poniedziałek, 29 stycznia 2018

Co się zdarza Małżonowi w najmniej spodziewanych momentach

Poniedziałkowy podwieczór.
W mieszkaniu panuje cisza, bowiem dzieci zaszyły się w swoich jamach, Małżon siedzi cichutko ze słuchawkami w uszach słuchając jakiejś lokalnej audycji sportowej, a ja, wyciągnięta swobodnie na kanapie, oglądam "Koronę królów". Niesamowicie stymuluje mnie ten serial. Po każdym odcinku nachodzi mnie moc, by coś doczytać, dzięki czemu mogę z całą pewnością pogrozić paluszkiem prezesowi tefałpe: "a ti ti świntuszku! To nie całkiem tak było!"

Nagle Małżon zrywa się i krzyczy:
- Gdzie masz pęsetę?!!
- Czego się drzesz? - obruszam się, bo przecież siedzę obok
- Gdzie pęseta?!! - woła ponownie jakby mnie nie słyszał
- Tam gdzie zwykle.
- Czyli gdzie?!
- Akurat dziś w łazience - burczę zdegustowana, bo tu Jadwiga do klarysek idzie jakieś cztery lata przed czasem, a ten się wydziera.
Poszedł. Wraca.
- Masz!!! - wrzeszczy mi nad głową - Wyciągaj!!!
- Co???
- Guma ze słuchawek utknęła mi w uchu!!! Nie mogę jej wyjąć!!!


niedziela, 28 stycznia 2018

Sarkazm

Pyta Małżon podchwytliwie:
- Jak tam dzisiaj było Zuzia w kościele?
- Dobrze - odpowiada grzecznie córka
- A co było?
- Msza.

Mistrzyni ciętej riposty.

sobota, 27 stycznia 2018

Słownik wyrazów zapomnianych

Lata 60. - serwus
Lata 80. - cześć
Lata 2000 - siema (siemka), hej (hejka)

I oto nadszedł rok 2018 i moja 8,5 letnia Córcia, źrenica oka mego lewego, w której wychowanie wkładam mnóstwo energii i serca, widząc Małżona i Krzysia wznosi głos w pozdrowieniu:

- Chłopaki! No elo mordy!



I takie pytanie mam: co się odpowiada?

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Krzyś darczyńca

Stoi w kącie dźwig.


Który Krzyś otrzymał od ojca chrzestnego Wujaszka Wani.
Który wyposażony jest w bajery i dings do automatycznego przesuwania ramienia oraz haka.
Który wzbudza entuzjazm u dzieci płci męskiej przychodzących do nas w gościnę.
Który przestawiam z kąta w kąt bo, skubany, jest niezgorszych rozmiarów.
Który Krzyś i Zuzia ledwo trącają nogą w pogardliwej nieuwadze.

Postanowiłam dać temu dźwigu drugie życie.

- Zuzia czy ty się bawisz tym dźwigiem?
- Jaaaaa????
- Krzysiu a ty bawisz się dźwigiem?
- Nie.
- Wcale?
- Wcale.
- Słuchajcie dzieci, tak sobie pomyślałam, że skoro się nim nie bawicie, to może zaniesiemy go do przedszkola.
- Dobla.
- Ale na zawsze go zaniesiemy, ok?
- Dobla.
- No i super.

Rano przerzuciłam dźwig przez ramię niczym karabin i wyruszyłam do przedszkola ku świetlanej przyszłości dźwiga.

Mój Boże! Co to była za radość! Jak się dzieci płci obojga cieszyły! Pani doniosła, że szaleństwo ogarnęło całą grupę! Krzysztof natomiast stał się bohaterem dnia i władcą udzielnym do spraw dźwigu.

Po południu przy odbiorze Krzysia, kiedy pani dziękowała za hojne doposażenie przedszkola, synuś, ni z gruchy ni pietruchy, walnął:
- Dobla, a telaz zabielamy go do domu.
Pani osłupiała.
- Eeeee - zacukałam się - ale przecież... rozmawialiśmy... wy i tak się nie bawicie...
- Lozmyśliłem się  - fuknął, po czym pomaszerował dziarskim krokiem do sali i, posapując, wywlókł dźwig na zewnątrz.

Kiedy wręczałam dźwig, gawiedzi do poklasku było z dwie osoby. Kiedy wynosiłam dźwig w sromocie, ludzie gapili się na mnie ze zdumieniem. I niejaką dezaprobatą. Wiadomo, kto daje i odbiera...

Ale mniejsza z pijarem.

Stoi w kącie dźwig.


piątek, 19 stycznia 2018

Wyzwania i wyznania

Zawodowo spadło na Małżona największe nieszczęście ever, mianowicie konieczność wygłoszenia gadki motywacyjnej na forum publicznym.
Małżon sam o sobie mówi, że jest dość dziki i nieoswojony, gdzie mu tam do wypowiadania się w szerokim gremium, a jeżeli jeszcze jest prawdopodobieństwo, że cię nagrają, to on, Małżon, serdecznie dziękuje.
Od paru dni chodził podminowany, w skrytości pisał szkic przemowy, wysłuchiwał internetowych ściągawek, jednym słowem trenował niczym Aragorn u wrót Mordoru.

Aż wreszcie nadszedł dzień 0.

Stanął naonczas przed swoją familią i rzekł:

- Dobra, to posłuchajcie tej przemowy, czy ona w ogóle jest z sensem. Nie wiem, czyj to był pomysł, żebym coś gadał. Ja nie lubię gadać, a co dopiero przemawiać.
- Ojciec, zaczynaj, to zaraz się przekonamy czy to jest z sensem - wtrąciła brutalnie Zuzia
- Zuza! - skarciłam ją wstrząśnięta.

Małżon odchrząknął i zaczął.
- No to biorę mikrofon i napierdzielam.

I zaczął.

Mówił składnie, ciekawie, motywująco, wtrącając tu i ówdzie subtelne żarciki. A kiedy skończył spojrzał na nas pytająco.

Krzyś nie odpowiedział.
Ja powiedziałam: "Wszystko z sensem."
Zuzia: Na twoim miejscu nie zaczynałabym od "biorę mikrofon i napierdzielam". Poza tym okej.




Edit: 
- No i jak ci poszło? - zapytałam kiedy Małżon powrócił nad ranem z imprezy.
- A bardzo nieźle - odparł - na początku trochę się zestresowałem, ale jakoś poszło. A potem mi powiedzieli, że jakbym trochę dłużej przemawiał, to by się popłakali ze wzruszenia.

Popularne posty