środa, 13 grudnia 2017

Męski świat

W wielu kulturach świata funkcjonuje zjawisko zwane rite de passage, czyli rytuał przejścia. Polega on na specyficznych w danym społeczeństwie obrzędach przejścia z jednej fazy życia do drugiej. W skład owych obrzędów wchodzą rytualne stroje, przyśpiewki, czynności, zadania do wykonania itp.
Spośród wielu różnych przykładów rite de passage na szczególną uwagę zasługuje rytuał przemiany chłopca w mężczyznę. Słowianie załatwiali sprawę krótko: brało się bezimienne dziecko, podcinało mu grzywkę i nadawało właściwe imię. Z biegiem czasu obrzędy wysubtelniały, przeniknęły w sferę symboliczną, zaś ich odrzucenie nie jest sankcjonowane.

- Ej, Krzysiu - zagaił Małżon - a zeskoczysz z czterech schodków?
Zaczyna się, pomyślałam. Małżon robi minę niewiniątka, rzuca haczyk mimochodem i czeka, kto się złapie.
Krzyś zerknął na schodki z miną "potrzymaj mi piwo" i ugiął nóżki.

Zanim zdążyłam huknąć na Małżona, żeby nie szczuł Krzysia, a synkowi, żeby nie dawał się podpuszczać, chłopak odbił się od podłoża niczym sprężynka i poooooooooszedł w górę z pewnym wdziękiem i nonszalancją.

Czy wspomniałam już, że w tym czasie trzymałam go za rączkę w rękawiczce? Nie? No więc właśnie ręka Krzysia, otulona niebieską niczym niebo w letni dzień rękawiczką z jednym palcem, umocowana była w mojej prawej dłoni, czyli tej słabszej, jako że jestem mańkutem.
W jednej sekundzie poczułam jak ręka mojego Ikara wyślizguje się z rękawiczki, a on sam leci w dal lotem nurkowym. Rąbnął w stóp schodów z głową na ostatnim stopniu ułożoną pod co najmniej dziwacznym kątem. W ręku została mi jego rękawiczka.

Stojąca u szczytu schodów Zuzia zarechotała wrednie jak każdy brat lub siostra, którego rodzeństwo właśnie odpaliło bekę tysiąclecia. Małżon nawet nie drgnął milcząc profilaktycznie. Nad wszystkim unosiło się moje zawodzenie:
- OJezusiemójsynkuniccisięniestało?!! Małżon, Krzyś walnął głową o schody, na pewno ma wstrząs mózgu!!! Dobrze, że mu z okna nie kazałeś skakać!!! Ty i twoje durnowate pomysły!!
Krzyś leżał spokojnie, a w jego szarych oczach kryło się nieme pytanie "ło matulu, a co to się stało?"
- Nie ma wstrząsu mózgu - wtrącił pojednawczo Małżon - widzisz, że jest przytomny.
Podnosłam delikatnie synka, otrzepałam go ostrożnie, zgromiłam wzrokiem śmiejącą się na całe gardło Zuzkę i zapytałam:
- Wszystko w porządku?
- W porządku - odparł spokojnie - ładnie skoczyłem?

I co tu odpowiedzieć? Że bycie mężczyzną to nieustanne pasmo (samo)sprawdzania siebie i popisów, o których kobietom nawet się nie śniło?




Dziękuję Bogu, że jestem kobietą, ale jak sobie pomyślę, co czeka Krzysztofa w okresie dojrzewania, to skóra mi cierpnie.


czwartek, 7 grudnia 2017

Artysta ze spalonego teatru

- Chciałbym jetispageti
- Tak?
- Tak. Bo mama nie chce mi kupić - stwierdził łamiącym się głosikiem Krzyś. Usteczka wygięły się w podkówkę, na rzęsach zalśniła łza.

Następnego dnia Babcia Ala, wzorem wszystkich babć świata, których wnukom dzieje się niewyobrażalna niesprawiedliwość świata, nagotowała kilogram makaronu, na przepastną patelnię wrzuciła 1,5 kilo pierwszorzędnie zmielonej łopatki klasy de luxe, do tego ekologiczną cebulę, czosnek, przecier oraz przyprawy. Na koniec starła pół kilograma najprzedniejszej goudy.

I teraz wchodzę ja - cała na granatowo. Za mną kroczy progenitura świeżo odebrana z instytucji pedagogicznych.

- O, spaghetti - entuzjazmowałam się nad kuchenką. Jestem wielką fanką makaronów wszelakich. Coś mi jednak nie pasowało w tym idealnym obrazku. Babcia Ala nie jada spaghetti ani nawet makaronu. Ale, jak to mówią, darowanemu koniowi i tak dalej.
Babcia Ala zerknęła na mnie koso.
- Skoro ty nie chcesz zrobić Krzysiowi spaghetti, to ja musiałam.
Zamarłam z kopą makaronu na talerzu.
- Krzysiowi? - zdziwiłam się - przecież on nie przepada za spaghetti. Nie to co Zuzia i ja.
- Wczoraj Krzysiu powiedział, że chciałby spaghetti, ale mama mu nie chce kupić.
- Babciu! nie - wtrąciła Zuzia - Krzysiu chce taką grę. Nazywa się Yeti Spaghetti.
Babcia Ala spojrzała srogo w stronę wnuka.
- Krzysiu ty chciałeś wczoraj spaghetti?
- Nie - odpowiedział lekko ukochany wnuczuś - ja chciałem taką glę. Jetispageti.
- Ale będziesz jadł spaghetti?
- Nie. Wolę mięsko z ziemniaczkami. Masz?

Babcia Ala potoczyła wzrokiem po garach pełnych makaronu sosu i sera.
- No to nie wiem - warknęła - macie teraz to jakoś zjeść.


Kiedy, w którym momencie, dorośli zatracają czujność i dają się kręcić małolatom? Czy zmienia się to na skutek przejścia ze statusu "mama" do "babcia", czy może z wiekiem?
A może chodzi o coś jeszcze innego?


piątek, 1 grudnia 2017

CO COkolwiek ma znaczenie

Na salę kinową weszły z harmidrem ogromnym dzieci. Na oko: dwadzieścioro. Szeleszczących ortalionowymi kurtkami, siorbiących energicznie colę z papierowych kubeczków, szurających popcornem, chichoczących i głośno rozprawiających nielatów. Rozsiadły się z rozmachem tuż za nami. Nie przestawały trajkotać ani śmiać się w głos.
Zuzia najpierw przyglądała się im chmurnie a potem rzekła zgorszona:
- Teraz już wiem co czują ludzie, jak wchodzi klasa do kina.

Oh well, takich olśnień spotka Cię dziecko w życiu więcej. Cierpliwości.

A propos kina. Wybraliśmy się na Coco.
No i coco mogę rzec...


Wyszłam zryczana i posmarkana jak bóbr.
A teraz najlepsze:
- Ej Małżon, ty płaczesz?
- Chyba zgłupiałaś. Zuzia mi palce do oka wsadziła.

Ha!

P.S. najpierw musicie przetrwać jakieś popłuczyny po krainie lodu. Dramat, nuda i trzepanie kasy z niczego. Ale potem jest film. I to jaki!


Popularne posty