piątek, 30 stycznia 2015

wtorek, 27 stycznia 2015

Mnemotechnika

Syn zachorował.
Zuzia zasmarkała.
Zarządziłam wobec tego pobyt w domu celem obserwacji i natychmiastowej interwencji w sytuacji rozwoju choróbska.
Tymczasem układamy puzzle. Obserwuję Zuzię, jak szybko układa klocki; kolorowe kartoniki migają jej w rączkach, kiedy pewnie lokuje je na miejscach.
- Dobrze ci idzie - pochwaliłam Małą
- Bo już raz układałam te puzzle.
- Kiedy? 
- Wtedy jak cię Krzysiek obrzygał.

(A weź nie przypominaj.)

czwartek, 22 stycznia 2015

Pytania ważne

Wyobrażam sobie, jak wyglądałaby ta rozmowa, gdyby była prowadzona w porządnym, konserwatywnym domu, którego mieszkańcy żyją zgodnie z tradycyjnymi wartościami. Córka zadałaby PYTANIE, a matka z poważną i zafrasowaną miną, odłożyłaby mokre rękawice, w których myła naczynia. Wzięłaby córkę za rękę, usiadłyby na sofie i w spokojnej atmosferze rozpoczęłyby dyskusję. Córka - co naturalne - miałaby wątpliwości i potrzebę odnalezienia prawdy, ale cierpliwość i doświadczenie matki stanowiłyby mocną kotwicę, na której ona (ta córka) budowałaby swój światopogląd. Pytania krzyżowałyby się z odpowiedziami, argument zbijałby argument, mądrość matki odpowiadałaby niepewności dziecka.
Wyobrażam sobie, jak pięknie i szlachetnie wyglądałaby ta rozmowa, gdyby matka wnikliwie czytała książki z dziedziny wychowania dziecka, pisanych ręką wybitnych fachowców, ot, takiej na ten przykład, Superniani. Albo chociaż od biedy - Kasi Cichopek.
No, ale padło na mój dom.
A tu nie ma spełnionego punktu ani a, ani be, ani nawet zet.
- Jak to jest mieć faceta? - zapytała mnie Zuzia rzeczowo.
Mina mi się wydłużyła.
- Hę? - zagrałam na zwłokę.
- Bo ja miałam takie marzenie, żeby mnie ktoś poderwał i ze mną zatańczył, ale nikt mnie nie poprosił. I ja się boję, że ja nigdy męża nie będę miała. Bo ja kocham mojego Kolegę, ale on kocha tę Koleżankę, a ona go nie i ja już nie wiem, jak go od niej oderwać.
Stoję osłupiała a we łbie pusto. Oto ten moment, pomyślałam. Oto dziecko zadaje mi fundamentalnie egzystencjalne pytanie i to, co jej teraz powiem, zaważy na jej życiu, wartościach i wyobrażeniach. A ja - taka przeciętna, taka zwyczajna - mam być latarnią, kagankiem, wyrocznią. Trzeba podejść z tematu z należytą powagą, dopasować argumenty do wieku interlokutorki, przekazać całą moją wiedzę z taktem i szacunkiem. Tym bardziej, że Zuzieńka odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Ej mamo, a mogę zagrać na tablecie?
- Tak! Tak! Baw się, córeczko, baw!

I czekaj, aż matka zmądrzeje. Albo coś przeczyta.

środa, 21 stycznia 2015

Trener bardzo personalny

Mam Zuzię i nie zawaham się jej użyć.

- Mamusiu, a kiedy będziemy ćwiczyć, żeby schuść?
- Za chwilę.
- Mamo, już jest za chwilę?
- Nie, jeszcze nie.
- Mamo, a teraz jest już za chwilę?
- Nie, Zuzieńko.
- Mamusiu, a kiedy...
- Zuzia, odwal się. Mama musi się nastawić psychicznie do tych ćwiczeń.
- Aha. To ja zaraz wrócę.
...
- Czemu jesteś w stroju kąpielowym?
- To taki specjalny strój do ćwiczeń. Już ćwiczymy?

Trudno. Rozłożyłyśmy maty i jedziemy z tym koksem.

Schemat ćwiczeń z Zuzinkiem:
1. min. ćwiczeń - muszę się napić
3. min. ćwiczeń - jak ona te nogi zaplątała mamusiu?
6. min. ćwiczeń - muszę się napić
7. min. ćwiczeń - wezmę sobie ciasteczko, chcesz oreo?
9. minuta ćwiczeń - muszę siusiu, ale wytrzymam
10. min. ćwiczeń - już koniec??? Ja chcę jeszcze raz, bo nie zdążyłam!!

Dajesz mama, dajesz!


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Elsa, niewolnictwo i aua

Mimo oczywistych niedogodności związanych z brakiem stroju, wyelegantowaliśmy Zuzannę na bal w przedszkolu.
Na topie Elsa, więc i suknia strojnie zimowa.

Po pracy pojechałam z Małżonem odebrać balangowiczkę z imprezki.
I podczas gdy oni, zrelaksowani, z rękami w kieszeniach, wychodzili z przedszkola, radośnie szczebiocząc, ja wlokłam się za nimi, wyposażona w torebkę, kawałek ciasta dla Krzysia, kromkę chleba z pasztetem dla Krzysia, suknię balową zabezpieczoną nieprzemakalną reklamówką, opaskę na włosy z dolepionym sztucznym warkoczem koloru blond oraz tubę z fototapetą.
Normalnie trzeci świat. "Massa zaczeka, massa nie idzie tak szybko" wołało moje niewolnicze alter ego.

No i nie wiem, jak to się stało. Niczym w dowcipie a la familiada: to był moment.
Wsiadałam do auta (tak, tak, niewolnica, a po pańsku miałam jechać) i, kurcie pecione, nie zmieściłam się! Lewą stroną głowy przypieprzyłam w dach samochodu i, równocześnie, tuba z fototapetą rąbnęła mnie w czerep z prawej strony. Wszystko się posypało i poleciało w cztery strony świata: ciasto, chleb z pasztetem, torebka, sukienka w folii i opaska.
- K'mać!!! -  zaryczałam z oburzeniem.
- A czego ty się drzesz? - zapytał czule Małżon - Stało się coś?

Nie massa.
Czaszka rozłupała mi się na pół; poza tym dzień jak co dzień.

piątek, 16 stycznia 2015

Zanzibar

Są takie dni w życiu, kiedy masz ochotę grzmotnąć to wszystko i jechać na Zanzibar, uwalić się na plaży, sączyć przez słomkę i gapić się w mokry przestwór oceanu.

Zgodnie z pierwszą zasadą Merfiego, wszystko się spartoliło. Kasy nie będzie, stroju też nie, a nerwowy dzień zakończył się zacną awanturą.
Jednym słowem - masakra.

Dobrze, że chociaż dzieci zdrowe.
- Jusiu łap! - woła Krzyś rzucając do Zuzki balonik.
Zuzia odbiła balonik, a ten poszybował dostojnie w powietrzu i stuknął mnie w głowę.
- Mama w kaczan dostała! - zawołała moja Córeczka.

I oboje zarechotali radośnie.

www.rasmichamvi.com


środa, 14 stycznia 2015

Normalnie wątroba wysiada

Proroczo sobie napisałam. Nie ma co.
Więc dziś na wątrobie leży mi tak:
1) Obiecana kasa za pracę nie nadejdzie, gdyż wystąpiły pewne okoliczności, które nas niepokoją, więc my musimy zweryfikować i wiecie, rozumiecie, możecie czekać cierpliwie, aż wam pokażemy faka.
2) Zamówiony strój na bal karnawałowy nadejdzie albo nie nadejdzie, w sumie kto to wie, gdyż, ponieważ, bo pani w sklepie allegrowym rękawy se przy robocie urywa pakując stroje na bale, ponaglana przez rozhisteryzowanych rodziców. Ponadto jest sama w swoim fachu, ma negatywne opinie na allegro, co poczytuje za wysoce niefortunną niesprawiedliwość. No, ale w podsumowaniu swojego maila, wyraża zapewnienie, iż jest mega-solidnie-uczciwą firmą i mam nie panikować, bo strój dojdzie. Jak ona go spakuje, ma się rozumieć, a poczta polska raczy go dostarczyć pendolino.
3) Jutro trudny i stresujący dzień, aż gęsia skórka przechodzi.

Normalnie jestem osobą empatyczną i staram się wczuć w sytuację ludu wykonującego dla mnie pewną uprzejmość, ale są takie momenty, gdy mam ochotę zakrzyknąć: "a co MNIE, do kury nędzy, obchodzi wasze położenie??? Dawać mi tu zaraz kasę albo towar!!!"

Bo wtedy też tak było. Prawie zapuściliśmy korzenie czekając na tego francowatego kebaba, aż w końcu doprowadzona do szału polazłam do lady obadać sprawę.
- No - pytam kulturalnie - to gdzie ten kebab? I frytki?
Pan pogmerał w kajeciku, przerzucił parę kartek i zawyrokował:
- A to ja nie wiem, bo zamówienie robi Ania.
Naiwność tej wypowiedzi, połączona z blaskiem szczerości w oczach tego, jak mniemam, studenta, zapieprzającego nad Bałtykiem w wakacje, za najniższą krajową, wprawiła mnie w osłupienie. Przez chwilę trawiłam wiadomość.
- A mógłby pan - zapytałam poufale - dowiedzieć się, gdzie jest Ania?
(I czemu jej nie ma na stanowisku pracy?)
Chłopiec rozjaśnił się i gdzieś pobiegł.
- Jest na zapleczu! - powiedział z zadowoleniem po powrocie
- Cudownie - powiedziałam - bo przecież mogłaby zaginąć. No to co, to nie przeszkadzam. Czekam dalej na Anię. I kebaba.
- Super - odrzekł ucieszony.

A tam, zaraz tam super.
Mega jest.


wtorek, 13 stycznia 2015

Zawsze mów, co ci na wątrobie leży

Krzyś nie w sosie.
Krzyś jakby poirytowany, zniecierpliwiony, wkurzony.
Snuje się po domu, plącze pod nogami, czepia nogawek.
Do tego marudzi, kwęka, popłakuje.
- Nie teraz synku - mamroczę znad komputera. Oczy bolą, a pracy w cholerę.
- Poczekaj Krzysiu - mityguje syna Małżon. Zdobywa sprawność ośmiornicy wykonując polecenia żony i córki w tym samym czasie.
Wreszcie Krzyś zaryczał.
- Co? Co synek? Czemu mnie dręczysz?! - wołam odrywając wzrok od monitora.
- Kupę walnąłem.

Aaaa... To trzeba było od razu...

sobota, 10 stycznia 2015

Zmanipulowana idiotka

Zuzia urodziła się w 2009 roku. W drugiej dobie jej życia przyszła do nas pielęgniarka z jakimś niewielkim urządzeniem.
- Zbadamy małej słuch - powiedziała - w ramach badań przesiewowych.
Przyłożyła najpierw urządzenie do prawego uszka, potem do lewego i pokiwała głową.
- Nic tu nie ma - stwierdziła - Nie ma żadnych wskazań z lewego ucha.
- Co to znaczy? - zapytałam wystraszona.
- No, dziecko może nie słyszeć na lewe ucho. Ale niech się pani nie martwi - dodała widząc moją minę - to sprzęt od Owsiaka, byle co.
I wydęła pogardliwie wargi.

Takiej nagonki na WOSP, jak w tym roku, nie pamiętam.
Mam wrażenie, że uczyniono z tego trend "nie daję na Owsiaka", który należy lajknąć  i chwalić się tym, gdyż, według zwolenników tego poglądu, niedawanie na Owsiaka jest kwestią i przejawem inteligencji. (Zresztą można to podpiąć pod wszystko, w nawet najbardziej dziwacznych zestawieniach).

Ale ja byłam w szpitalu. Widziałam inkubatory, rurki, urządzenia, pudełka niewiadomego mi przeznaczenia. Chodzę po mieście. Widzę karetki.
I widzę efekt narodowej ściepy.

I daję "na Owsiaka", daję na WOSP, bo daję na chore dzieci.
Na Narodowy Program Wczesnej Diagnostyki Onkologicznej Dzieci.
Na Program Powszechnych Przesiewowych Badań Słuchu u Noworodków.
Na Program Leczenia i Zapobiegania Retinopatii Wcześniaków.
Na Program Nieinwazyjnego Wspomagania Oddychania u Noworodków Infant Flow.
Na Program Leczenia Osobistymi Pompami Insulinowymi Kobiet Ciężarnych z Cukrzycą.
Na Program Leczenia Dzieci Osobistymi Pompami Insulinowymi.
Na Program Edukacyjny "Ratujemy i Uczymy Ratować", w ramach którego w szkołach podstawowych przeprowadzane są kursy Pierwszej Pomocy.

Ergo: jestem nieinteligentna, sypiam z wrogiem (Małżon też daje na WOSP), narażam rozmyślnie swoją nieśmiertelną duszę na potępienie.
Ale, na Boga!, jeżeli moją nędzną złotówką przyłożę się do kupienia nowoczesnego sprzętu do ratowania życia dzieciaków - niech tak będzie.

czwartek, 8 stycznia 2015

Książę i żebraczka

To się w głowie nie mieści, ile człowiek się musi namęczyć, zanim wyprowadzi dziecko na ludzi!

- Zuzia, zagramy w cztery paszporty? - zagadnął z miną niewiniątka Małżon.
- A jak?
- Ja potasuję paszporty, a ty zgadniesz, który do kogo należy. Jak wygrasz dam ci 50 zł, jak przegrasz ja zabieram z twojej skarbonki 20.
- Dobra! - ucieszona Zuzia zatarła rączki i stanęła w pozycji bojowej.
Zmarszczyłam brwi.

Szur, szur, szur...

- Czyj paszport?
- Mój!
- Nie. Krzysia. Dwadzieścia złotych dla mnie.
- Jeszcze raz!
- Czyj paszport?
- Mamy!
- Nie. Znowu Krzysia. Kolejne dwadzieścia złotych dla mnie.
- Jeszcze raz!
- Czyj paszport?
- Krzysia!
- A nie, bo mamy! Już 60 złotych moje!
- Jeszcze raz!!!
- Zuzku - wtrąciłam się - czy ty na pewno rozumiesz reguły zabawy?
- No.
- Ale tatuś zabierze ci pieniążki ze skarbonki na serio.
- Tak, tak - zagderała zniecierpliwiona - jeszcze raz!! Jeszcze raz!
- Czyj paszport?
- Twój!
- Tak. Jesteś tylko dychę na minusie.
- Jeszcze raz!!!

Patrzę spod grzywki na praktyczne zmagania z rachunkiem prawdopodobieństwa. 30, 50, 70, 90, 110, ... 170... przegrane.

- Dobra Zuzia, ostatni raz! Czyj paszport?
- Mój!
- Nie, mamy! Przegrałaś!

3... 2... 1....

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!
- Dawaj młotek! Mordujemy świnkę!
- Maaaaaaaaaaaaaaaamooooooooo, tata mi zabieeeeeraaaaa!!!
Ubawiony Małżon odetkał otworek świnki i zaczął wyciągać monety i banknoty.
- Pięćdziesiąt, pięćdziesiąt dwa, trzy.....
- AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Co ja teraz zrobię?? - załamała rączki Zuzia - tyle zbierania i wszystko na marne!!! Zostaw!!!!
- Cicho, bo mi mylisz. Siedemdziesiąt osiem, siedemdziesiąt dziewięć...
- Moje pieniądze! Moje pieniądze! - zawodzi Córka - Wszystko muszę od nowa zbierać!!!! Buuuuuuuuuuu!!!!!!
Tupot małych stópek.
- Dwieście jedenaście - doliczył Małżon - ej, Zuzia - woła autentycznie rozbawiony - wychodzi na to, że musisz mi jeszcze dopłacić!
- Łeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!



Popularne posty