niedziela, 14 maja 2017

Ona czuje we mnie piniądz

No dobra.
Nie na wszystkim trzeba się znać, nie zawsze zna się odpowiedzi na stawiane pytania. Można się mylić albo dopytywać o szczegóły.
Można.
Ale co z tego, kiedy czasami najniewinniejsze pytania powodują, iż wychodzi się na pacana pierwszej klasy. Wtedy robienie dobrej miny do złej gry i wmawianie wszystkim, że kto pyta nie błądzi, zawsze wygląda słabo.

W rolach głównych: Małżon, ja, nasz samochód i pan serwisant.

Jedziemy w dwójkę. W garści trzymam garść klepaków w w obcej walucie.
- Wysiadam.
- Na środku ulicy?!
- Oj, szybko wyskoczę.
- Nie zdążysz.

Co, ja nie dam rady? No to patrz. Muszę wypiąć pas i otworzyć drzwi, ale w rękach mam bilon; logika nakazuje się go pozbyć. Niewiele się namyślając, rzucam drobniaki na kokpit. W tym czasie zapala się pomarańczowe, a ja ze zgrozą słyszę jak monety turlają się przez kratki w kokpicie w nieznany dół wywietrznika czy innej klimatyzacji.
Wyskakuję z auta przy akompaniamencie wściekłych wrzasków Małżona.

Idę do sklepu, robię zakupy i wychodzę przed sklep. Mam fatalny humor, bo wiem, że tornado jeszcze przede mną. Wreszcie czerwony na twarzy Małżon podjeżdża, a ja, pełna obaw, wsiadam do auta.

Jezu, czego ja się o sobie nie dowiedziałam! Do dziś uważam, iż Małżonowa ocena mojej wydolności intelektualnej była zbyt surowa i zdecydowania niedoszacowana.

- A teraz - cedzi wreszcie przez zęby - pojedziemy do serwisu, pójdziesz do mechanika i opowiesz mu jak pieprznęłaś* monet do wywietrznika i zapytasz, co z tym fantem zrobić.

Zawiózł mnie na miejsce i dosłownie wykopał za drzwi.

Wchodzę więc do środka i wyłuszczam temat. Że bilon, że wywietrznik, że grzechocze na zakręcie, że mus jest te monety wyjąć.
- Yyy tam. Jak przyjedzie pani na przegląd, to wyczyścimy klimatyzację i wtedy się wyjmie te złotówki.
Zafrasowana podrapałam się po głowie.
- Ale to było euro - doprecyzowuję.

Pan łypnął na mnie koso, zamrugał szybko oczami i odparł poważnie:
- A, to nie. Jak to euro, to sprawa jest poważniejsza.
- Naprawdę? - zmartwiłam się
Tym razem pan serwisant nie odezwał się, tylko spojrzał na mnie z głębokim smutkiem.
- Czyli ... Aha. Och. Rozumiem. Tak. No to ... do widzenia....

- Co powiedzieli? - zapytał podejrzanie uprzejmie Małżon, chociaż w jego oczach szaleje furia.
- Że wyjmą przy następnym serwisie.
- A nie pytali się, jak ta kasa znalazła się w środku?
- Powiedzieli, że to się często zdarza.
- Coś takiego! Naprawdę?
- Tak. Ludziom często złotówki wpadają do wywietrznika. Albo euro.
- No jasne. Bo jakby jeny wpadły to byłby dopiero dramat!

O jeny się nie pytałam, ale zrobię to następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty