czwartek, 27 listopada 2014

Wariacje w przedszkolu

Jak pozbyć się żony? Sposób prosty i niezawodny.

Pobieramy dziecko z przedszkola nie informując wcześniej żony.
Nie odbieramy telefonów od spanikowanej matki dziecka.
Po odebraniu obrażamy się i uznajemy się za niewinnego.
Wracamy do domu z pobranym dzieckiem, nowymi białymi baletkami oraz bębenkiem dla synka.
Jesteśmy nadal ciężko obrażeni i zarzucamy matce dziecka histerię i wydurnianie się w przedszkolu.
Po odbrażeniu się zaczynamy urządzać sobie z żony podśmiechujki.
Obrażamy się ponownie po dostaniu w łeb z baletki.


sobota, 22 listopada 2014

Szósty dzień tygodnia

Obiektywnie rzecz ujmując, rodzina moja nie cierpi sobót.
Łamie mi to serce, gdyż jest to jeden z niewielu dni kiedy możemy być razem i radować się swoją obecnością.
Od samiusieńkiego rana dbam o nastrój w domu. W powietrzu rozchodzi się rozkoszny zapach chusteczek do ścierania kurzu, domestosu i cifu. Wokół fruwają uprane, ale nie poskładane rzeczy. Co tydzień głowę sobie łamię, jakby tu zagospodarować przyjemnie czas.
- Hej zetrzyjmy wreszcie kurze, nie jesteście ciekawi jaki kolor mają meble?
- Chodźcie wszyscy, poszukamy dywanu w pokoju dzieci!
- A co powiecie na umycie podłogi?
- No chodźmy prędko wyszorować wannę i kibelek, to będzie prawdziwy fun!
- A teraz mruczymy razem z odkurzaczem!
A oni - ci moi Ukochani - na początku podchodzą do moich pomysłów z niechęcią, a potem z coraz większą rezygnacją. Każdy mój pomysł muszą oprotestować, obiadolić, poddać powierzchownej analizie stan mojej głowy. Udają, że nie słyszą, co mówię. A przecież te zabawy rekreacyjno-ruchowe są dobrowolne (jak nie posprzątacie tutaj w tej chwili to was pozabijam).
Co tydzień jest mi przykro.
Bo ja lubię ten dzień.


Uwielbiam zapach napalmu o poranku.




czwartek, 20 listopada 2014

Bohater w swoim domu

Żeby zostać bohaterem w swoim domu należy zaopatrzyć się w:
- taśmę montażową, dzięki której sąsiedzi nas pokochają,
półki na książki,
-zatyczki do uszu.

Dalej postępujemy wg instrukcji.

Po spektakularnym zerwaniu się półki pod naporem 2 książek (słownie: dwóch), w pośpiechu wkładamy zatyczki do uszu i kiwamy głową w rytm wrzasków Małżona.



wtorek, 18 listopada 2014

Reinkarnacje Krzysia

Bo z Krzysiem to jest tak.
Od momentu, kiedy zaczął się sprawnie poruszać i komunikować, zdumieniu mojemu nie ma końca. Mając 1,5 roku posiada umiejętności dwuletniej Zuzi.
Po kolei.
Jakieś dwa miesiące temu teściowa zwróciła mi uwagę, że Krzyś wskazując na swoje genitalia, woła "jaja jaja". Ot, zbieg okoliczności, myślałam, proste dwie sylaby, każdy niemowlak sobie poradzi.
Trochę zwątpiłam, kiedy miesiąc potem Krzyś, ujrzawszy mnie w stroju piżamowym, odtańczył dziki taniec plemienny w takt okrzyków "cipcia cipcia".
Wielkie halo - powie ktoś. Tyle tylko, że domowy słownik tych konkretnych słów nie obejmuje.
Typowe u Krzysia jest przystawanie obok ładnych dziewcząt i mizdrzenie się do nich. Wachluje rzęsiskami (a ma czym), uśmiecha się na przemian szeroko i półgębkiem, a odchodząc ogląda się za nimi uwodzicielsko. Panie, które niespecjalnie mu się podobają, obrzuca obojętnym, chłodnym spojrzeniem i na nic ich trud we wdzięczeniu się. Rzuca im kamienne spojrzenie błękitnych oczu aż im w pięty idzie.
Ale dzisiaj to już apogeum, szczyt szczytów, szok i niedowierzanie.
Bawiliśmy się we trójkę w mizianie. Tzn. miziam ja, bo mnie to nie ma kto. Łaskotki, giglanie, turlanie się po łóżku. Standard.
I wtedy Krzyś pochylił się w moją stronę. Na buzi miał minę odkrywcy "hej, ale zarąbiasty pomysł wpadł mi do głowy!" W tym mikro-ułamku-sekundy umysł mój rozświetliła myśl "Co...???"
a w tym momencie synek - celowo i z premedytacją - pocisnął mi z główki!
Niczym w slapstikowej komedii z początków kinematografii, padłam do tyłu. Po raz pierwszy zrozumiałam znaczenie zwrotu frazeologicznego "nakryć się nogami". Pod powiekami ujrzałam wszechświat oraz nieodkryte galaktyki i planety. Górna i dolna szczęka zderzyły się z głośnym pyk!.
- Mama? - gdzieś z oddali usłyszałam głos Zuzi.
- Eeee - stęknęłam - co to było, rany boskie?!
- Krzysztof - zaryczałam - w tyłek chcesz?!
No i proszę. Znowu ta mina. O ja biedny, fajnie się bawiliśmy, a tu, proszę, mama popsuła zabawę.

Podrywanie kobiet to raz.
Używanie mało eleganckich słów na określenie genitaliów to dwa.
Wyrżnięcie matki z główki to trzy.

W poprzednim wcieleniu Krzyś był wdającym się w bójki maczo, namiętnie podrywającym laseczki jednym błękitnym spojrzeniem.

sobota, 15 listopada 2014

Gdy życie jest trudne...

...i stało się piekłem, wsadź głowę do kibla i walnij się deklem - głosiła jedna z prawd życiowych obowiązująca w czasie mojej licealnej kariery w mieście Gie. 
Czyli jest źle albo może być gorzej.
Ale nie upadajmy na duchu, bo możemy sobie wybić zęby.
Zamiast klasycznej załamki podczas copiątkowej wyprawy po żarło i pićło, zagrajmy w grę logistyczno-przygodową pt. "Idziemy na zakupy".

Wymagania systemowe:
* System wysokoodpornościowy, wstrząsoodpornościowy, najlepiej Vista Vio 75 lub nowszy.
* Procesor Inter Maximum
* co najmniej 2 GB pamięci operacyjnej.
* Karta graficzna kolorowa 3d, ale z trybem czarno-białym. 
* karta dźwiękowa co najmniej w 99% 
* dodatkowe umiejętności: zdolność jasnowidzenia, przewidywania i wyprzedzania zdarzeń, uzdrowiającego dmuchania, widzenia przestrzennego.

Gra rozpoczyna się w momencie, gdy ktoś dostrzeże brak pokarmu w lodówce.

Level Łan
- Jak to: nie ma co jeść? - pyta udręczonym tonem Małżon, zaglądając w czeluść lodówki - a gdzie jest jedzenie?
- Zostało pożarte.
Małżon kręci z niedowiedzaniem głową.
- Wszystko? Przecież ostatnio dwie torby przytargałem.
(Wdanie w się w kłótnię -10 do dyplomacji; wyliczanie, kto ile zjadł +5 do dyplomacji; milczenie taktyczne +10 do dyplomacji).
- Trudno - zarządza mąż - jedziemy.
(Natychmiastowe odnalezienie czapki Krzysia, spodni Zuzi i komórki Małżona +10 do organizacji; odnalezienie w/w artefaktów w czasie poniżej 3 min. +5 do organizacji; odnalezienie powyżej 5 min. -10 do organizacji).

Level Tu
Wkraczamy paradnie do hipermarketu: Małżon na czele, następnie ja, dalej rześki jak poranek Krzyś "nie będę siedział w wózku sklepowym" oraz zbolała Zuzia "wsadźcie mnie natychmiast do wózka sklepowego".
Lawirujemy między regałami w poszukiwaniu pokarmu (wędrówka w linii prostej z listą zakupów +100 do inteligencji; wędrówka w linii prostej bez listy zakupów +50 do inteligencji; wędrówka i zawracanie max 5. razy +10 do inteligencji; wędrówka i zawracanie pow. 5 razy -10 do inteligencji; wędrówka i zawracanie w stanie wilczego głodu -100 do inteligencji).
 - Małżon, co jutro na obiad? (wyczerpująca odpowiedź wraz z listą zakupów +100 do satysfakcji; mało precyzyjna odpowiedź +50 do satysfakcji; odpowiedź w stylu "a co proponujesz?" -50 do satysfakcji; odpowiedź w sensie "co ugotujesz to będzie" -100 do satysfakcji.)
- Gdzie jest Krzyś? (natychmiastowe dostrzeżenie spitalającego Krzysia +10 do spostrzegawczości; zorientowanie się w ucieczce 1,5rocznego chłopca i odnalezienie go 3 regały dalej +5 do spostrzegawczości; grzebanie w serach żółtych i niedostrzeżenie braku dziecka -50 do spostrzegawczości; brak świadomości zaginięcia dziecka do momentu odnalezienia go i przyprowadzenie przez ochroniarza lub innego klienta -100 do spostrzegawczości).
- Buła! 
- Kapko!
(wręczenie dzieciom przedmiotów spożywczych natentychmiast +10 do zen; możliwość szybkiego dostarczenia smakołyków +5 do zen; konieczność jechania kilka regałow dalej po upragnione produkty -10 do zen; rajd przez cały sklep z ryczącymi dziećmi i robienie z siebie widowiska -100 do zen.)

Level Sri 
Po przejściu wszystkich pól, gracz musi wybrać kasę. Należy oszacować wszystkie zmienne: długość kolejki, zawartość wózków, stopień gramotności kasjerki. Jest to istotnie istotne, albowiem minusowe punkty można zdobyć również w sytuacji, gdy: po wypakowaniu zawartości kosza w kasie kończy się taśma do rachunków, psuje się kasa w ogóle, płacącemu faciowi wcina kartę i terminal się blokuje, babeczka dostrzega różnicę miedzy cenami na paragonie a półce i trzeba czekać na fachowca od potwierdzenia (-1000 do zen).

Level For
Powrót do domu. 
a) wypakowanie zakupów i zadowolenie z ich przebiegu: WYGRANA
b) wejście do domu i wypakowanie zakupów, ale bez poczucia satysfakcji: REMIS
c) wejście do domu, zorientowanie się, że się nie kupiło chleba, sera żółtego i srajtaśmy i/lub padnięcie na pysk wśród niewypakowanych zakupów: PRZEGRANA.

GAME OVER

wtorek, 11 listopada 2014

Dzień Niepodległości

- I to już zawsze będą mnie tak ciąć w tych sklepach? Co? - zapytał retorycznie Małżon wchodząc wczoraj zamaszyście do domu.
Nie "witajcie ukochana żono i dzieci". Nie "dzień dobry światła mojego życia" ani nawet "cześć wam". Tylko tak z grubej rury.
- No to się w pale nie mieści, co oni w tych sklepach wyrabiają - sarknął ściągając kurtkę.
- Ty sobie wyobraź - ciągnął rzucając jednocześnie siatkę z zakupami na stół - poszedłem do sklepu, tej sieciówki z kapeluszem, kupić wodę. A tam promocja: "kup miód a drugi dostaniesz gratis". No to myślę sobie - wezmę. Jedna sztuka 7.99; co mi szkodzi. Wziąłem wodę za 3 zeta, dwa miody - gryczany i lipowy - i do kasy. A tam pani do mnie: 19.98. Mówię jej, że ten drugi miód miał być gratis, a ona wtedy "ojej, a musi pan go w ogóle kupować, bo tam kolejka się robi". I wtedy się wściekłem. I mówię "a owszem, chcę miód kupić za 7.99, drugi gratis". Wygrzebała jakąś książeczkę i mówi, że promocja się wczoraj skończyła. A guzik, mówię, pisze na plakacie jak wół, że do 10.11. A ona biadoli "o Jezu" i "o Jezu". Zawołała koleżankę, naradziły się i doszły do wniosku, że to trzeba wziąć dwa takie same miody. Za mną kolejka po horyzont, ale tak się zawściekłem, że mówię: dobra idę wymienić lipowy na gryczany.
- Wracam, tam już przy kasie czyściutko, rzucam te miody, ona nabija na kasę i dalej swoje -19.98. I marudzi, że ona nie wie, że inaczej nie da rady, a ja taki uparty. Więc jej mówię "proszę się uspokoić, ja tu jestem klientem i chcę grzecznie kupić miód". No to teraz zawołała jeszcze dodatkowo trzy koleżanki; stoją i gdaczą i wymyśliły, że to chodzi o miód wielokwiatowy. A ja pytam "przepraszam, a gdzie to jest napisane?". Ale dobra, poszedłem, wymieniłem te pieprzone miody i daję do skasowania. A ona na to - 13 zł. "Ale wie pani co, 7.99 i 3 to jest 11 zł, a nie trzynaście". Zrobiła się czerwona, postukała w klawiaturę i magicznie się okazało, że można kupić wodę, miód wielokwiatowy i drugi gratis za 11 zł.

Przez całą opowieść toczę heroiczny bój. Zaciskam wargi, szczypię się po udzie, przygryzam rękaw. Byle nie ryknąć śmiechem.
- A najgorsze jest to - dodał ponuro Małżon patrząc smętnie na miody w siatce - że jakieś gówno kupiłem. Miód wielokwiatowy z Unii Europejskiej i spoza UE, znaczy chińskie badziewie.
Pękła tama. Śmieję się tak głośno, że łzy ciekną mi po twarzy. Zrezygnowany Małżon patrzy na mnie rozbawiony.
- Przynajmniej jestem moralnym zwycięzcą w tej historii - mówi upychając miody w szafce.


niedziela, 9 listopada 2014

Księżniczką być

Wieczorne rytuały.
Kąpiel, kolacja, czytanie bajek.
To od święta, bo zwyczajowo to mamy kąpiel, kolację, mycie się po kolacji, telewizor.
No ale dziś święto.
- Poczytasz mi dzisiaj to - Zuzia podaje mi "Piękną i Bestię".
- No dobra.
Mościmy się w łóżku. Córcia przykrywa się aż po czubek nosa.
- Dawno, dawno temu żył sobie kupiec, który miał trzy piękne córki - zaczynam - Ale chociaż dwie starsze były bardzo ładne (Głupia i Głupsza), to najmłodsza, którą zwano Piękną (Chodzący Ideał), była najurodziwsza z nich wszystkich. Poza tym miała bardzo czułe serce (a jakże), którego dobroć odbijała się w jej oczach i sprawiała, że zawsze wyglądała na szczęśliwą i radosną. Jej starsze siostry były samolubne i ciągle niezadowolone i dbały tylko o klejnoty i piękne stroje (a to zdziwienie). Nic więc dziwnego, że ojciec najbardziej kochał najmłodszą z córek (ciekawe, co na to superniania).
Opowieść wartko się toczy. Tatuś pojechał w interesach, jako gifty miał przywieźć diamenty dla Głupiej, strojne suknie dla Głupszej i białą różę dla Panny Idealnej. Po drodze postanowił zwędzić kwiatek z pobliskiego ogródka, capnęli go i kazali mu podesłać w ramach rekompensaty kogoś, kto przywita go jako pierwszy. Padło na Piękną.
Zamieszkała z Bestią, w sumie było nudno i nic się nie działo, aż potem tatko zachorował i Panna Idealna wróciła do domu.
- Wkrótce jednak tydzień dobiegł końca - czytam dalej - i wtedy Piękna poczuła, że nie zniesie opuszczenia ojca. Podjęła więc decyzję, że złamie obietnicę i zostanie w domu przez jeszcze jeden tydzień.Nie mogła jednak przestać zastanawiać się co też biedna bestia o niej pomyśli i pewnej nocy, kiedy myślała o niej bardzo dużo, przyśnił jej się dziwny, smutny sen.Wydawało jej się, że jest z powrotem w ogrodzie przy zamku bestii. We śnie podeszła do krzaku białej róży. Leżała pod nim bestia, taka chuda i blada, że wyglądała jakby umierała. Kiedy Piękna podbiegła usłyszała jej lament: Och, Piękna, złamałaś mi serce, bez ciebie umrę! Wtedy Piękna obudziła się z krzykiem i poczuła się tak nieszczęśliwa...
- Hej, ona ma syndrom sztokholmski! - aż się zachłysnęłam swoim odkryciem - Przecież nikt normalny nie tkwiłby w związku z porywaczem! Każdy by wiał z krzykiem na policję. A weźmy takiego Kopciuszka. Panna młoda z castingu. Jedyny warunek to pasujący na nogę but. A Śpiąca Królewna! Wzięła ślub z pierwszym pacanem, którego zobaczyła! No i ta zombie Śnieżka!
- Czytasz czy nie? - Zuzia patrzy na mnie karcąco - Bo jak nie to idę spać.

sobota, 8 listopada 2014

Telefony

Nie mieszając Najwyższego (Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy) wolę posłużyć się pojęciem sprawiedliwości dziejowej.
Po siatkówce - w każdej ręce siatka z logiem uchachanego owada - rozkoszowałam się powolnym spacerem do domostwa. Gdzieś wokół biegały dzieci.
Wejście do klatki mam przeszklone, więc widać z obu stron idealnie. Widzę ją i ona widzi mnie, a mimo to Pani Sąsiadka naciska guzik "zamknij" i odjeżdża windą ku niebiesiom. 
Westchnęłam boleśnie. Trudno, widać śpieszyło się jej do domu i te 15 sek. zrobiło istotną różnicę. Uruchamiam więc procedury.
Krok pierwszy: postaw siatki na ziemi; krok drugi: wciśnij kod domofonu; krok trzeci: podnieś siatki i zawołaj dzieci; krok czwarty: zagarnij potomstwo, które rozpełzło się po całym podwórku; krok piąty: postaw siatki na ziemi; krok szósty: wciśnij ponownie kod domofonu; krok siódmy: dziarsko podnieś siatki i popychając dzieci kolanem, zgrzana jak pies, wturlaj się do klatki.
- Zuziu - sapnęłam - ściągnij windę
- Halo! Haloooooo! Słyszy mnie pani! Winda się zacięła! Utknęłam tu!!! - usłyszałam histeryczne wycie z czeluści kabiny.
Usta rozciągnęły mi się w szerokim uśmiechu.
- Niech pani zadzwoni po pomoc!
- W windzie jest przycisk, niech pani go wciśnie - odpowiadam oglądając paznokcie.
- Nie działa chyba, bo dzwoniłam, nikt nie odpowiada!!! Niech pani dzwoni, słyszy mnie paniiiii?
- Nie wiem, gdzie dzwonić, nie mam numeru.
- Na tablicy jest! Widzi pani?! Halooooo!!!
Nieśpiesznie wyciągam telefon. Uważnie wybieram numer. Wycie w windzie nie ustaje. Sąsiadka doradza mi, zaklina, daje rady, informuje o numerze wiszącym na tablicy, troszczy się o mój słuch ("słyszy mnie paniiii? Słyyyyszyyy?").
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
- Proszę pani, nikt tam nie odbiera - informuję ze smutkiem. 
Okrzyki i pojękiwania wzmagają się. 
- Niech pani dzwoni do zarządcy. Słyszy pani???
Dzwonię.
- Tam też nikt nie odbiera.
- To niech pani pani zadzwoni pod ten numer - dyktuje mi cyfry.
- A co to za numer? - pytam nieufnie.
- Do mojego znajomego. Niech pani dzwooooniii!!!!
- I co mam powiedzieć? - dociekam oglądając sufit na korytarzu.
- Że Ania zatrzasnęła się w windzie, a na kuchence mam garnek włączony.
No ekstra, lepiej być nie może. Dzwonimy więc.
- Dzień dobry, ja tu dzwonię w takiej sprawie, że Ania zatrzasnęła się w windzie, a ma garnek na kuchence.
("Hallllooo słyszy pani?")
- No i co mam zrobić?
Złośliwy rechot rozsadza moje trzewia.
("Dzwoni paniii? Dzwoniii?")
- Bo ja wiem? Może pan tu przyjdzie?
Stęknięcie.
- Idę.
- I co? Dzwoniiii paniii? - zawodzi kobieta w windzie bez ustanku.
- Taaaaaaa. Ten pan już idzie.
Dzwoni mój telefon.
- Halo?
- Tu nr alarmowy. Słucham.
- Dzień dobry. W bloku na ulicy takiej owakiej winda się zacięła i tam utknęła jedna pani.
- Dobrze, przyjąłem. Dziękuję.
- I coooo? - wyje zatrzaśnięta - Jadą???
- Tak - odpowiadam.
- A szybko?

E, nie ma pośpiechu - myślę - w końcu sobota jest.

Aha

- A moje buty nie śmierdzą - zauważyła Zuzia wracajając z przedszkola.
- Aha - czasami naprawdę nie wiadomo, jak skomentować przedszkolne historyjki.
- Bo dzisiaj wąchaliśmy swoje kapcie. Ja, Koleżanka i Kolega.
- Aha - brwi szybują mi wysoko, wysoko do linii brzegowej grzywki.
- Koleżanka to ma śmierdziela.
- Aha - rozdziawiam gębę zadziwiona.
- A Kolegi kapcie nie śmierdzą.
- Aha - zaczynam się śmiać.

Zuzia patrzy na mnie jak na wariata. Trudno czasem przewidzieć, co rozśmieszy dorosłych.
 
 

środa, 5 listopada 2014

Laryngolog

Jutro przedszkolna akademia ku czci Dnia Niepodległości.
- A koleżanka to ma problemy ze swoim tekstem. Bo sepleni i pod koniec mówi "wroga pspependziliśmy".
- "Wroga cepem biliśmy" - artykułuję wyraźnie najczystszą polszczyzną profesora Miodka, jak gdyby koleżanka od wierszyka stała przede mną.
- Co? - w jasnych, błękitnych oczach Zuzi maluje się zdumienie. Lekko widoczna, pionowa zmarszczka między brwiami zdradza zaskoczenie.
- Cepem. To takie urządzenie do mielenia zboża na mąkę - wyjaśniam fachowo.
Zuzka wzrusza ramionami.
- No nie wiem. Ma być "wroga przepędziliśmy".
Wroga. Cepem. Biliśmy.
Także tego. Cieszę się córcia, że mogłam cię czegoś nauczyć.
(Jak się nazywa ten lekarz od uszu?)

poniedziałek, 3 listopada 2014

Filtry do okapu

No i kto by przypuszczał, że poszukiwanie filtrów do okapu Luftig mejd baj ikeła dostarczy mi tyle radości!
Najpierw infolinia Ikea.
- Filtry potrzebuję do okapu.
- Jaki kod produktu?
- 600 793 002...
- Oczywiście proszę panią. To sprzęt produkowany dla sklepu przez elektrolux. Do nich trzeba dzwonić. Prodaję numer...
Dzwonimy do Krakowa.
- Filtry potrzebuję do okapu.
- Jaki kod produktu?
- 600 793 002.
- Ale to nie nasz produkt. To whirlpool produkuje. Podaję nr...
Dzwonimy do Warszawy.
- Filtry potrzebuję do okapu.
- Jaki kod produktu?
- 600 793 002.
- A skąd pani dzwoni?
- Z Zielonej Góry.
- Hmm. A koło jakiego dużego miasta leży to miasto?
- ....
- Halo?
- Eeee... no więc.... eeee... może, tego, Poznań albo Wrocław...
- Aha. To do Kalisza trzeba.
- Do Kalisza?? A bliżej to nie ma? - robi mi się słabo. Ocieram pot z czoła.
- Kalisz wysyła na Wielkopolskę. Podaję nr...
Drżącą dłonią wybieram numer kaliski.
- Filtry potrzebuję do okapu.
- Jaki kod produktu? 12 cyfr
- Ale ja mam tylko 8 - dukam.
- Inaczej nie da rady. Skąd pani dzwoni?
- Z Zielonej Góry. To w lubuskim - mówię na wszelki wypadek.
- No wiem, gdzie to jest - śmieje się pani w Kaliszu - ale przecież u was też jest serwis.
- Ale tamta pani na infolinii whirlpoola w Warszawie kazała mi tu zadzwonić.
- Yyy tam - prycha pogardliwie infolinia z Kalisza - nie znają się.

Uhuhuhu, nawet nie wiesz maleńka, na ilu rzeczach.

niedziela, 2 listopada 2014

...


Chciałam dzisiaj zapalić znicz ku pamięci osoby wyjątkowo złośliwej za życia. Dwie pierwsze świeczki mi zgasły, a trzecia mnie poparzyła.
Wierzę, że po tamtej stronie coś jest.

I was here

Popularne posty