niedziela, 18 listopada 2018

Sposób na załagodzenie późnoniedzielnego bluesa

Jakby nie pytać, nie drążyć, nie zagadywać - Zuzanna ma zawsze wszystko odrobione, względnie nic nie zadane.
Jednym slowem: szkolny hajlajf, gdzie uczniowie tacy jak Zuzia wszystko mają na tip-top ogarnięte.

Ponieważ jesień jest, mokro i buro, a świat mój zwęża się do średnicy słomki bez słońca, wpadam w te swoje nieznośne złehumorki.

Tak więc przez całą niedzielę przekonująco udaję, iż wierzę mojej córeczce, że odrobione, spakowane, przygotowane i spięte czerwoną kokardą.

Późnym wieczorem, kiedy senność zaczyna ogarniać moje dzieci, pytam z głupia frant:
- Zuzia, a religię odrobiłaś?

No a potem to już nic tylko popcorn wyciągać. Zuzia wyje nad zadaniem domowym:


Małżon pyta, dlaczego ryczymy jak dzikusy i czy chcemy, żeby policja przyjechała, a Krzysiu drze się, żeby się nie wydzielać bo on jutlo do przedszkola idzie i musi się wyspać.

Ja tymczasem


Bo widzicie, Zuzia ZAWSZE zapomina o religii.

środa, 7 listopada 2018

Małżon podciąga Zuzię z matematyki

Napisał jej zadań do rozwiązywania dwie strony.
Odręcznie.
Poinformował, że ma sobie radzić sama.
Zajął się swoimi sprawami.

- Nie mogę się rozczytać. Tata tak pisze, że nie wiem, co to za litery - mruknęła zniecierpliwiona.
Biorę więc kartkę i odszyfrowuję.
"Wynik", "działanie", "nawias"....

- Przepraszam bardzo - odzywa się Małżon obrażonym tonem - ale czytać to uczyli w podstawówce.
- Pisać też - odpala Zuzia

Ja:


sobota, 3 listopada 2018

Córka

Z perspektywy czasu widzę, że posiadanie córki jest prawdziwym wyzwaniem. Synuś to synuś - już dawno ustalił, że żenić się nie będzie, tylko zamieszka ze mną po wsze czasy. Z Zuzią jest inaczej. Moja córka-podpórka przeobraża się nieuchronnie w córkę krytykankę, recenzentkę, doradczynię, besserwissera, planującego tajemnie podbój najdalszych galaktyk.

Wizyty na cmentarzu sprowokowały ożywioną dyskusję na temat tego, jak to będzie, kiedy czas się dopełni i przyjdzie mamie (czyli mi) stanąć twarzą w twarz z zegarmistrzem purpurowym.

- To jaki chcesz ten nagrobek? - zapytała rzeczowo.
Oderwałam wzrok od grobów, z których nieprzerwanie odczytywałam nazwiska zmarłych na żądanie Krzysia (mama, a kto tu umalł? A tu? A tu?).
- Chyba ciemny. I z płytą. Nie chcę leżeć pod płaskim. I żeby ci nie przyszło do głowy mnie kremować. Nie będę się z proszku dźwigać.
- Okej.
- I jeszcze mi zrób taki ogródek, w którym mi będziesz dwa razy do roku sadzić kwiatki. Bratki wiosną i wrzos jesienią.
- Ale masz wymagania. I tak zrobię taki , jaki będę chciała.
- (o żesz ty) To ja cię będę straszyć za karę. Będę na ciebie z szafy wyskakiwać i wyciem uùuuuuuu!
Łypnęła na mnie koso.
- No zobaczymy, ile to bedzie kosztować.

O.

A więc marzenia o wąchaniu kwiatków od spodu mogą się nie ziścić.



Popularne posty