wtorek, 31 marca 2015

Zuzia jest wrażliwa

- Mamo, nie chcę iść dzisiaj na religię!
- A dlaczego?
- Bo nie.
- Skarbie, to nie jest argument.
- Po prostu nie mogę.
- Ale dlaczego??
....
- Zuziu, jak mi nie powiesz prawdy, to nie mamy o czym gadać i pójdziesz na religię.
- Mamusiu, ja naprawdę nie mogę! Nie dam rady słuchać o męskich pasjach!
- Wiesz co... W sumie to mężczyźni mają różne pasje, zainteresowania czy hobby. Może będziecie rozmawiać o samochodach albo o komputerach. Może być ciekawie.
- Ale ja jestem zbyt wrażliwa; popłaczę się tam!!!
- Zuzka, czy ty przypadkiem nie przesadzasz? Nad męskimi pasjami będziesz szlochać?
- A w sumie to po co mielibyście na religii rozmawiać o męskich pasjach, co? - wtrącił się do rozmowy Małżon.
- No bo na Wielkanoc Pan Jezus umarł i to taka pasja była!
- Buahahahah - zaryczał Małżon - to nie męska pasja to Męka Pańska!!

Aaaaaaaaaa


poniedziałek, 30 marca 2015

Poniedziałkowy blues

A ja lubię poniedziałki.
Rankiem powtarzamy cotygodniowy schemat.
- Zuzia, wstawaj!
- Zuzia, jedz śniadanie i pomóż Krzysiowi.
- Zuzia, obudź się!!
- Zuzia, ubieraj spodnie!
- Zuzia, co się tak zawiesiłaś. Budź się!!
- Zuzia, spóźnimy się!!

-  (w melodii i tonacji) Zuzia Zuzia in ekselsis dwaaa-a-AAA!!! - Krzyś śpiewająco odnajduje się w dyskusji.

piątek, 27 marca 2015

W poszukiwaniu nirwany

Zdarzyło mi się dzisiaj zaspać.
Skutkiem tego, zmuszona byłam skrócić poranne procedury do niezbędnego minimum (nie płacz Zuziu, dostaniesz śniadanie w przedszkolu, uh dobra, ale jecie z jednego talerza, jedną łyżką; przedziałek ulizany? znowu zapodzialiście buty?) i rozwinąć szóstą prędkość kosmiczną, aby zdążyć na czas odprowadzić Zuzkę na uczelnię.
Pewnie z tych emocji, koło południa zaczęła mnie ćmić głowa.
Koło 17, kiedy Małżon wrócił do domu, ukradkiem, na palcach oddaliłam się do sypialni, żeby odleżeć ból.
Zameldowali się za mną po sekundzie. Wskoczyli na łóżko i rozpoczęli regularną rozpierduchę.
- Zuśka, posuń się!!! - darł się Krzyś usiłując zepchnąć leżącą na mnie siostrę.
- Zostaw mnie! - zadudniła Zuzia spod kołdry - leżę w grobie, bo umarłam.
- Zuśkaaaa!!! Maaama!!!
- No Krzysiek no!!! Aaaaaa!!!! Maaamaaa!!
Otworzyłam jedno oko. Rozczochrany Krzyś walił pięściami po plecach leżącej na brzuchu Zuzi.
- Co wy wyprawiacie?! - zajęczałam - Zuzia, co z tobą?
- Leżę na zbitym pysku - wymamrotała w pościel.


wtorek, 17 marca 2015

Dziś pytanie, dziś odpowiedź

Z powodu wielkiej fuzji Zielonej Góry z gminą, wybory prezydenckie w nowym, ogromnym mieście, zostały przesunięte na 15. marca.
Tak więc w niedzielę, po proszonym obiadku u Teściów, wybraliśmy się gromadą zagłosować. W lokalu pobraliśmy karty i rozpoczęliśmy procedury. Ledwie na różowej kartce iksem oznaczyłam swojego kandydata, Zuza pochyliła się do mnie i zapytała konfidencjonalnym szeptem:
- Skreśliłaś Putina?
- ????? Eeee... A dlaczego miałam skreślić Putina?
- Bo mówiłaś, że to zły człowiek jest.
- No bo jest; dalej tak uważam.
- No to dlaczego go nie skreśliłaś?
- Bo go nie ma na liście?

piątek, 13 marca 2015

Jak Zuzia została szafiarką

- Ploszę baldzo Krzysiu
- Dziękuję baldzio Zuśka

Wersalonowa wymiana zdań dotyczyła upiększania Syna przez Córkę. Podczas oczekiwania na opłacenie wózka pełnego goodies w jednym z dyskontów, Zuzka zabrała się za poprawianie Krzysiowi czapeczki. Tu podniosła, tam zsunęła, tutaj postawiła fikuśnie na sztorc, tam coś przekrzywiła zawadiacko, tył naciągnęła do przodu, a przód przeciągnęła na bok.
- Ale masz luk - stwierdziła z podziwem.
Zerknęłam krytycznie. Czapka na głowie Krzysia nasadzona była na czubek, odsłaniając czoło i uszy. Obiektywnie rzecz ujmując - szału nie było. Zastanowiło mnie jednak coś innego.
- A skąd ty znasz takie słowo, co?
- Jakie?
- Look.
Wzruszyła ramionami
- Luk. Znam przecież to słowo.
- Ale skąd? Z angielskiego? - drążyłam.
- Oj mamo, no. Luk. Taki jak ma jednolożec.
Zabiła mi ćwieka.
- A jaki look ma jednorożec?
- Przecież na czole ma luk - popatrzyła na mnie jak na wariata - nie wiesz, jak jednolożec wygląda, czy co?

Nie uznałam za stosowne odpowiedzieć. Udałam, że nie słyszałam pytania.

czwartek, 12 marca 2015

Kulturowe wyznaczniki biegu życia

Proces wypchnięcia dziecka z łona to małe miki w porównaniu z jego wychowywaniem. W okresie przeddzieciowym byłam wybitną znawczynią koncepcji wychowawczych, głosząc obficie prawdy objawione w księgach uczonych. Narodziny Zuzki zweryfikowały moje poglądy, tak, że dotychczasową wiedzę o dzieciach mogłam se w buty wsadzić.
Pierwszą rzeczą, która rozwaliła mój system przekonań, było odkrycie, iż nawet niemowlak posiada własny światopogląd. Szemrana sprawa: człowiek myśli, że decyduje o małolacie, a tu małolat się stawia i co mu zrobisz.
Mimo wszystko nie poddaję się i uspołeczniam potomstwo w kierunku najbardziej pożądanym, czyli hoduję ich na małych konformistów (kopanie się z systemem załatwią sobie we własnym zakresie).

No i nie powiem, nie powiem, niejaki sukces osiągnęłam.

Oto Zuzia rośnie na cierpliwą dziewczynkę o głębokim poczuciu sprawiedliwości społecznej.
Przez całe popołudnie obserwuję, jak Krzysiek złośliwie rozwleka rzeczy Zuzi po całym dużym pokoju. Mała nic. Bawi się cichutko sama ze sobą. Natenczas Krzyś, przyczajony-tygrys-ukryty-smok, skrada się na paluszkach z balonikiem w rączce i bach! ją przez łeb. Tu następuje reakcja w postaci ostrzeżenia słownego. Ukochany Braciszek nic. Dalej macha balonikiem. Po kolejnym stuknięciu Zuzka zerwała się z podłogi i ruszyła do ataku. Uradowany Krzyś porzucił balonik i zaczął uciekać. Nie wziął pod uwagę ilości i rozmieszczenia szpargałów, które niefrasobliwie rozrzucał minuty wcześniej. Z całą mocą, ile papryka dała, wpadł na kolorowy plakat z Krainą lodu i pośliznął się. Spektakularnie wyrzuciło go w powietrze, odnotował króciutki lot i walnął płasko na podłogę. Zaległ tam w totalnym szoku, rozciągnięty jak naleśnik, ręce i nogi szeroko rozrzucone, w oczach zgroza i niezrozumienie.
Wyobrażam sobie, co musiało zadziać się w jego głowie, kiedy ujrzał nad sobą gigantyczną Zuzunię oznajmiającą:
- Dobrze ci tak! Bozia cię sprawiedliwie pokarała, że mnie bijesz!

Po czym odeszła, zarechotawszy wrednie.






Pan Profesor wyciąga plik zadrukowanych kartek i kładzie przede mną na stole. Jęczę w duchu i łapię się za głowę; z daleka widać pokreślone zdania, uwagi na marginesie i zalecenia u góry strony długie jak stąd do tamtąd. Oczywiście - ołówkiem.
Uśmiecha się życzliwie i mówi: "aż tak źle nie jest; proszę się nie załamywać!"
Pan Profesor nigdy nie mówi "to jest źle, a to niedobrze", ani nawet "no proszę, proszę, a kto to się niebytu objawił". Nigdy nie podnosi głosu. Nigdy się nie złości. Nigdy nie mówi "nie", zawsze mówi "wie pani, tak się zastanawiam, czy... " i wtedy się wie, że coś jest sknocone.

Pan Profesor
"może chodzi teraz
na długich promieniach
odzianych w szare pończochy
z ogromną siatką
i zieloną skrzynią
wesoło dyndającą z tyłu..."

wtorek, 10 marca 2015

Setny post więc bez tytułu

Sezon rowerowy czas napocząć.


Krzysztof po królewsku siedzi w dziecięcym trójkołowcu, napędzany siłą mięśni matki.
Zuzanna walczy na "aletoniejestdamskirowerżądamnowego", pedałując rozkosznie powoli, pokrzykując od czasu do czasu "czekajcie! Czekajcie no!"

- A wiesz co? - zagaiła Zuzia, kiedy odbierałam ją z przedszkola - jak pani powiedziała, że po mnie przyszłaś, to tak się poczułam, no taki smak mi przeszedł, jakby .... jakby mi się rzygać chciało.

Znam to uczucie Córko. Serio. Mam tak samo, kiedy wchodzę do waszego pokoju w sobotę.

Popularne posty