach, żeby na starość powtórnie zwolnić.
Wkraczasz w okres smakowania, obserwacji, buntu i naporu. Nigdy już potem nie bedziesz tyle wiedział ani nie będziesz tak przekonany, jak w okresie dzieciństwa i młodości. Dziać się to będzie dynamicznie, zanim system Cię wchłonie i rozdrobni, zanim krzykniesz "veto!", a podwaliny świata wyjmą zza pleców gruby, sękaty kij, poplują w dłonie i warkną: "sprawdzam".
Niczym drobna, znana dziewczynka, zasiądzisz na rowerze i, po chybotliwej przejażdżce czterokołowcem po prostej drodze, zażądasz kategorycznie odpięcia małych kółeczek i upojnego rajdu offroadem.
Albo tak jak ta sama dziewczynka, pójdziesz na kurs pływania i po pierwszej lekcji dojdziesz do wniosku, że woda to Twój żywioł, że pływanie i nurkowanie to bułka z masłem, że inni mogą patrzeć i szlochać żałośnie, że oni tak nie umieją, że ani pływanie synchroniczne, ani na czas, to nie jest absolutnie coś trudnego.
Pewnie po lekcji pływania spitolisz Tacie i, korzystając z faktu, iż jest on w ciuchach, wskoczysz do brodzika i zaczniesz robić małpie wygibasy. Potem Tata popełni błąd i rzuci w Ciebie klapkiem, próbując nakłonić Cię do wyjścia, a Ciebie rozśmieszy swobodnie unoszący się na powierzchni wody klapek; najpierw jeden, potem drugi. Dam sobie głowę ściąć, że zignorujesz gniewne pohukiwania Taty i ubierzesz w wodzie klapki. Potem bankowo dostrzeżesz niewielką zjeżdżalnię zamontowaną w brodziku i zapragniesz zdobyć szczyt. W klapkach. Z dołu do góry.
Coś mi podpowiada, że pośliźniesz się, odpadniesz od ściany i wyrżniesz ustami w krawędź zjeżdżalni.
I rykniesz, zupełnie jak ta dziewczynka.
Legendy prawią, że od krzyku zatrzęsły się szyby, woda w basenie uniosła się falą tsunami i zalała suche miejsca i uciekających w popłochu ludzi, a gabinecie dyrektora basenu zadźwięczały kieliszki.
Biedny Małżon rozrzucił wokół siebie posiadane artefakty i usiłował wyciągnąć tryskają krwią Zuzię z wody. Zrobiło się zbiegowisko z ratownikami w roli głównej. Ktoś wyciągał apteczkę, ktoś coś krzyczał o słoniku zabójcy, ktoś wspomniał coś o wzajemnej relacji czasu i wesela, a Zuzia ryczała. Nad tym wszystkim stał zakrawawiony niczym Jason Voorhies Małżon, kiwając smętnie głową. Ale spoko. Następnego dnia Zuzia, z modnie powiększoną wargą, pojechała do teatru na przedstawienie i nawet nie zająknęła się o zderzeniu z brodzikową zjeżdżalnią.
Kochany Krzysiu, mój mały mężczyzno, uroczysty Jubilacie, żyj najpiękniej jak umiesz i nie daj się zwieść, że na wszystko jest czas. Otóż nie ma czasu czekać, niczego nie odkładaj na potem, żyj chwilą, doceniaj tu i teraz, a przyszłość zostaw przyszłości.
Jak robi lew? A jak robi kotek? A jak robi myszka? A jak robi mama?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz