niedziela, 7 czerwca 2015

Popodróżne resztki

1. Jak Małżon stał się idolem moich koleżanek i wrogiem ich mężów.

- I Małżon tak cię puścił na taką wyprawę? - słyszałam wielokrotnie przed, po, a nawet podczas wyjazdu. 
Otóż moi Mili, Małżon z całego serca wspierał mnie w mojej wyprawie. Opłacił wycieczkę, zabukował hotel w Berlinie, zmienił harmonogram swoich zajęć, żebym mogła jechać. Rozwiewał moje wątpliwości przedstawiając szczegółowy plan opieki na Dziećmi, żebym na tej Majorce nie wyobrażała sobie Bóg wie czego. 
Taki Małżon <3

- No to mój mąż już nie ma życia. Będę mu twojego Małżona za wzór stawiała.

2. Zdjęcia obciachowe i od czapy

From disaster to kung-fu master

Lalka z bufetem. Lot Berlin-Palma de Mallorca

Jedyne zdjęcie zrobione w uroczej Valldemossie, w której Chopin pomieszkiwał

Muszę zapamiętać i sprawdzić cenę

co to jest i jak długo się to plecie???

grafika J. Miro. Muszę poprosić Krzysia, żeby namalował mi identyczny obrazek jak wrócę do domu.

jak założę biznes, to też zadbam o chwytliwą nazwę

niemiecka część plaży

co się jada w Europie?

El Arenal by night

pomnik ważnego władcy i gołąb w locie

3. ...pójdę boso, pójdę boso, pójdę booooosoooo...

- Seniora, habla espaniol? - pyta mnie celniczka na lotnisku w Palmie.
- No - odpowiadam zgodnie z prawdą
- Los zapatos - robi jakiś nieokreślony ruch ręką i odwraca się do mnie plecami.
Ki czort? Los zapatos? Co to może znaczyć? Na wszelki wypadek stoję bez ruchu i czekam na rozwój akcji. Babka odwraca się i znowu coś o tych zapatosach, tym razem pokazując na moje buty. Świta mi.
- Agnieszka! - piszczę - każą mi zdjąć buty!
Jakby na potwierdzenie celniczka podaje mi dwie szeleszczące reklamówki i pokazuje, że mam je ubrać zamiast butów.
Jestem oburzona!
- No ale jak ja mam przekroczyć granicę na boso?! - wrzeszczę po polsku zgorszona - Toż to wstyd i poruta!!!
Rzucam celniczne najfochowszego focha i przechodzę szeleszcząc stopami przez bramkę.
Tym razem nie piszczę.

4. ...ze słońcem twarzą w twarz...

Życie nie przeleciało mi przed oczami.
Nie rozpłakałam się.
Nie zmówiłam żadnej modlitwy.
Nie zrobiłam żadnych rozrachunków ze sobą, bliskimi ani Panem Bogiem.
Nie targowałam się z Losem.
Nie zrobiłam nic szczególnego.

Lot trwał w swojej monotonii od prawie 2 godzin, kiedy odczułam lekką zmianę położenia.
- Czy on przed chwilą przechylił się jakby machał?
- Nie zauważyłam. A co?
- To chyba Alpy. Gdzieś tu rozbił się Germanwings.

To zdjęcie zrobiłam o 19.36.
Schowałam aparat. 


Dokładnie 4 minuty później słońce zniknęło i w kabinie pociemniało. Stewardessy nadal wydawały napoje i posiłki, kiedy nad siedzeniami pojawiła się lampka nakazująca zapięcie pasów.
Samolotem zatrzęsło.

Siedziałam w 30. rzędzie, więc miałam dobry widok na to, co działo się w niemal całej kabinie. Głowy pasażerów latały bezwładnie, kiedy samolotem zarzucało w prawo i lewo. Na moment znikały z pola widzenia, kiedy samolot gwałtownie zniżał się i wznosił. Turbulencje stawały się coraz silniejsze. Stewardessy pośpiesznie odprowadziły wózek na miejsce i usiadły na swoich miejscach. Telepanie nie ustawało. Przez zatkane uszy miałam wrażenie, że silniki raz pracują ciszej, a raz głośniej, a innym razem, że wcale ich nie słyszę.
Siedząca obok Niemka poprosiła mnie na migi o torebkę na wymioty.
Turbulencje nie ustawały.
W samolocie było cicho.

Przed oczami miałam moje Dzieci i Małżona. Perełki dla Zuzi, czapeczkę z myszką miki dla Krzysia.
Młoda dziewczyna, blondynka, cały czas rozmawiała przez telefon.
Przystojny yuppie ubrany na pastelowo - nie odrywał wzroku od tabletu.
Dystyngowany pan, może biznesmen, w Berlinie miał przesiadkę na lot do Sztokholmu.
Czterech luźnych kolesi w szortach, rozwleczonych T-shirtach i laczkach, jakby wpadli na lotnisko prosto z plaży.
Matka z córką. Córka niezbyt ładna, w poszerzających ją spodniach. Matka cały czas coś czytała.
Para. Ona blondynka z twarzy niepodobna do nikogo. Idealnie wkomponowana w powszechnie obowiązujący kulturowy wzór urody: długie blond włosy, mocny makijaż, opalona skóra, szczupła.
Starsze małżeństwo: on taki poczciwina, ona zasuszona i pomarszczona od opalania. Jedli coś z torebki.
Trzy grube Niemki.
Dwie koleżanki. Brunetka przed odprawą poszła się przebrać do  łazienki.
Rodzina: dziadkowie, rodzice i ich roczna córeczka.
Ciemnowłosa Nadja F., trochę przysypiała, teraz siedzi sztywno na siedzeniu przede mną.
Czworo młodych ludzi. Jechali z nami z El Arenal na lotnisko.
Agnieszka wyglądająca przez okno i trzymająca kubek z wygazowaną colą.

Potencjalni główni bohaterowie wszystkich serwisów informacyjnych świata w dniu następnym.

Słońce wróciło i turbulencje skończyły się o 19.50

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty