Korzystając z zaproszenia i wychodząc naprzeciw zainteresowaniom Zuzanny, wybrałyśmy się dziś do najprawdziwszej galerii - takiej z obrazami - na warsztaty tworzenia papierowych aniołów.
Pomiędzy przedszkolem a warsztatami było ok. 1,5 godziny wolnego, więc zaprosiłam Zuzię do kawiarni - takiej z kawą i ciastkiem, w której to Słoneczko moje zażyczyło sobie rurki z kremem. Zapłaciłam, dostałam, doniosłam do stolika. W kawiarni gorąco, więc trzeba było ściągnąć łachy. Taka elegancja-francja, ale wieszaka nie dostrzegłam, przeto postanowiłam zamarkować stojak na ciuchy. Najpierw rzuciłam sobie na kolana swoją kurtkę, czapkę i rękawiczki; na to Zuzinkową kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki; a wszystko przytrzasnęłam wielką filcową torbą.
- Uffff - zaśmiałam się rozkosznie - ledwo się zmieściłam przy stoliku.
- To przez twoje grubaśne brzuszysko - odparła Zuza poważnie - zrób coś z tym.
I chrupnęła rurkę.
Zatrzęsło mnie z oburzenia.
Pogadamy za 30 lat - pomyślałam mściwie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Wyobrażam sobie, jak wyglądałaby ta rozmowa, gdyby była prowadzona w porządnym, konserwatywnym domu, którego mieszkańcy żyją zgodnie z trady...
-
15 lat temu, kiedy zamieszkaliśmy z Małżonem w jednym mieszkaniu, Teściowie sprawili nam pierwszy prezent do domu - deskę do prasowania. Ni...
-
To się w głowie nie mieści, ile człowiek się musi namęczyć, zanim wyprowadzi dziecko na ludzi! - Zuzia, zagramy w cztery paszporty? - zaga...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz