- mój ginekolog (dobry ginekolog to jak drugi mąż). Istnym cudem był fakt, że odbierał i Zuzę, i Krzysia. Podejrzewam, że uważa mnie za lenia ("słuchaj, ty urodzisz wreszcie czy chcesz tu do rana leżeć?!).
- mój fryzjer ("Do Ł? Proszę uprzejmie. Dziś mamy 05.07 i jest jeden termin 29.07"). Jedyny mężczyzna, który robi z moją fryzurą dosłownie co chce, a ja nie protestuję.
- Małżon - ("co się łamiesz, coś wymyślimy").
- Krzyś - za sam fakt istnienia.
No więc popełniłam fryzjera.
Poszło sprawnie i fachowo, a efekt wystrzałowy.
Wracam ci ja do domu, potrząsam kłakami dla zwiększenia efektu, a oni milczą. Paczą i milczą.
- Słuchaj - odchrząknął wreszcie Małżon - za tyle pieniędzy tak krzywo cię obcięli, ale ja mogę za darmo wyrównać, chcesz? Maszynką raz-dwa ciachniemy i nie będzie wstydu na mieście.
Żachnęłam się.
- Chyba cię porąbało?! Przecież tak ma być!
- Hmmm - Małżon nie wydawał się przekonany.
- Zapytajmy Krzysia. Krzysiu i jak?!
- Bardzo głupia flyzula.
Ciekawe, co ginekolog powie.