środa, 27 stycznia 2016

Je! Je! Jelitówka!

Dzisiejsza notka przeznaczona jest dla ludzi o mocnych nerwach; uprasza się więc osoby delikatne i wrażliwe o odejście od ekranu.



Już?





Poszli?





Na pewno?






- Po ostatniej jelitówce schudłam chyba z 10 kg, spodnie mi z tyłka zjeżdżały, mówię ci - perorowała mi koleżanka.
- Mi też by się przydała taka jelitóweczka - zerknęłam na swoje wałeczki - parę kilo mogę oddać.

Ale, ale - uważaj o czym marzysz.

Marzenie zaczęło mi się ziszczać we wtorek rano. Pół dnia spędziłam w kibelku.
Wynicowana aż miło, udręczona bólem żołądka, pełzłam w stronę wyrka, kiedy natknęłam się na Małżona.
Łypnął na mnie koso.
- Trzymaj się kochanie. Jak to mówią - zesraj się a nie daj się - zachichotał.
- Yyyyyyyy - stęknęłam słabo - walnąć ci?!
- Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz - odpalił i ryknął śmiechem.

Pogroziłam mu anemicznie pięścią i dotarłam do łóżka.

Tymczasowo jest 2:0 w ripostach dla Małżona.

Ale jak schudnę jelitóweczkowo, to przełknę ten afront.

1 komentarz:

Popularne posty