sobota, 21 kwietnia 2018

Vivat geocaching!

Wszelkie nałogi są złe.
Mój doprowadza rodzinę do rozpaczy, a kiedy wymówię słowo na "k" widzę w ich oczach żądzę mordu.

Karpacz.

- Tu bliziutko jest kesz.... pójdziemy?
- Zdefiniuj "bliziutko"
- Kilometr. Bez siedmiu metrów.
- W linii prostej. Droga poprowadzi cię dwa razy dalej.
- To ja pójdę z Zuzią, a wy idźcie do kawiarni, zamówcie gofry czy lody.
- Ale wracajcie szybko.
- Bardzo szybko. Ma się rozumieć.

Pierwszy kesz szybko odhaczony. Sprawdzam czas.
- Zuzka tu jest drugi kesz. Skoczymy? - pytanie w zasadzie retoryczne, bo małolata i tak nie ma gdzie pójść.
Ale drugi kesz jest przemyślniej skryty. Latam wśród gałęzi, hasam po głazach, wspinam się na pagórki, zeskakuję z górek niczym kozica.

Telefon.
- Gdzie jesteś?
- Już wracam - odpowiadam grzebiąc w chaszczach.

Pięć minut później.
- Gdzie jesteś teraz?
- No idziemy w waszą stronę - mamroczę wsadzając łeb do jamy.

Pięć minut później.
- A którędy idziesz?
- Którędy? Eeeee... no tam, gdzie wy... - mówię rozglądając się uważnie. Na wszelki wypadek dodaję do głosu nutkę urazy.

Pięć minut później. Telefon. Na wszelki wypadek nie odbieram.

Kolejne pięć minut.
- Już nie ściemniaj, że idziesz, bo byśmy cię widzieli...
- Jest! Jest! - drę się.
- Co jest?
- Eeeee.... no ta stacja benzynowa. A wy nas nie widzicie?
- Mamo - wtrąca Zuzia - jak zaraz nie pójdziemy, to będziesz miała przegwizdane.
- Tata mnie zabije - odpowiadam narzucając plecak i ruszając biegiem.
- Nie martw się - mówi moja ukochana Córeczka - zamówię ci trumnę.







Cztery kesze jednego dnia!
Ha!
Jak mawia Zuzia: jestem przekozakiem.

środa, 11 kwietnia 2018

"Te" tematy

Uch, ta nieznośna perspektywa konieczności opowiedzenia dziecku o "tych" sprawach!

Ilekroć w telewizji pada słowo na "s" głuchnę, ślepnę i w ogóle nie wiem, o czym była mowa, bo chwilowo byłam rozkojarzona.

Ale, jak to mówią, expect the unexpected.

W środę oglądamy familijnie "take me out" - szalenie nas bawi cała formuła i przekomarzanki uczestników. I oto dzisiaj jako kawaler objawił się facet z Zielonej Góry, a jak z Zielonej, to wiadomo - ziomal.
No więc wyprostowaliśmy się na sofie, przyklepaliśmy piątkę z telewizorem i zawołaliśmy gromko: "juuuuhuuu", dajesz gościu!!"
Potem, zgodnie ze scenariuszem, pan się powyginał, zareklamował swoją osobowość, kontestantki go zrecenzowały i jedna z nich, ziomalka spod Żar, orzekła:
- Jestem socjologiem i czytałam badania, że mężczyźni z lubuskiego uprawiają najwięcej seksu.
- Uuuu - zachwyciła się Zuzia - to tata i Krzysiu uprawiają najwięcej seksu. Nieźle.


Nawet bardzo nieźle, bo widzisz córcia, mamy małe kłamstwo, duże kłamstwo i statystykę.


Popularne posty