Z motoryką u mnie nie najlepiej.
Mam wrażenie, że jestem na poziomie półtorarocznego dziecka, a z wiekiem nie przybywa mi ani wdzięku ani klasy.
Ostatnie przygody pozwalają mi sądzić, iż stan mój w istocie się pogarsza i muszę się komuś zwierzyć, bo sama nie wiem, co o tym myśleć.
Przygoda nr 1
07.07.2018
W roli głównej: buty sportowe, dżinsowe, zdobione, na podwyższeniu, CCC
Wynik: zdarte wnętrza dłoni, zbite kolano, zbita kostka
Z kumpelą od keszy, z którą dzielę nie tylko zamiłowanie do poszukiwania skrzynek, ale też zniecierpliwienie i niechęć rodziny do geocachingu, wyrywamy się od czasu do czasu na łowy. Pamiętnego dnia padło na tereny podmiejskie, mocno zalesione, głuszę niemal, w której skryto przemyślnie kilka skrzynek. Marsz i poszukiwania trwały prawie pięć godzin, skutkiem czego spóźniłam się do domu i zaliczyłam kłótnię z Małżonem, nieistotna to rzecz dla narracji. Ważne jest natomiast, iż wiedząc o swojej obsuwie czasowej ruszyłam truchtem, poganiając za sobą Mamę Ilenki. Przez las było prawie 5 km, a po wyjściu na szosę czekało nas jeszcze ok 1,5 km do samochodu. Gnałam przodem, skrajem jezdni, lewą stroną jak Bozia i policja przykazała. Równe tempo uległo zerwaniu, kiedy lewa kostka wygięła mi się na zewnątrz, a ja po kilkunanosekundowym tańcu pt. złapię-równowagę-o-matko-jedyna-takiego-wała poszorowałam rękami po asfalcie wykładając się bynajmniej nie elegancko. Plecak zjechał mi na kark i stuknął w potylicę. Z tyłu zapadła cisza. Po chwili:
- Wspominałaś, że jesteś awaryjna, ale myślałam, że tylko żartujesz. Widzę jednak, że ty tak poważnie.
Do domu dokuśtykałam z trudem, wysłuchałam kazania Małżona jak to zgłupiałam przez te kesze i teraz on spóźni się na spotkanie i czy jestem z siebie zadowolona.
przygoda nr 2
04.08.2018
W roli głównej: czerwone espadryle, na obcasie, CCC
Wynik: zdarte wnętrza dłoni, skręcona kostka, zbite kolano, roztrzaskana osłona telefonu
Tutaj zaskoczenia nie było, bowiem od początku czułam, że coś jest z nimi nie tak i są piekielnie niewygodne. Pozostawało więc tylko czekać na katastrofę. Nadeszła wieczorem, podczas spaceru główną alejką kempingu, w porze kolacji, kiedy widownia jest możliwie największa. Dalej według schematu - wygina się lewa kostka, tracę równowagę, padam na asfaltową drogę, tuż obok jakiegoś facia, który patrzy z niedowierzaniem pijana-czy-co, waląc telefonem o ziemię. W ostatniej sekundzie widzę jak kiecka zadziera mi się do góry i każdy może sobie popatrzeć co mam pod spodem. No, prawie wszyscy.
- Aua, aua - stękam - mój telefon, mój telefon.
- Mama się wyglebiła! - rechocze Zuzia
Krzyś zaczyna krzyczeć:
- Ja nie widziałem! Mama wygleb się jeszcze laz!!!!
Małżon ociera łzy z oczu.
Stoją w kółeczku rycząc z uciechy, podczas gdy ja naciągam sukienkę do kostek, żeby odzyskać choć odrobinę godności. Jakiś staruszek biegnie w moją stronę, wyciąga dłoń, żeby mi pomóc wstać. Uśmiecham się zakłopotana, bo jak to wygląda: ja rozciągnięta, rodzina nade mną śmieje się do rozpuku, obcy senior chce mnie podnieść.
Kuśtykam do namiotu, gdzie wcieram w stopę altacet i naciągam elastyczny bandaż.
Przygoda nr 3
14.09.2018
W roli głównej: buty sportowe, dżinsowe, zdobione, na podwyższeniu, CCC
Wynik: dupa zbita, zdarte wnętrze dłoni, stłuczona kostka, zdarta skóra na kolanie, zbity bark i ramię.
O 6 rano byłam w ciemnym lesie. Ale nie jakiś tam brzeżek w celu rekreacyjnym, tylko na serio - bieguniem w głąb ochlowego boru. Po co? Po książkę, panie. Wydawnictwo W.A.B. umyśliło promocję powieści "Naturalista" A. Mayne'a - w 16 lasach ukryli 16 egzemplarzy książek, do których dotarcie wyznaczały tylko współrzędne. Początek wyścigu - północ z piątku na sobotę. Takie sztuczki tylko z Mamą Ilenki, więc zerwałyśmy się bladym świtem i uzbrojone w telefon z GPSem ruszyłyśmy na poszukiwania. Droga jak gościniec: nieco krzywa, piaszczysta, z korzeniami, wyboista. Kiedy rąbnęłam o ziemię według tradycyjnego schematu, Mama Ilenki powiedziała zniecierpliwionym tonem:
- Wstawaj, wstawaj.
Nawet się nie zająknęła czy wszystko okej i czy żyję.
Tylko:
- Następnym razem kupię ci odpowiednie buty.
Do świtu ryłyśmy w mchu i gałęziach, ale bez efektu. Ktoś nas wyprzedził. Podobno o północy. Albo i przed.
Oto wywalam się regularnie co 4 tygodnie.
Albo to początek choroby.
Albo moja łamagowatość.
Albo, jak mawiała moja ciocia, but z miasta, noga ze wsi.