poniedziałek, 4 maja 2015

Majówka w pięknych okolicznościach przyrody (przydługie)

Tegoroczną Wielką Majówkę przepłynęliśmy stylem dowolnym, w przeciwieństwie do reszty Polaków, którzy preferują styl klasyczny (otwarta przestrzeń+grill+piwko).
Święto Pracy obeszliśmy wylegując się w domu i markując sprzątanie.
W sobotę, spracowani jak mało kiedy, wyruszyliśmy na piknik do Zatonia.
Najpierw jednak trzeba było nakarmić wiecznie głodne dzieci. W tym celu zajechaliśmy do ulubionego baru, ale był zamkniety, co zmusiło nas do poszukiwania żarcia w Focusie. Każdy wie czym jest parkowanie w tym miejscu, więc można sobie wyobrazić naszą radość, kiedy odkryliśmy wolne miejsce po niecałym okrążeniu. Wjechaliśmy w lukę z fasonem. Nagle ktoś zawalił w szybę od strony kierowcy i zaczął się drzeć. Zezwał Małżona od penisów, okraszał wszystko synonimem słowa "nierządnica", a na końcu nakazał mu oddalić się krokiem jednostajnie przyśpieszonym.
Po czym odszedł sobie - jak gdyby nigdy nic.
- Ty kumasz w ogóle co to było?
- A ja wiem? Wyskoczył jak diabeł z pudełka i zaczął się wyrażać przy naszych niebożętach.
- Ale skąd on się wziął? Widziałaś kogoś, kto tu chciał wjechać, bo ja nie.
- Ja też nie.
I tak zbesztani, w poczuciu głębokiej niesprawiedliwości w ocenie kompetencji społecznych Małżona, podążyliśmy do Focusa, gdzie standardowo zamówiliśmy kurczaka, ziemniaki i surówę. Niedzielny klasyk w sobotę.
Potem wyjechaliśmy na festyn do Zatonia, ale z powodu remontu czy budowy drogi czy tam ronda, wyjechaliśmy z ZG, objechaliśmy dalsze wioski i, po zrobieniu efektownej pętelki, zjechaliśmy do ZG - dzielnica Zatonie.
Magiczne miejsce.



Już na miejscu uderzył nas charakterystyczny zapaszek.
- Śmierdzi - stwierdziła Zuzia pociągnąwszy nosem.
- Oj, ty mały mieszczuchu! Tak pachnie natura.
- A co to za kwiatki?
- A nie wiem.


Podążyliśmy leśnym duktem na festyn zorganizowany z wielkim sercem. Było malowanie twarzy, zabawy dla dzieci, loterie, grał zespół, rycerze strzelali z łuku, a damy przechadzały się dostojnym krokiem. A wszystko w cieniu ruin pałacu Doroty Talleyrand.




Potem poszliśmy na spacer po imponującym parku. Po obu stronach ścieżki roztaczał się kobierzec białych kwiatków.
- Chodźcie dzieci. Patrzcie, tak wygląda czosnek niedźwiedzi.
- Skąd wiesz?
- A podsłuchałam jednego pana.
Zerwałam dwa kwiatki, potarłam w dłoni i podsunęłam dzieciom pod nos.
- Fuj, ale smlót - stwierdzili jednyślnie Zuzia i Krzyś.
Smarknęłam.
- No faktycznie. Czuć mocno - wręczyłam dzieciom po kwiatku czosnku niedźwiedziego i ruszyliśmy w stronę auta.


Pięknej urody niedzielę spędziliśmy w skansenie na Zielonym Targu w ZG - dzielnica Ochla.

Poniedziałkowy rozgardiasz zaczął się nieprzyjemnie. W przedpokoju brzydko pachniało. "Po robocie muszę znaleźć śmiedziela" postanowiłam. Narzuciłam na grzbiet płaszcz i pobiegłam z Zuzką do przedszkola. Niestety, w przedszkolu też śmierdziało. Rozejrzałam się z niesmakiem dookoła. Co tak wali?- niuchałam.
W oczekiwaniu, aż Zuzia się przebierze, włożyłam ręcę do kieszeni i wyjęłam z niej mały, lekko zwiędniety, biały kwiatek. Roztaczający się swądek buchnął mi rąk.
- O, znalazłaś kwiatek - ucieszyła się Zuzka - włożyłam ci go do kieszeni na pamiątkę. Ten drugi też ci wsadziłam, ale do drugiej.

Super. Tak właśnie pachnie natura. I mój płaszcz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty