piątek, 31 lipca 2015

A ja to widzę tak

- Yyyy tam!!! Taka popelina?! (Małżon)
- A gdzie nasze buzie??? (Zuzia)
- O, baloniki!! (Krzyś)


Zrobiłam Was w balona!
Nenenenenene



środa, 29 lipca 2015

Małżon Pablo Diego José Francisco de Paula Juan Nepomuceno María de los Remedios Cipriano de la Santísima Trinidad Ruiz y Picasso

Ballada o tym jak Małżon z Zuzią wybrali się na mecz Falubazu, który to Falubaz przegrał albo i nie, ale nie jest to rzecz istotna dla ciągu dalszego. Liczy się natomiast to, iż Małżon dowiedział się o magicznych kredkach, dzięki którym malujesz sztukę bawełny, potem to zaprasowujesz i voila: każdy może zostać Picassem.
Nie tracąc więc czasu zamówił kredki via Internet. Doszły błyskawicznie i wczora z wieczora Małżon zasiadł w kuchni i zaczął coś pilnie malować na białej bawełnianej koszulce. Certolił się z tym, zakrywał ręką, zasłaniał plecami tworząc wrażenie, iż dzieło przewyższy niewprawne bazgroły niejakiego Leonarda da Vinci.
- Już! - zakrzyknął wreszcie wielce z siebie zadowolony - Gotowi? Tadam!

Spetryfikowało mnie.

- To powiadasz, że tak wyglądam - powiedziałam wolno drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.
- A co? Nie? - zapytał szczerze zdziwiony
- I mam taki nochal oraz odstające ucho.
Małżon odwrócił koszulkę rysunkiem do siebie i przyjrzał mu się krytycznie.
- Ale włosy uchwyciłem idealnie. I dzieci podobne. Elegancko jest.

Wlożył na siebie koszulkę i przejrzał się w lustrze.
- Jest super. Jutro idę tak na miasto!


Wątpię Małżon, żebyś się do jutra na Alaskę teleportował.



P. S. Koszulka Zuzi:


poniedziałek, 27 lipca 2015

Vivat Regina!

Rozochocona urodzinowymi sukcesami oznajmiła mi tak:
- Mamo. Ale ja chcę rządzić codziennie, tak jak ty, a nie tylko od święta.
Zarechotałam szyderczo w duchu.
- Więc uważasz, że rządzę w domu.
- Tak!
- A ty chcesz rządzić zamiast mnie.
- Tak!
- No to proszę. Rządź. Oddaję ci koronę.
- Wobec tego rozkazuję ci podać mi strój królowej Egiptu!
- Nie podam, bo jest brudny.
- To go wypierz!
- Zaaaaaara. Teraz czytam.
Zuzka postała chwilkę i przeszła do dużego pokoju.
- Tata! Wstawaj!
Oczami wyobraźni dostrzegłam, jak Małżon otwiera jedno oko i całkiem na serio usłyszałam: "hę?", a potem lekkie chrapnięcie.
- Krzysiek, posprzątaj tutaj! - spróbowała Zuzia trzeci raz.
- Nie! - odpowiedział braciszek szczerze.

- Zuzia! - zawołałam znad książki - i jak ci idą rządy?
Cisza.
- Nie najlepiej - odpowiedziała w końcu.
- No. To tak jak mi.

sobota, 25 lipca 2015

Zuzia ma urodziny

 
- Dobra - zaczęła Zuzia z uroczystą miną, poprawiając jednocześnie koronę na głowie - dziś są moje urodziny, więc zgodnie z zasadami w naszym domu ja rządzę.
Małżon ukradkiem przeżegnał się. Mnie przeszły ciarki.
- Na początek pomalujesz mi paznokcie, potem zrobisz mi oko. A potem ubiorę strój królowej Egiptu. I pojedziemy kupić mi prezent na urodziny, a Krzysiowi też, bo ma dziś imieniny. A, i na obiad mają być pierogi ruskie. 



Patrzę na Nią i nie mogę się nadziwić: kiedy Ona tak wyrosła? 
25.07.2009 roku punktualnie o 19.00 pierwszy raz zobaczyliśmy Twoją buźkę.

Ukochana Zuzieńko!
Znam każdą Twoją minkę, każde skrzywienie buźki, każde spojrzenie...
Śmiejemy się razem, ale już wspólnie nie płaczemy, bo przecież mama jest od tego, aby pocieszać i wspierać, a nie bezradnie zalewać się łzami.
Nie mogłabym być z Ciebie bardziej dumna.

Kocham Cię jak stąd do księżyca, z powrotem i jeszcze kawałek.


Wystarczy ten jeden zrobić krok
Coś mi podpowiada
Że dam radę
Wy wszyscy nie znacie jeszcze mnie
Lecz zaskoczę was
To wiem
Wiem
Zaskoczę was

środa, 22 lipca 2015

Bujać to my ale nie nas

A ti, ti bobasku!
A jednak...
Znalazł się jeden sklep z badziewiem. Niczym kleszcz w krzakach.
A w sklepie absolutny must have sezonu: gąbczana pompeczka do strzelania wodą.
- Dajcie spokój! Po co wam to?! - zniecierpliwił się Małżon.
A Zuzia - jak to Zuzia - zrobiła smutno cwany ryjek, zawachlowała rzęskami i opuściła główkę.
- Nie będziemy kasy tracić - bronił się resztkami sił Małżon.
- Tylko 10 złotych tatusiu - błagalnie złożone rączki, łezki w oczętach.
- Uch, dobra. Ale sama za nie zapłacisz!
Dał Zuzi 20 zł na dwie pompki i stanął dyskretnie w drzwiach sklepu.
Zuzka i Krzyś dziarsko wkroczyli do sklepu i... zamarli.
- Proszę - zagaił sprzedawca.
Nic. Cisza.
- Taaaak?
Cisza. Stoją nieruchomo.
- Chcieliśmy zapłacić - poinformował rzeczowo Krzyś.
- 20 złotych.
Zuzia milcząc podała dwa banknoty.
- Dziękuję - chłopak przyjął pieniądze.
- E, jeszcze 4 grosze reszty - zauważył Krzyś.
- Eeeee - sprzedawca zdębiał. My zresztą też.
- Cztery grosze - powtórzył cierpliwie Synuś.
- Ale to była odliczona kwota - wyjąkał chłopak.
- Hm - mruknął powątpiewająco Krzyś.
- Naprawdę! - sprzedawca zwracał się teraz bezpośrednio do Krzysia.
Młody ani drgnął.
- Synek chodź. Nie będzie reszty - pośpieszyłam z pomocą coraz bardziej zakłopotanemu sprzedawcy.
Krzyś tymczasem obrzucił chłopaka najbardziej morderczym ze wszystkich spojrzeń.
Patrzył na niego groźnie, kiedy wychodziliśmy ze sklepu i 10 kroków dalej. Potem odwrócił się wyniośle.

Tak, tak. Jak to mówią - zważ herbatnik z kim się maczasz.
W tym wypadku z Krzysztofem lat dwa, dwa miesiące i dwa tygodnie.
I Zuzanną lat sześć bez trzech dni.


poniedziałek, 20 lipca 2015

Wieleń. Refleksje podróżnika.

Ponieważ Enea (nie pozdrawiamy) - właściciel naszego ukochanego ośrodka wczasowego w Mostkach k. Świebodzina - był uprzejmy zaorać naszą miejscówę nad Niesłyszem, Małżon musiał poszukać nam innego lokum na wczasy. Jakimś sposobem padło na Wieleń Zaobrzański.

Według wikipedii jest to wieś położona w województwie wielkopolskim, w powiecie wolsztyńskim, w gminie Przemęt nad Jeziorem Wieleńskim na obszarze Przemęckiego Parku Krajobrazowego, w połowie drogi pomiędzy Wolsztynem i Wschową (droga wojewódzka nr 305), na trasie szlaku cysterskiego (IMHO bardzo zgrabna notka).

Ustalmy najpierw jak tu NIE jest:





Jest dokładnie odwrotnie.

Wieleń to ośrodek letniego wypoczynku dla mniej lub bardziej wymagających cenowo lub standardowo, jednakże nie każdy typ turysty tu się od odnajdzie. Z moich obserwacji wynika, że jest to dobre miejsce dla amatorów turystyki aktywnej: pieszej, wodnej oraz kajakowej. To dobre miejsce dla rodzin z małymi dziećmi, bo rozrywkowe nastolatki spleśnieją tu z nudów.

Zamieszkaliśmy w rozległym ośrodku na końcu Wielenia. Na terenie znajduje się hotel, domki a także pole namiotowe. Ośrodek jest wyposażony we wszelkie udogodnienia: restauracja, plac zabaw, kryta sala zabaw (za darmo!), kręgle, bar (najpyszniejsze lody truskawkowe świata), schludna i czysta plaża, duży pomost i miejsca na ognisko. Gdybym marudziła, to bym zgrzeszyła.

Main street składa się z knajpek oraz sklepików z jedzeniem. Nie ma natomiast bud z kasochłonnym badziewiem, które każde pacholę mieć MUSI. Odpada więc kwękanie i pomstowanie na ciężki los: "bo wszyscy mają i tylko my jedni nie, buuuuu".

Jednym słowem: ptaszki ćwirkają, muchy są upierdliwe, gwiazdy w nocy są jasne i na wyciągnięcie ręki, las pachnie na zmianę mokrą ziemią i suchymi szyszkami; jest błogo i rozkosznie.



niedziela, 19 lipca 2015

Jak wygląda armaggedon

Opowiem Wam.

Najsampierw koniec świata w wymiarze mikro.

Na wczasach oddelegowano mnie do zadań ziemnych. Siedzę więc na plaży lepiąc babki, żółwiki, serduszka i gwiazdki. Małżon dla odmiany zajmuje się mokrą robotą pluszcząc dzieciaki, pływając je na orce i asekurując od utopienia. I jest git, bo każdy zajmuje się tym, na czym się zna. Zmiany są niedobre. O nie.
W ramach odmiany postanowiłam wyłamać się z rutyny i wykąpać z dziećmi. Zrazu szło dobrze. Brałam Krzysia pod pachę i ciągnęłam po powierzchni wody, podczas gdy on zaśmiewał się do rozpuku. Zabawa nr dwa polegała na podnoszeniu synusia do góry i zrzucaniu go do wody w sposób kontrolowany z głośnym okrzykiem "opa!!!"
- Teraz ja! Teraz ja! - dopomniała się Zuzka.
- No dawaj!

No więc łapię Zuzię pod pachy i chcę unieść ją do góry, żeby zrzucić ją do wody, kiedy to jej główka z całym impetem i utwardzeniem czaszki, zderza się z moją dolną szczęką.

Jezusie!!!
Święta Panienko!
Jak śpiewała klasyczka: "zamigotał świat tysiącem barw". Jeżeli tak wygląda lewy, prawy albo inny sierpowy, to dziękuję, postoję.

Opadłam na kolana i wymamrotałam:
- Zaraz dzieci, trochę mi słabo...
Wywolkłam się z jeziora, padłam na kocyk i zrobiłam inwentaryzację. Język przygryziony do krwi po bokach, przytrzaśnięty górną szczęką na całej szerokości, zawiasy w żuchwie obluzowane, a dolna szczęka absurdalnie zbliżyła się do górnej. Ogólne wrażenie jest takie, że nie mogę domknąć japy, a i gadać mi się szczególnie nie chce.
Małżon nic nie mówi. Wierzy mi na słowo, ale, że tak powiem, i tak go to obłazi. Politował się nade mną rano, kiedy to mokrymi rękoma wyciągałam tackę z kurczakiem z zamrażarki.
Zamrażarka była cała w lodzie a opakowanie przywarło, więc zaczęłam dobywać mięsko siłowo. Instynktownie drugą mokrą rękę położyłam na lodzie.
Dłoń momentalnie przywarła i przy jej uwalnianiu straciłam naskórek z części palców.
Pozytywna rzecz to taka, że poruszałam się trochę tańcząc wokół lodówki, wymachując dłońmi i rycząc donośnie.
A teraz jeszcze szczęka.
- Weź ty matka już niczego nie dotykaj - zasugerował Małżon - następnym razem zrobisz sobie coś poważnego.

Koniec świata w skali makro.

Gwiznęło, dmuchnęło, lunęło. Całość trwała ok. 15 minut a potem osłabła do solidnego deszczu. Po deszczu zrobiło się gorąco jak gdyby nigdy nic.
Ale padła elektryczność.
Kałuże wyschły błyskawicznie, a my wyszliśmy na spacerek.
Wieleński main street opanowały grupy spragnionych i głodnych turystów. Nieszczęśnicy pielgrzymowali od sklepu do sklepu, od knajpki do knajpki i wszędzie słyszeli tę samą okrutną informację: "przykro nam nie ma pizzy, zapiekanki, frytek itp. , bo nie ma światła".
- Dobra Małżon, my też musimy zakombinować jakieś jedzenie, bo inaczej dzieciaki nas zjedzą na kolację i to na surowo.
- Wielkiego wyboru nie mamy. Czeka nas przymusowy grill.
W najbliższym sklepie, w romantycznym półmroku nabyliśmy kaszankę i kiełbasę, a także przytrzymaliśmy panu sprzedawcy latarkę, żeby mógł policzyć nasze zakupy. W drodze powrotnej zasłabliśmy z głodu, dlatego usiedliśmy w opustoszałej knajpie i zajadaliśmy serowe chrupki, obserwując wędrujący w tę i nazad tłum.
Wtedy do lokalu weszła para w średnim wieku. Pan usiadł za stołem a pani podeszła do baru.
- Tadeusz, jak się nazywa to pyszne ciemne piwo?
Tadeusz coś tam wymamrotał.
- O, to właśnie takie. Dwa poproszę.
- Nie mogę państwu podać. Ono jest tylko z kija a prądu nie ma i lodówka mi się ociepliła.
- A to nie szkodzi. Może być trochę ciepławe.
- Ale nie ma prądu i lodówka nie chłodzi, a zamiast piwa poleci sama piana.
- To proszę przytrzymać kufel pod kurkiem i bardzo powoli nalewać - poinstruowała fachowo pani.
- Nie mogę. Po pierwsze dlatego, że będzie pani miała samą pianę, a poza tym uszkodzę sobie sprzęt.
Pani osłupiała.
- Tadeusz - pisnęła - piwa nie chcą sprzedać! Ogórka nie sprzedali, nie ma co jeść! I nawet świeczek w tej dziurze nie ma! Po ciemku będziemy siedzieć!

I wyszli, mamrocząc coś gniewnie pod nosem.

A więc tak wygląda koniec świata.
Pan Bóg nie musi się fatygować.
Wystarczy, że szlag trafi linie energetyczne.

sobota, 18 lipca 2015

Jesteśmy na wczasach

Pierwszy raz widzę aneks kuchenny bez kuchenki i zlewu.
Idziemy pływać?
Nie, nie chcę orki!
Tatusiu pójdziesz po orkę?
Mogę loda?
Nigdy nie bierzecie kasy jak chcę loda!
A nie możesz iść sam do sam do domku po portfel?
A mama mówi, że to lenistwo to po niej mam.
Krzysiu nie syp piachem!
Aaaaaaa!!!! Zabijcie tę muchę!!!!
Tato zlobisz mi dzika?
Aaaaaa!!!! To nie dzik to ziółw!!!
Krzyś nie syp piachem!
Mamo mogę spać z tobą? A Krzysiek to może, co?
I co z tego, że sam przyszedł? Jak on to i ja!
Mamo wyspałam się. Na zegarku jest 5, 3 i 6. To która to godzina?
A pobawisz się ze mną smerfami?
Mamo jeść!!
No ile można spać! O, ale fajna cyfra: 7 0 i 0 hi hi!
Dobra, nie chcesz dać nam jeść, to chociaż drzwi otwórz, pojdziemy na dwór się pobawić!
Co? Krzyś jest ze mną! Jemy suche płatki, bo nam w brzuchu burczy!
A jak cię przestanę ciągnąć za nogę to wstaniesz?
ZA-BI-JCIE TĘ MU-CHĘ, NO!!!
Mleka nie ma? A co mam do wyboru? To kanapkę z nutellą poproszę.
A tata ciągle śpi?
Boże, my już dawno gotowi!
Nie płacz Krzysiu, sami se pójdziemy na plażę!

A to ciekawe, bo słyszałam, że wakacje są dla dzieci. Dorośli nie mają wakacji!

- Co robisz synuś?
- Znoszę jaja.
- Rany boskie, kiedy ty się ostatnio czesałaś?!
- Wczoraj czy jakoś tak.

czwartek, 16 lipca 2015

Ding (niem.) das - rzecz, przedmiot, potocznie: coś

Kupno tornistra dla pierwszoklasistki jest proste jak konstrukcja cepa. Wystarczy, aby takie nosidełko miało:
a) wyprofilowany  i usztywniony tył - taki, który będzie dobrze przylegał do pleców dziecka. Ważne jest zwłaszcza odpowiednie wybrzuszenie dla podparcia lędźwiowego odcinka kręgosłupa. Tył plecaka powinien być także sztywny, by książki i przybory szkolne nie uwierały dziecka. W przypadku modeli z kółkami (sic!), trzeba sprawdzić, czy rączka nie wciska się w plecy.
b) szerokie, miękkie i regulowane szelki. Warto rozważyć modele, które mają dodatkowy pasek na klatce piersiowej i w pasie.
c) wiele kieszeni i przegródek, które pozwalają równomiernie rozłożyć ciężar.

Przynajmniej tako rzecze portal mamazone.

Akurat byliśmy w auchanie i zrobiliśmy niezobowiązujący rekonesans cenowy.



Mamy wakacje, więc w dniu dzisiejszym podzieliliśmy się z producentami idealnych tornistrów naszą opinią na temat ich wyceny produktu,


ale obawiam się, że za jakiś miesiąc przy kasie odpalimy inny rodzaj reakcji.



Ale ja nie o tym.

Spsuła się spacerówka Krzysia. Początkowo próbowaliśmy ją naprawiać wspólnie (co dwie głowy i tak dalej), ale rychło okazało się, że nasze metody i techniki diametralnie się różnią, tak więc Małżon odseparował mnie i superglue od wózka i zaczął poszukiwania brakujących części w pojedynkę.

- Widzisz, brakuje takiego dinksa. Jak go znajdziemy, kółko będzie się trzymać.
- A gdzie można dostać takiego dinksa?
- Może w rowerowym albo w jakimś markecie budowlanym? Pojeździmy popatrzymy.

W rowerowym nie było i odesłali nas do samochodowego, gdzie również dinksa nie było, więc odesłali nas do castoramy.

No to idziemy.
Małżon przodem, ja nieco z tyłu pcham wózek-samochodzik z dzieciakami.
Podchodzimy do pana obsługującego dział śrubki.
Nagle Krzyś jak nie wyskoczy z wózka.
- Mamo - krzyczy - to minionki! Minionki!
Czerwienieję.
- Cicho synuś - mamroczę.
- A co robią minionki? - pyta zadowolony Krzyś.
- Minionki rozrabiają!!! - wydziera się z czeluści wózka Zuzia.
- Buahah hihih heheh - rechoczą piskliwie.

W castoramie też dinksa nie było.

piątek, 10 lipca 2015

Rekreacji zażylim

Z całego serca rekomenduję wszystkim posiadanie dwójki dzieci i więcej.
Wbrew pozorom, utrzymanie kolejnego potomka jest łatwiejsze: ciuchy po starszym rodzeństwie, zabawki też, szczepić na ospę nie trzeba, bo złapie w przedszkolu od kolegów starszego dziecka (nadmieńmy z kronikarskiego obowiązku iż starsze, zaszczepione dziecko nie zachorowało), do szkoły muzycznej nie trzeba posyłać, bo zsocjalizuje się w grupie przedszkolnej starszego dziecka, na lekcje pływania wysyłać też nie ma potrzeby, gdyż nauczy się podpatrując starszą siostrę.
Jednym słowem - posiadanie co najmniej dwójki dzieci jest tanie jak barszcz.

Ale ja nie o tym.

Dzisiejsza wyprawa na basen, a tam klasyczna rutyna: brodzik, duży basen, rwąca rzeka, mały basen wyczynowy dla dzieci, na koniec dżakuzja - jak mawiała do niedawna Zuzka. Standard w rytm wesołego umpa umpa z głośników.
Po dwóch godzinach szykowaliśmy się do wyjścia zbierając klamoty.
- Patrzcie, jak Krzyś fajnie tańczy! - zawołał nagle zachwycony Małżon.
Spojrzałam na niego koso.
- Małżon! On się trzęsie z zimna!




poniedziałek, 6 lipca 2015

Niemcy i ich niepoważny język

- Co tam masz?
- Ulotkę ze szkoły językowej. Angielskiego uczą.
- Hm - wydęła pogardliwie usteczka.
- A co? Jakiego języka chciałabyś się uczyć?
- Niemieckiego.
- No trudno. W szkole będzie angielski. Ale ja cię mogę uczyć niemieckiego.
- A ja nie chcę od ciebie - odpyskowała - ty znasz trochę języka, a ja chcę wszystko.

Zatkało mnie z oburzenia. Przez chwilę otwierałam i zamykałam usta nie wiedząc, co powiedzieć. Krew uderzyła mi do głowy.

- A właśnie, że znam niemiecki! - wrzasnęłam.
- Ale cały?
- TAK!!!
- Tak? To jak jest "prysznic"?
- Dusche.
- Buahahahahah: "dusze". No ja nie mogę! Nie ma takiego słowa!
- Jest!!!
- Nie ma!!!



Właśnie, że znam niemiecki. Mam certyfikat!!!!

Popularne posty