Tym razem głównym celem wyprawy uczyniliśmy IQLANDIĘ.
IQLANDIA to czeska wersja polskiego Centrum Kopernik. Ogromny, pięciopiętrowy gmach, oferuje zróżnicowaną rozrywkę, począwszy od budowy i funkcjonowania ciała ludzkiego, poprzez potęgę żywiołów, a skończywszy na budowie Ziemi i lotach w kosmos.
Wszystko można pomacać, pociągnąć, szarpnąć i nacisnąć.
Olawszy powagę wynikającą ze statecznego wieku, ruszyłam do zabawy. Wyrywałam sznur ze ściany (siła 32; siła Małżona 75; nie popisałam się); weszłam na platformę imitującą trzęsienie ziemi o sile 8 stopni w skali Richtera (wow, ale mną miotało na tych obcasikach. Mimo wszystko śmieszne nie było, bo jest to skala totalnej katastrofy w danym regionie, a odbudowa zniszczeń trwa 1 rok); przeżyłam wichurę 80 km/h (ach, ten wiatr we włosach); na ogromnej kuli ziemskiej wywołałam tsunami.
Udałam się potem na wystawę "Seksmisja", gdzie zagrałam w wirtualną grę "walcz z plemnikami". I chociaż skakałam po platformie depcząc armię białych witek, to i tak skończyło się zapłodnieniem, a na planszy pojawił się napis "game over".
Jednak najlepiej wspominam zabawy ze szkieletorkiem.
Tak wygląda mój szkielet robiący sobie selfie |
Kto wie, co akurat mówił robocik? |
Wyjątkowo nie obraziłam się, tylko zaczekałam aż smarkacze się oddalą i ustawiłam monolog Dartha Vadera (Luke, ja sem twoj tatinek!).
Coś pięknego!
Zuzia i Krzyś znaleźli się w raju Lego. Przepadli tam na 30 minut, aż zniecierpliwiony Małżon siłą zabrał protestującą głośno Zuzię i wierzgającego Krzysia.
Do IQLANDII weszliśmy ok. 11, a wyszliśmy o 15.
A co zrobić, kiedy za nami do muzeum techniki podąża skromna grupka dzieci szkolnych wybiegnięta z trzech autokarów?
Zaprawdę powiadam Wam - radować się!
Albowiem uczniowie najpierw zaatakowali bar i skonsumowali cały asortyment.
Bo widzicie w poniedziałek w IQLANDII wypada weekend.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz